Mihailo Uvalin: Stelmet? Nigdy nie mów nigdy
- To proste. Klub nie chciał mnie zwolnić, ponieważ od razu musiałby wypłacić wszystkie pieniądze. Moja sytuacja nie była klarowna, długo negocjowałem warunki rozwiązania kontraktu.
Czy sprawa ze Śląskiem jest już zakończona?- Podpisałem ugodę i czekam na pieniądze. Tak jak zawodnicy, którzy grali w Śląsku w poprzednim sezonie. Jestem w dobrych relacjach z ludźmi, którzy tam teraz pracują. Rozumiem, że klub nie jest w najlepszej sytuacji i ja zbytnio nie naciskam. Nie chcę doprowadzić do rozpadu klubu z powodu mojej wypłaty. Ja nie jestem takim typem człowieka.
Czy trener zamierza wrócić do pracy? Jak obecnie wygląda pana sytuacja?
- Tak. Jestem przecież zawodowym trenerem. Czekam na propozycje ze strony klubów. Szukam zespołu, z którym mógłbym grać o wysokie cele. Nie pójdę do drużyny, która nie jest ambitna. Takie oferty mnie nie interesują. Samo trenowanie mnie nie interesuję, ja chcę wygrywać.
Wiem, że jest pan na bieżąco z wydarzeniami w PLK. Jak pan ocenia początek nowego sezonu?
- Bardzo uważnie śledzę wydarzenia w PLK. Uważam, że w lidze jest zbyt dużo klubów. Ostatnie wyniki pokazują, że jest pewna dysproporcja pomiędzy zespołami. Kto chce oglądać mecz, w którym jedna drużyna wygrywa z drugą 93:45? Odpowiedź jest prosta: Nikt. Niestety zauważam, że poziom rozgrywek znacząco się obniżył w stosunku do tego, co było kiedyś. Jak ja zaczynałem tutaj pracę, to polską ligę traktowano niezwykle poważnie w Europie. Kluby miały dużo pieniędzy i mogły zatrudniać świetnych zawodników. Teraz tego nie ma. Spójrzmy na poprzedni sezon. Stelmet BC zdominował rozgrywki. Inne drużyny mogły walczyć jedynie o drugie miejsce. Finał zakończył się 4:0. Dawno nie było takiego rezultatu. To pokazało różnicę pomiędzy drużynami.
W poprzednim sezonie Stelmet był hegemonem, ale teraz już tak nie dominuje. Jak pan patrzy na grę zielonogórskiej drużyny? Czy odwiedził pan halę CRS?
- Nie, nigdy nie byłem w hali CRS jako kibic. Z różnych względów tego nie zrobiłem, ale nie chcę o tym mówić. Oglądam wszystkie mecze Stelmetu, które są w telewizji. Słyszę wiele krytycznych głosów pod adresem zielonogórskiej drużyny, ale proszę mi wierzyć, że łatwo się siedzi na kanapie i mówi. To trzeba być w zespole, żeby dokładnie zbadać sytuację. W tym momencie możemy sobie porozmawiać jak dziennikarz z osobą, która jest kompletnie poza drużyną. Obaj nie wiemy, co tak naprawdę dzieje się wewnątrz klubu.
Problem jednak istnieje.- Obaj zgodzimy się z tym, że drużyna ma problem. Wszyscy uważają, że to wina trenera i to on powinien stracić pracę. To normalne - zawsze tak samo myślą kibice. Nie ma znaczenia czy to Zielona Góra czy Belgrad. Poniekąd rozumiem to podenerwowanie kibiców Stelmetu, bo oni są przyzwyczajeni do lepszej gry i wyników. Oni w latach ubiegłych "prowadzili lepszy samochód", a teraz muszą się przesiąść do gorszego modelu. To powoduje, że wszyscy chcą zmienić taki stan rzeczy i wrócić do dobrego auta.
Czy fakt, że Stelmet BC zatrudnił Artura Gronka, którego pan doskonale zna, był zaskoczeniem?
- Mnie w koszykówce już nic nie zaskoczy. Często bywa jednak tak, że po trenerze, który był doświadczony i zrobił wielkie wyniki nastają czasy młodego, niedoświadczanego szkoleniowca. Prawda jest taka, że polscy trenerzy w Polsce nie mają łatwo. Kluby w ostatnich dziesięciu latach nie za chętnie stawiały na swoich szkoleniowców. Wydaje mi się, że teraz to się odbija na polskiej rzeczywistości. Powoli to się zmienia i dobrze, bo w Polsce są szkoleniowcy, którzy zasługują na pracę.
Stelmet BC i Mihailo Uvalin. Czy taki duet jest jeszcze kiedyś możliwy?
- Stelmet? Nigdy nie mów nigdy. Jestem profesjonalnym, zawodowym trenerem i wierzę, że każdy może do mnie zadzwonić i zaproponować pracę. Nie ma żadnego powodu, dla którego Janusz Jasiński miałby do mnie nie zadzwonić. Moja ponad dwuletnia przygoda z klubem była bardzo ciekawa. Mam wiele dobrych wspomnień.
Rozmawiał Karol Wasiek