Fatalny bilans nie zraża Łukasza Wilczka. Legia walczy o poprawę wyników

Materiały prasowe / Piotr Koperski (legiakosz.com) / Łukasz Wilczek, rozgrywający Legii Warszawa
Materiały prasowe / Piotr Koperski (legiakosz.com) / Łukasz Wilczek, rozgrywający Legii Warszawa

- Nie ma co ukrywać, że ten sezon jest sporym rozczarowaniem. Legii nie wypada przegrywać tylu spotkań - podkreśla Łukasz Wilczek, który zagrał świetny mecz z Polpharmą. W kwietniu czeka go również ważny moment w życiu.

Legia Warszawa nie musi martwić się o utrzymanie w EBL. Po rezygnacji Czarnych Słupsk, beniaminek, mimo fatalnego bilansu 3:24, na pewno pozostanie w ekstraklasie. W niektórych spotkaniach drużyna zawodziła na całej linii. Ostatnio w grze legionistów coś jednak drgnęło. Mecze ze Stelmetem i Polpharmą są nadzieją na lepszą przyszłość.

Jakub Artych, WP SportoweFakty: Wygrana Legii z Polpharmą (105:101) to niespodzianka, sensacja czy zwyczajne zwycięstwo?

Łukasz Wilczek, rozgrywający Legii: Pewnie większość naszych kibiców uznało ten wynik za bardzo miłą niespodziankę. Dla nas jednak to wynik naszej ciężkiej pracy. Już w Zielonej Górze zaprezentowaliśmy się z dobrej strony, a w Starogardzie zagraliśmy z równie wysoką energią. Jechaliśmy tam po zwycięstwo.

W Starogardzie Gdańskim miał pan wielki wkład w zwycięstwo. To najlepsze spotkanie Łukasza Wilczka w 2018 roku?

Ciężko powiedzieć. Może rzeczywiście według statystyk zagrałem najlepszy mecz w tym roku, ale ja po prostu chciałem pomóc drużynie. Bardzo się cieszę, że udało mi się zaprezentować na niezłym poziomie i mam nadzieję, że utrzymam go w następnych spotkaniach.

Po przerwie reprezentacyjnej, mieliście delikatnie mówiąc bardzo złe mecze. Wielu kibiców definitywnie postawiło już na was krzyżyk. Co się teraz zmieniło w grze Legii?

Tak jak wspomniałem - gramy z dużo większą energią. Wielu kibiców już przestało w nas wierzyć i pewnie czekało tylko na koniec sezonu, ale my mimo wszystko pracowaliśmy dalej. Mamy jeszcze kilka meczów do rozegrania i chcemy dać naszym kibicom wiele powodów do radości. Również tym, którzy postawili na nas krzyżyk.

Wcześniej przegraliście ze Stelmetem, ale pokazaliście dobry basket. To mógł być dla was przełom?

Nie wiem czy "przełom" to dobre słowo. To na pewno był bardzo ważny moment dla całego zespołu. Po słabych spotkaniach w Toruniu i Warszawie potrzebowaliśmy udowodnić sobie, że możemy prezentować się dobrze. Nawet na tle tak wymagającego przeciwnika jak Stelmet.

Zostawmy bieżące wydarzenia. Jest pan mocno rozczarowany bilansem 3-24? Z perspektywy czasu da się wytłumaczyć problemy Legii w tym sezonie?

Nie ma co ukrywać, że ten sezon jest sporym rozczarowaniem. Legii nie wypada przegrywać tylu spotkań. Myślę jednak, że o części z tych porażek decydował brak doświadczenia. Wielokrotnie prezentowaliśmy się dobrze we wczesnej fazie meczu, a później nie potrafiliśmy tego utrzymać. Wydaje mi się też, że od początku sezonu nasza forma rosła. Czasem brakowało umiejętności, czasem trochę szczęścia, ale niestety koniec końców - to my najczęściej schodziliśmy z parkietu pokonani.

Po rezygnacji Czarnych (5 zwycięstw) w kuluarach mówiło się, że chcecie mieć lepszy bilans niż drużyna ze Słupska. Trzy zwycięstwa do końca rundy zasadniczej to realny scenariusz?

Skupiamy się na następnym meczu. Nie myślimy czy będziemy mieć na koniec pięć zwycięstw czy trzy. Chcemy wyjść na parkiet i prezentować się tak jak potrafimy najlepiej.

Legia Warszawa zostanie w ekstraklasie, a czy Łukasz Wilczek pozostanie w stolicy? Myśli pan o tym?

Czasem rzeczywiście pojawiają się myśli o tym co będzie w przyszłym sezonie. Na snucie planów i podejmowanie decyzji będzie jednak czas po meczu z Turowem Zgorzelec.

Kwiecień będzie dla pana wyjątkowy. Jak czuje się przyszły tata?

Muszę przyznać, że jestem podekscytowany i nie mogę doczekać się momentu, kiedy pierwszy raz zobaczę swoją córeczkę. Podobno jest to jedna z najpiękniejszych chwil w życiu, dlatego bardzo chciałbym być przy porodzie. Mam nadzieję, że żona nie zrobi mi niespodzianki i nie będę musiał z pośpiechem wracać z Dąbrowy Górniczej, gdzie w sobotę rozegramy mecz...

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Sami nie wiemy na co nas stać

Komentarze (0)