- Po takim meczu nie ma co za dużo mówić. Zespół zagrał niewiarygodny mecz w ataku - mówił o występie swoich podopiecznych Mathias Fischer. Trudno nie zgodzić się ze słowami trenera PGE Turów Zgorzelec.
Wystarczy spojrzeć na kilka liczb: 40 punktów zdobytych w pierwszej kwarcie i 120 w całym meczu, 35 asyst, 16 trójek i 77 procent skuteczności rzutów za dwa punkty.
- Muszę być zadowolony z tego występu. Mamy doskonałą chemię w drużynie i widziałem ją dzisiaj na parkiecie - dodał Fischer.
Indywidualnie koncert dali Cameron Ayers i Stefan Balmazović. Amerykański snajper wykorzystał 11 z 12 rzutów z gry zaliczając 29 oczek w meczu. Niewiele gorszy był Serb, który wykorzystał 6 z 9 prób zza łuku - w czwartej kwarcie to on dobił leżącego, trafiając szalone trzy trójki w odstępie kilkudziesięciu sekund.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: koszykarz rzucał spod własnego kosza. Efekt zaskoczył wszystkich
[color=#000000]
[/color]
- Mamy bardzo dużą ilość zawodników, którzy mogą zdobywać pokaźne liczby punktów. Zrobiliśmy co prawda kilka błędów w defensywie, ale ten mecz był wybitnie ofensywny - kończy Fischer.
Szalona pierwsza kwarta w zasadzie rozstrzygnęła pojedynek, a beniaminek marzenia o historycznym pierwszym triumfie musiał przesunąć o co najmniej tydzień.
- Wypracowaliśmy przewagę i najważniejsze było utrzymać koncentrację, żeby tego nie zmarnować. Na szczęście to się udało i poszliśmy jeszcze do przodu - dodał Bartosz Bochno, kapitan zespołu.