EBL. Bartłomiej Wołoszyn: Arka to nie tylko Florence i Bostic. To zespół na wielkie cele

Newspix / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Bartłomiej Wołoszyn (z piłką)
Newspix / Bartłomiej Zborowski / Na zdjęciu: Bartłomiej Wołoszyn (z piłką)

- Wiele opinii na temat naszego zespołu jest krzywdzących. Jesteśmy kolektywem po obu stronach parkietu. Ten zespół jest po to zbudowany, żeby osiągnąć coś wielkiego. Anwil? Jest 2:0, ale to nie koniec serii - mówi Bartłomiej Wołoszyn.

[b]

Karol Wasiek: Do Arki Gdynia dołączył pan w lutym, tuż przed Pucharem Polski. Czy spodziewał się pan tego, że tak szybko zacznie odgrywać tak ważną rolę w zespole?[/b]

Bartłomiej Wołoszyn, koszykarz Arki Gdynia: Po to przychodziłem do Arki, żeby być widoczną postacią w układance trenera Frasunkiewicza. Przed podpisaniem kontraktu dużo z nim rozmawiałem i jasno ustaliliśmy moją rolą i zadania w drużynie. Dość szybko, ze względu na kontuzje kolegów, zostałem wrzucony na głęboką wodę, co sprawiło, że ten proces adaptacji przebiegł bardzo płynnie.

Plusem na pewno jest to, że mam swój bagaż doświadczeń. To nie jest już młody Bartłomiej Wołoszyn, którego pamiętają kibice Anwilu Włocławek. Wtedy w wieku 20-22 lat, gdy wchodziłem do ekstraklasy, na swojej pozycji miałem Andrzeja Plutę, Gorana Jagodnika. Obu podziwiałem i sporo się od nich nauczyłem. Teraz chcę pokazywać swoją wartość.

Rola zadaniowca, człowieka drugiego planu panu odpowiada? W ostatnim meczu z Anwilem grał pan nawet na pozycji środkowego...

W tamtym sezonie trener Winnicki z konieczności ustawiał mnie w roli silnego skrzydłowego. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy to przypadkiem nie będzie moja pozycja na dłużej. I tak też się stało. W obecnych rozgrywkach trenowałem i grałem jako "czwórka". Przychodząc do Arki wiedziałem, że będę wypełniał tę pozycję. Trener Frasunkiewicz często podkreśla, że te pozycje od 1 do 4 są jedynie umowne. Każdy z nas jest elastyczny i umie się do tego dopasować.

ZOBACZ WIDEO Bundesliga. Szalony mecz w Monachium! Ribery i Robben pożegnali się golami! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Po pana grze widać dużą pewność i wiarę w swoje zagrania. To wpływ tego, że macie zielone światło na rzucanie od trenera?

Była taka sytuacja w jednym z meczów, że byłem wolny na obwodzie, ale zdecydowałem się na wjazd i nie trafiłem za dwa punkty. Usłyszałem od trenera: "jeśli jest pozycja, masz rzucać". Wiem, że gdy dostanę piłkę i rzucę, to nikt nie będzie zastanawiał się, co ten Wołoszyn zrobił.

Zobacz także: EBL. Arka - Anwil. Tydzień temu grali o życie, teraz są o krok od wyeliminowania mistrza

Nawet po rzucie z 9-10 metra?

Tak, bo takie rzuty ćwiczymy na treningach. Ja też indywidualnie pracuję nad tym elementem. Nie ma różnicy, czy to jest siódmy czy ósmy metr. Mamy zielone światło na rzucanie. Człowiek nakręca się grą w ataku. Jeżeli trafi się "trójkę", to gra się od razu lepiej.

Ponad sześć tysięcy kibiców zgromadziły dwa pierwsze mecze w półfinale z Anwilem. Z Włocławka przyjechało mnóstwo fanów, którzy stworzyli genialną atmosferę. Czy ten doping wpływa na waszą grę?

Tak. Nas ten doping mobilizuje. W szatni dużo rozmawiamy na temat naszego zespołu. Śmiejemy się, że jesteśmy takim "underdogiem" (niedoceniany, niżej notowany - przyp. red.). Chcemy wszystkim udowodnić, że te krytyczne głosy na temat naszej gry były przesadzone.

Jakie są to głosy?

Wiemy, że ludzie mówią, że Arka to przede wszystkim Florence i Bostic, gwiazdy, które rzucają tylko za trzy i nie da się tego oglądać. Uważam, że to są krzywdzące opinie, bo jesteśmy kolektywem po obu stronach parkietu. W obronie jesteśmy jak ta pięść, którą trudno złamać. Zdajemy sobie sprawę, że atakiem wygrywa się mecze, a obroną mistrzostwa. Tak też ten zespół jest zbudowany, żeby osiągnąć coś wielkiego.

Pana taka duża liczba kibiców z Włocławka chyba nie zaskoczyła?

Nie. Ludzie we Włocławku żyją koszykówką. Fani znakomicie wspierają swój zespół. Mają szczęście, że grają właśnie z nami, bo to zaledwie dwie godziny jazdy samochodem. Osobiście bardzo lubię grać w takiej atmosferze. Jest większa adrenalina, niż wtedy, gdy jest 500-1000 kibiców i słychać pisk butów i zagrywki rywali. Śmiejemy się, że jadąc do Włocławka zmienimy tylko szatnię. I tak już było mnóstwo kibiców Anwilu, teraz będzie ich jeszcze więcej.

Prowadzicie 2:0. Sytuacja jest komfortowa?

Tak, ale nikt nie popada w hurraoptymizm. Włocławek jest bardzo gorącym terenem. Anwil nie ma już nic do stracenia i na pewno rzuci wszystko na jedną szalę, ale będziemy na to gotowi.

Zobacz także: EBL. Stelmet Enea BC Zielona Góra pod ścianą, ale wierzy w awans do finału. "Jesteśmy lepszą drużyną"

Komentarze (0)