Wyżej notowane GTK kilka razy odskakiwało Spójni. Stargardzianie potrafili odrabiać straty jednak wydawało się, że po kolejnej serii rywali już się nie podniosą. Goście prowadzili 78: 68, ale przez ponad cztery minuty nie zdobyli punktu. Pozwolili beniaminkowi doprowadzić do dogrywki, a w dodatkowych pięciu minutach byli bezradni.
- Przegraliśmy wygrany mecz. Mogliśmy spokojnie kontrolować sytuację mając przewagę 10 punktów cztery minuty przed końcem. Później niepotrzebne faule w ataku Damonte Dodda i głupie straty. Drużyna gospodarzy zdobyła proste punkty praktycznie z niczego. Myśleliśmy, że przy przewadze 10 punktów ten mecz już się skończył. Przestrzegałem zawodników przed tym. Na końcu dużo paniki, głupich decyzji. Nie wiem dlaczego. To jest pod wpływem emocji i nerwów. Mieliśmy parę rzutów na zamknięcie meczu, ale ich nie trafiliśmy. Drużyna gospodarzy była bardziej zdeterminowana żeby mieć spokojne święta - analizował trener GTK, Paweł Turkiewicz.
Gospodarzy poniósł doping, ale kapitan ekipy z Gliwic nie miał usprawiedliwienia dla swojej drużyny. - Gratulacje dla Spójni, która odniosła pierwsze zwycięstwo u siebie w domu. Kibice stworzyli bardzo gorącą atmosferę. Myślę, że jeszcze nie jeden zespół będzie miał problemy żeby tutaj odnieść zwycięstwo. Nazwę rzeczy po imieniu. Frajersko przegraliśmy ten mecz. Cztery minuty przed końcem wygrywaliśmy 10 punktami. Wystarczyło dowieźć zwycięstwo. Spójnia po time-oucie wykorzystała nasze głupie straty. Zgarnęli wszystkie stykowe piłki, zbiórki w ataku. Przez to uwierzyli, że mogą to wygrać. W dogrywce już niesieni dopingiem kibiców nie pozostawili złudzeń. Musimy się zastanowić, popracować w przerwie świątecznej i 30 grudnia zagrać lepiej z Anwilem - przyznał Kacper Radwański.
Spokojniejsze święta za to w ekipie z Pomorza Zachodniego. Przed meczem po zwycięstwie Trefla Sopot nad TBV Startem Lublin (77:75) było jasne, że stargardzianie muszą wygrać, aby nie spaść na ostatnią pozycję w tabeli. W nagrodę za charakter i determinację znaną z poprzednich sezonów awansowali z 15. na 13. miejsce. Spójnia podobnie, jak wielokrotnie w ostatnich latach wyszarpała zwycięstwo, choć prowadziła tylko przez niespełna sześć minut. Po powrocie do Energa Basket Ligi był to pierwszy taki sukces i również pierwszy domowy triumf.
ZOBACZ WIDEO Kto sportowcem roku w Polsce? "Stoch zrobił tyle, że więcej się nie da. A może nie wygrać"
- Cieszy zwycięstwo przed samymi świętami. Tym bardziej, że ostatnie mecze nie były w naszym wykonaniu najlepsze. Dużo lepiej dzieliliśmy się piłką i pozycje były otwarte. Wtedy łatwiej nam wszystkim trafiać i gra się lepiej klei. Na pewno mecz walki i z tego powodu też należy się cieszyć. W najważniejszych momentach daliśmy radę - zaznaczył Dawid Bręk. - Wygraliśmy trzeci mecz. Może to jest mało na tę chwilę, ale jeżeli będziemy grali lepiej, to mecze będą częściej przechylane na naszą korzyść - dodał rozgrywający.
Z zakończenia serii pięciu porażek cieszył się również trener Krzysztof Koziorowicz. - Potrzebowaliśmy zwycięstwa jak tlenu. Były chyba chwile zwątpienia, ale wracaliśmy ciągle do gry. Cieszy, że w najważniejszym momencie, czyli dogrywce potrafiliśmy wykrzesać wszystko, co potrafimy. To jest dobry prognostyk na przyszłość - ocenił krótko szkoleniowiec Spójni. Jego zespół do treningów powróci już 26 grudnia. Wtedy odbędą się wieczorne zajęcia, bo trzy dni później beniaminka czeka wyjazdowy mecz z Polpharmą Starogard Gdański.
Jeżeli uda się im wygrać z Lubl Czytaj całość