Wiślaczki rozpoczęły spotkanie najlepiej jak można. Trzy rzuty zza linii 6, 75 m. pozwoliły objąć prowadzenie 9:0, co musiało postraszyć gospodynie. Oczywiście na pierwszy front wysunęły się Ewelina Kobryn oraz Meighan Simmons, czołowe postacie małopolskiego klubu. Niestety dla niego dystans ten dość szybko zmalał. Podopieczne Natalii Hejkovej nie zamierzały czekać, aż naprawdę przysporzą sobie problemów i dzięki zespołowej grze dogoniły rozentuzjazmowaną Białą Gwiazdę. Trudna do upilnowania, zgodnie z przypuszczeniami, była Sonja Petrovic, która już w poprzedniej kolejce okazała się najlepszą strzelczynią swojego teamu. Wspierała ją Anete Steinberga.
Przyjezdnie dzielnie się trzymały. Zadania ofensywne przejęły Ziomara Morrison oraz Sandra Ygueravide, zaskakując tym nieco czeskie defensorki. Szczególnie podobać się mogła postawa pierwszej z nich. Doskonale zrobiła użytek z warunków wzrostowych i pokazała, że poziom Euroligi nie stanowi dla niej wielkiej przeszkody. Tyle, że kwartę numer jeden wygrały faworytki publiczności 27:23. Już podczas tej części dały pokaz ogromnego potencjału, a oprócz wymienianej Petrović imponowała Laia Palau. Rozgrywająca zanotowała pięć asyst.
USK poszło za ciosem. Drugą odsłonę rozpoczęło od efektownych akcji, zmuszając trenera Jose Ignacio Hernandeza do wzięcia przerwy na żądanie. Różnica dzieląca obie ekipy zbyt szybko, bowiem powiększała się, a obrona mistrzyń Polski dość łatwo dawała się oszukać. Pauza niewiele jednak przyniosła. Rywalki odważnie parły przed siebie i bez problemu powiększały ogólny dorobek. Rezultat 37:27 dawał im poczucie bezpieczeństwa. Co ciekawe, większą skutecznością odznaczała się Wisła, lecz to znakomita Petrović i spółka oddały więcej rzutów. Ponadto, wykorzystywały one nawet najdrobniejsze błędy, nie dopuszczając zarazem gości do wykreowania dogodnych pozycji.
Zanim nastał dłuższy odpoczynek, prażanki przekroczyły barierę 50 punktów. To tylko zapowiadało wysoki rozrachunek końcowy i oddawało ofensywne zdolności kolektywu. Krakowianki zdawały się być w zdecydowanie gorszym położeniu. Nie miały specjalnie pomysłu, by odwrócić bieg wydarzeń. Nie umiały zahamować rozpędzonej czeskiej lokomotywy. Minus polegał też na tym, że oponent lepiej radził sobie w walce o zbiórki.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Real ich rozgromił, ale wiedzą, jak wygląda piękna piłka
Po zmianie stron, wyciągnąwszy wnioski, team spod Wawelu dużo większą wagę poświęcił tylnej formacji. Takie działania przynajmniej w pewnym stopniu wpłynęły na obraz zmagań. Nasze południowe sąsiadki wreszcie przestały mieć otwartą drogę do kosza, wobec czego rzadziej umieszczały piłkę w obręczy. Mimo tego złoty medalista BLK wcale nie odrabiał specjalnie strat, a przynajmniej ta sztuka kosztowała go mnóstwo wysiłku. Miejscowe natomiast bez nerwów wyczekiwały szans i gdy nadeszły, wiedziały jak należy się zachować.
Decydująca batalia stała się praktycznie formalnością. Ekstraklasowicz jedynie wyczekiwał syreny i wykonał parę zagrań, będących osłodą przy goryczy porażki. Niedawny triumfator Euroligi znalazł się zdecydowanie poza zasięgiem. Ambicja nie wystarczyła, żeby włączyć się do rywalizacji o pełną pulę. Znów kapitalny występ zaliczyła Petrović, autorka 25 punktów.
ZVVZ USK Praga - Wisła Can Pack Kraków 84:63 (27:23, 25:11, 15:12, 17:17)
USK: Petrović 25, Xargay 15, Vaughn 12, Steinberga 11, Vyoralova 9, Hanusova 8, Palau 3, Burgrova 1.
Wisła Can Pack: Simmons 16, Kobryn 13, Morrison 13, Ygueravide 12, Ben Abdelkader 5, Szott Hejmej 2, Misiuk 2.