EBL. Krzysztof Szubarga: Lubię pokazać, że "Szubi" nadal może i stać go na dobre występy

Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Krzysztof Szubarga
Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Krzysztof Szubarga

- Ludzie próbowali za mnie kończyć karierę. To mnie strasznie irytowało. Lubię pokazać, że "Szubi" nadal może i stać go na dobre występy. Koniec kariery się zbliża i to mnie właśnie napędza - mówi Krzysztof Szubarga, rozgrywający Asseco Arki.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Długo pan rozpamiętywał porażkę w serii półfinałowej z Anwilem Włocławek w zeszłym sezonie?[/b]

Krzysztof Szubarga, rozgrywający i kapitan Asseco Arki Gdynia: Muszę przyznać, że długo o tym myślałem. Potrzebowałem czasu, żeby "odchorować" tę porażkę. W wakacje trochę mi zajęło, jak w pełni wyczyściłem głowę i wyznaczyłem sobie nowe cele na nowy sezon. Gdybym tego nie zrobił, to cały czas by to z tyłu głowy siedziało i mnie blokowało.

Jak wygląda u pana ten proces czyszczenia głowy, tzw. resetu?

Spędzam czas z rodziną. Odcinam się od koszykówki. Nie oglądam meczów, nie czytam artykułów, nie przeglądam internetu. Oczywiście nie da się tego zrobić w 100 procentach, bo temat koszykówki często wraca podczas rozmów ze znajomymi.

Znajomi pytali: "jak to się stało, że z 2:0 przegraliście 2:3"?

Oj tych pytań o tę serię to była cała masa. W pewnym momencie powiedziałem: "dość". Koniec rozmów o Anwilu. Ile można? (śmiech).

Zobacz także: Arka Gdynia zaskakuje w EuroCupie. Josh Bostic królem

To niech pan jeszcze raz powie: dlaczego się nie udało?

Zabrakło kropki nad "i". Zabrakło dobicia Anwilu, który mocno się zachwiał po dwóch porażkach w Gdyni. Kluczowy moment tej serii nastąpił na początku trzeciego spotkania. Wtedy poważnej kontuzji kostki nabawił się Robert Upshaw, nasz podstawowy środkowy. Z nim na boisku mieliśmy ogromną przewagę. W jego stracie upatruję naszych problemów w tej serii. Co więcej - uważam, że gdyby grał Sobin, to też byłoby nam łatwiej. Moglibyśmy więcej korzystać z Adama Łapety. A tak musieliśmy się dostosować do rzucających wysokich zawodników Anwilu, co nie było wcale takie łatwe.

Igor Milicić po piątym meczu stwierdził, że Krzysztof Szubarga to najważniejszy zawodnik Asseco Arki. Jak pan to odebrał?

Miło się słucha takich słów. Zwłaszcza, gdy wypowiada je trener zespołu, który dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski. Zastanawiałem się później, czym się sugerował, wydając taką opinię. Grą? Postawą? To już pozostanie tajemnicą.

Co pan szepnął do ucha trenerowi Miliciowi po ostatnim meczu?

To była kurtuazyjna rozmowa. Pogratulowałem awansu do wielkiego finału, on z kolei podziękował za świetną walkę. Zwycięzcom zawsze należy oddać szacunek. Z Igorem Miliciciem znamy się jeszcze z czasów koszalińskich. On był moim trenerem przez kilka miesięcy.

W trakcie serii półfinałowej wrzało między panem a włocławskimi kibicami. Jest jakieś spięcie?

Dobrze, że poruszasz tę kwestię, bo dostałem sporo zapytań w tej sprawie. Nie ma żadnego spięcia. Powiedziałbym nawet, że się szanujemy. Ja bardzo cenię włocławską publiczność, kapitalnie wspierają swój zespół. Wrzało z tego powodu, że oni byli za Anwilem, a ja za wszelką cenę dążyłem do zwycięstwa dla swojej drużyny. W trakcie meczu trzeba być przygotowanym na wszystko: gwizdy, wyzwiska.

Zobacz doskonałe podanie Krzysztofa Szubargi:

Po serii o brąz ze Stelmetem Enea BC kładzie się pan na parkiet i płacze. Skąd te łzy na twarzy Krzysztofa Szubargi?

Emocje były niesamowite. W środku aż kipiało. Po ostatniej syrenie, gdy pokonaliśmy Stelmet większą różnicą niż 18 punktów, po prostu wybuchłem. Myślę, że poniekąd wynikało to z tego, że zostaliśmy skreśleni przez wszystkich. Nikt w nas nie wierzył. Chciałem tym ludziom pokazać, że się mylą i że nie warto nas za szybko skreślać. Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe.

Te łzy były też kumulacją tego, co pan przeżył w ostatnich latach? Niektórzy mówili wprost: "Szubarga powinien zakończyć karierę".

Co prawda o tym nie myślałem i nie zastanawiałem się nad tym, ale z tyłu głowy na pewno gdzieś to siedziało. W takich właśnie momentach to wszystko wychodzi. Ludzie próbowali za mnie kończyć karierę. To mnie strasznie irytowało. Powiedziałem sobie, że trzeba walczyć i zagrać na nosie niedowiarkom. Tym charakterem, podejściem i ciężką pracę wróciłem do wielkiej koszykówki po operacji kręgosłupa. Cieszy mnie fakt, że nadal gra sprawia mi ogromną frajdę, chcę rywalizować każdego dnia. Lubię pokazać, że "Szubi" nadal może i stać go na dobre występy (śmiech).

Słyszałem, że jest pan wzorem dla innych, czyli przychodzi pan wcześniej na treningi, a po zostaje dłużej.

Zdarza mi się (śmiech). Wiem, że ten koniec zbliża się wielkimi krokami, ale to mnie właśnie napędza. Każdy mecz i trening traktuję wyjątkowo.

Pana rekord trafionych "trójek" z rzędu?

44.

To prawda, że pana pozostanie w Gdyni wcale nie było takie pewne?

Negocjacje trwały. Trochę się przeciągały, ale cieszę się, że finalnie znaleźliśmy porozumienie i nadal mogę grać dla Asseco Arki. Bardzo mi na tym zależało. Dwuletnia umowa jest naszą wspólną koncepcją.

Co będzie później?

Nie myślę o tym, nie wybiegam aż tak daleko do przodu. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Chcemy jak najlepiej zaprezentować się w EuroCupie i powalczyć o mistrzostwo Polski.

Zobacz także: EBL. Mniejsze kontrakty i rozsądek. "Eco Stelmet" też warto obserwować

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Szpital zamiast igrzysk. Dramat Joanny Dorociak

Komentarze (0)