EBL. Michał Michalak: Czas wyruszyć w swoją stronę

Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Michał Michalak (z piłką)
Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Michał Michalak (z piłką)

- Cel na ten sezon zrealizowałem w 100 procentach. Stałem się lepszym i wszechstronnym zawodnikiem. Teraz czas wyruszyć w swoją stronę - mówi Michał Michalak, który opuszcza szeregi Anwilu Włocławek. Chce wrócić do gry za granicą.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy zatrudnienie Jakuba Karolaka oznacza, że Michał Michalak kończy swoją przygodę z Anwilem Włocławek?[/b]

Michał Michalak, mistrz Polski z Anwilem Włocławek: Powiem tak: przyszedłem do Anwilu po to, żeby powalczyć w Lidze Mistrzów i zdobyć mistrzostwo Polski. Cel na ten sezon został w 100 procentach wykonany. Teraz czas wyruszyć w swoją stronę. Mam cele i założenia, które zamierzam zrealizować.

Za granicę ponownie?

To całkiem niezły pomysł. Miałem okazję zasmakować, jaki jest poziom gry w lidze hiszpańskiej, a także w Lidze Mistrzów z Anwilem Włocławek, gdzie rywalizowaliśmy z drużynami, które na co dzień grają w ligach potencjalnie mocniejszych niż Energa Basket Liga. Nie ukrywam, że chciałbym ponownie spróbować swoich sił za granicą.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Od 0:4, do 5:4. To nie mecz, to wariactwo!

Pojawiły się już jakieś propozycje?

To są słodkie tajemnice (śmiech). Mówiąc poważnie: mój agent mocno pracuje, cierpliwie czekam na rozwój wydarzeń.

Na ile zmiana przepisu o dwóch Polakach na parkiecie zmieni sytuację Polaków na rynku?

Czas pokaże. To temat rzeka. Ten nadchodzący sezon pokaże, czy to była dobra zmiana dla polskiej koszykówki, a na ile dla klubów. Moje przemyślenie jest takie, że Polakom zawsze zależy na osiąganiu dobrych wyników w kraju, zależy im na rozwoju poszczególnych klubach. Obcokrajowcy często są jednak tutaj tylko przejazdem. Warto byłoby w jakiś sposób szanować polskich zawodników. Mam wrażenie, że po zniesieniu tego przepisu nastąpiła taka negatywna atmosfera.

Zobacz także: EBL. Legia Warszawa w Lidze Mistrzów, czyli marka robi swoje

Przed sezonem mówił pan: "Zawodnicy u Igora Milicicia stają się lepsi". Czy faktycznie tak jest?

Tak. Jestem przekonany, że po tych dziesięciu miesiącach współpracy z trenerem Miliciciem jestem lepszym, a przede wszystkim wszechstronniejszym zawodnikiem. Wyraźnie poprawiłem grę na zbiórce. Miałem zdecydowanie lepsze osiągnięcia pod tym względem niż w latach ubiegłych. Myślę, że do swoich atutów mogę teraz dołożyć atakowanie tablicy w ofensywie. Sporo także zyskałem pod ręką trenera w elementach defensywnych.

Jaki jest trener Milicić na co dzień?

Jest trenerem wymagającym, bardzo dokładnym, zwracającym uwagę na detale. Ma swój system i filozofię gry. Wymaga od zawodników realizacji jego założeń w obronie, jak i w ataku. Jest perfekcjonistą, skupia się na szczegółach. Jest bardzo dużo analizy spotkań, rywali. Taktycznie zawsze byliśmy dobrze przygotowani. Najlepszy na to dowodem były play-off.

Czy nie jest perfekcjonistą do przesady?

To muszą inni oceniać. Myślę, że w dwóch ostatnich latach swoim system i podejściem do gry osiągnął świetne wyniki. Dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. A po to się właśnie gra, żeby zdobywać złote medale.

Mam wrażenie, że ten sezon w pana wykonaniu można podzielić na dwie części. Do momentu transferu Ivana Almeidy i kontuzji był pan postacią pierwszoplanową, ale później pana minuty i rola znacząco spadły.

Zgadza się. Pierwsza część sezonu była całkiem przyzwoita. Moja gra dobrze wyglądała. Czułem się pewnie na boisku, pod względem fizycznym też wszystko było w porządku. Realizowałem polecenia, które trener ode mnie wymagał. Później przyszła niestety kontuzja. Przez około dwa miesiące grałem z tym urazem, więc to odbiło się na mojej formie. Wydłużył się także przez to proces rehabilitacji. Przez ponad dwa i pół miesiąca nie mogłem biegać, więc trening był mocno ograniczony.

Wróciłem na play-off, ale nie ma co ukrywać, że wróciłem do... innej drużyny. W trakcie mojej nieobecności została ona mocno przemeblowana, a na dodatek mocno zmienił się nasz styl gry. Wiadomo, że po takiej kontuzji potrzeba trochę czasu na złapanie rytmu, ale nie było na to czasu, bo od razu zaczynaliśmy play-off, a przez wielu nie byliśmy uznawani jako faworyci w starciu ze Stalą. Nie patrzyłem jednak na te niedogodności i starałem się pomóc drużynie najlepiej jak tylko umiem.

Łatwo nie było?

Nie było. Nie miałem za wiele minut, wychodziłem z ławki rezerwowych, a skala oczekiwań wobec mnie była taka sama, jak wcześniej, a nie oszukujmy się: rola, jaką miałem w play-off, średnio na to pozwalała. Nie byłem odpowiedzialny za tyle elementów w ataku, jak to miało miejsce wcześniej. Musiałem się do tego dopasować i tyle. W jednym meczu wychodziło to dużo lepiej, w drugim nieco inaczej.

EBL. Romaric Belemene zagra w Legii. Ivan Almeida chwali ten transfer

Źródło artykułu: