Trzeci mecz GTK Gliwice w Arenie Gliwice i trzeci raz niemal ten sam scenariusz - gospodarze muszą odrabiać pokaźne straty, a losy rozstrzygają na swoją korzyść w ostatnich minutach. Tym razem wygrać się jednak nie udało, chociaż było bardzo blisko.
- Dwa wcześniejsze udało się dogonić i wygrać. Z Polpharmą też wróciliśmy do gry, ale niestety happy endu nie było - komentuje Piotr Robak. Gdyby GTK wygrało, to właśni on byłby jednym z głównych bohaterów.
W 26. minucie Polpharma Starogard Gdański prowadziła 56:38. Wtedy gliwiczanie przyspieszyli. Robak w minutę zdobył osiem "oczek" i jego zespół dzięki doskonałej serii na starcie czwartej kwarty objął prowadzenie. Potem GTK prowadziło nawet 66:62 i miało otwartą trójkę. Tym rzutem mogło definitywnie złamać Farmaceutów.
- Szkoda, bo wtedy mogło być po spotkaniu, a tak pozwoliliśmy rywalom wrócić. Dwie otwarte trójki trafił Tre Bussey. Środkowi też dorzucili dużo łatwych punktów spod kosza - dodaje rzucający GTK. - W końcówce był jeszcze rzut Riley'a na dogrywkę. Nie ma jednak co gdybać. Dwa razy udało się wrócić, a tym razem niestety nie.
To jednak nie pudło Riley'a LaChance'a było kluczowe. Problemem GTK są "wejścia" w mecz i całe pierwsze połowy. - Kolejny raz zaczęliśmy źle, kolejna pierwsza połowa była słaba w naszym wykonaniu i przeciwnik nam odjeżdża - mówi Robak. - To nie może się powtarzać, że trzeci mecz z rzędu źle zaczynamy i musimy gonić. Potem dochodzimy, tracimy mnóstwo sił i teraz troszkę ich zabrakło, żeby przechylić szalę na swoją korzyść.
W Gliwicach nikt nie jest w stanie zdiagnozować w czym tkwi problem. - Ciężko powiedzieć dlaczego tak zaczynamy. Przed każdym pojedynkiem powtarzamy sobie, że musimy wejść mocno, że musimy narzucić swój styl gry. Potem wychodzimy i to przeciwnik gra tak, jak chce, a my dostosowujemy się do niego - kończy Robak.
ZOBACZ WIDEO: Wspinaczka debiutuje na igrzyskach olimpijskich. "To ogromny krok do przodu"