[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Spotkanie z Asseco Gdynia, w którym zdobył pan tylko osiem punktów (1/5 z gry), było dla pana najgorsze w PLK?[/b]
James Washington, koszykarz TBV Startu Lublin: Nie myślę o tym. Wiem, że wielu ludzi zastanawia się nad tym, dlaczego w trakcie meczu oddałem tak mało rzutów. Po prostu rywale byli mocno skupieni w obronie, nie dawali mi wiele miejsca do rzutu i starałem się kreować pozycje dla kolegów. Nie mam z tym problemów, że oddałem mniej rzutów. Wiem jednak, że mogłem bardziej pomóc drużynie. Biorę tę porażkę na siebie.
Bardziej boli mnie to, że przegraliśmy, tym bardziej, że przez zdecydowaną większą część spotkania prowadziliśmy. Dyktowaliśmy warunki, powinniśmy ten mecz wygrać.
Co stało się w czwartej kwarcie, w której prowadziliście nawet różnicą 13 punktów?
ZOBACZ WIDEO: Efektowne wypłynięcie na pełne morze podczas startu Volvo Ocean Race w Alicante (WIDEO)
Kilka czynników się na to złożyło. Myślę, że poczuliśmy się nieco za pewnie, nie doceniliśmy przeciwników. Przestaliśmy grać w koszykówkę. Daliśmy rywalom wrócić do meczu. A ich każda udana akcja nakręcała. Jedna celna trójka, później następna. Weszli w rytm, który nie potrafiliśmy już zatrzymać.
W swój rytm wszedł także Krzysztof Szubarga, który był nie do zatrzymania. Zdobył 21 punktów i 12 asyst. Trochę sobie pogadaliście w trakcie meczu, trash-talking obowiązywał od pierwszej minuty. Lubi pan taką formę rywalizacji?
Wydaje mi się, że w trakcie tego meczu sędziowie nieco łagodniej go traktowali. Pozwalali mu na kontakt cały czas. Gdy ja go dotknąłem, to od razu był gwizdek. To trochę nie-fair, ale trudno, nie będę z tego powodu płakał.
Widziałem, że Szubarga szukał z nami kontaktu, chciał gadać. Trafił pierwszą trójkę, od razu coś tam powiedział do Chavaughna Lewisa. To było na takiej zasadzie: "Patrz, trafiłem rzut, czekam na twój ruch". Odpowiadaliśmy mu: "spójrz na wynik, prowadzimy". Nie mam z tym problemów, bo każdy chce rywalizować, stara się wybić przeciwnika z uderzenia.
Trzeba mu oddać, że zagrał świetny mecz. Poprowadził swoją drużynę do kolejnego zwycięstwa w sezonie. To bardzo doświadczony zawodnik.
Ostatnie dwa mecze nie były najlepsze w pana wykonaniu. Włocławek jest chyba idealnym miejscem na rehabilitację? Tam zagracie kolejne spotkanie w PLK.
Oj tak! Nie mogę się doczekać tego meczu. Ponowne spotkanie z kolegami z drużyny, trenerami, kibicami brzmi fantastycznie. Jestem z tego powodu bardzo podekscytowany. Okres spędzony we Włocławku zostanie w mojej głowie, nawet pomimo faktu, że nie udało się nam niczego zdobyć.
W wakacje trochę pan zaskoczył kibiców. Wybrał klub z dołu tabeli. Czym się pan kierował?
Wiem, że TBV Start Lublin nie miał najlepszego ostatniego sezonu, ale władze klubu chcą napisać nowy rozdział w historii. Zbudowano ciekawą drużynę, która ma spory potencjał. Nie musimy się nikogo obawiać w PLK.
Nie ukrywam, że bardzo zależało mi na tym, żeby swoją karierę kontynuować w Polsce. Dużo na ten temat rozmawiałem z agentem, moją rodziną. Oni doradzili mi jasno: jeśli się tam dobrze czujesz, to zostań i graj jak najlepiej. PLK to mocna i wyrównana liga. Czuję, że się tutaj rozwijam.
[b]
Dlaczego nie został pan w Anwilu?
[/b]
Anwil chciał mnie z powrotem. Klub rozmawiał z moim agentem, ale te negocjacje przeciągały się, a ja nie chciałem za długo czekać. TBV Start wyszedł z konkretną propozycją i dlatego zdecydowałem się ją przyjąć.
Podobno miał pan swój duży udział w transferze Chavaughna Lewisa...
To prawda. Sporo z nim rozmawiałem, namawiałem do przyjścia do Lublina. Powiedziałem trenerowi: "musimy go mieć" Chavaughn to świetny zawodnik, który w poprzednim sezonie udowodnił swoją wartość. Był liderem zespołu ze Słupska, który wyeliminował nas w ćwierćfinale. Wiedziałem, że jego transfer sprawi, że nasze notowania pójdą jeszcze mocniej do góry.
To prawda, że oddał mu pan swoje auto?
Tak. Za wszelką cenę chciałem go mieć w drużynie.
Washington-Lewis to najlepszy duet w PLK?
Oczywiście. Splash brothers z Lublina. Świetnie się uzupełniamy na boisku, poza parkietem też znakomicie się dogadujemy.