Utah Jazz roznieśli Washington Wizards. Taka porażka, w takich rozmiarach, nie powinna się stołecznym przydarzyć. I nie usprawiedliwia ich nawet brak Johna Walla. 47 punktów różnicy, to przepaść. Jazzmani prowadzili do przerwy 64:30, a ostatecznie pokonali Czarodziei 116:69. - Zadawali nam cios za ciosem. To nie było równe spotkanie. Co zaskakujące, my nie podjęliśmy nawet walki. To jeden z pierwszych takich przypadków, odkąd tu jestem. Nie graliśmy z zawzięciem, w ogóle nie podjęliśmy rękawicy. Możemy się tylko wstydzić - mówi trener Wizards, Scott Brooks.
Rudy Gobert wrócił do składu Jazz, zagrał pierwszy raz od 10 listopada i od razu był mocnym punktem swojej drużyny. Francuz skutecznie ograniczył ofensywne poczynania Marcina Gortata, dwukrotnie nawet go zablokował. Jedyny Polak w NBA tym razem zakończył spotkanie bez zdobyczy punktowej. Chybił wszystkie cztery oddane rzuty. Środkowy miał też siedem zbiórek, trzy asysty i cztery przechwyty, spędził na parkiecie 24 minuty.
Wizards rzucali wręcz katastrofalnie, oddali 80 prób z gry, a drogę do kosza odnalazły tylko 23 rzuty - w całym meczu trafili też zaledwie cztery "trójki". Otto Porter miał 14 punktów, a po 11 "oczek" zdobyli Marcus Morris, Bradley Beal i Kelly Oubre. Bilans 12-11 aktualnie daje im ósme, premiowane awansem do play off miejsce w Konferencji Wschodniej, ale po piętach depczą im już New York Knicks (11-12) i Miami Heat (11-12).
Utah Jazz byli zupełną przeciwnością stołecznych. Alec Burks wywalczył 27 punktów, a 21 miał ich Donovan Mitchell. Gospodarze wygrali walkę pod tablicami w stosunku 52-31, a ponadto umieścili w koszu 16 na 34 oddane rzuty zza linii 7 metrów i 24 centymetrów. Podsumowując, Jazz bawili się koszykówką. To było ich szóste zwycięstwo z rzędu, które daje im aktualnie bilans 13-11. - Graliśmy naprawdę bardzo dobrze. Byliśmy agresywni w ataku i zdeterminowani w obronie, musimy właśnie w ten sposób prezentować się po obu stronach parkietu - przyznaje opiekun Jazzmanów, Quin Snyder.
ZOBACZ WIDEO: Jerzy Górski: Byłem w wielkim głodzie narkotycznym. Lekarze bali się, czy nie zejdę