[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Gra w Europie okazała się za trudna dla Anwilu Włocławek?[/b]
Igor Milicić, trener Anwilu Włocławek: Nie ma co ukrywać, że nie podołaliśmy temu wyzwaniu, jakim był awans do drugiej rundy w Basketball Champions League. Co prawda osiągnęliśmy lepszy wynik niż w zeszłym roku i wcale ten awans daleko nie był, ale finalnie celu nie zrealizowaliśmy.
Też chciałbym powiedzieć o tym, że nasza grupa była bardzo trudna i wymagająca. Nawet przedstawiciele BCL mówili o tym, że to była najtrudniejsza grupa od lat. Mieliśmy swoje szanse, ale - jako cały zespół - nie byliśmy na tyle mądrzy, żeby je w pełni wykorzystać.
Które elementy zawiodły?
Na początku rozgrywek mieliśmy duże problemy z fizycznością pod koszem. Później jak to poprawiliśmy, to pojawiły się inne kłopoty. W sporcie - tak jak to w życiu - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Cieszy mnie fakt, że w porównaniu do poprzedniego sezonu mocno poprawiliśmy grę w ataku, nie odstawaliśmy pod tym względem od mocniejszych rywali. Nie mieliśmy kłopotów z mocno fizyczną grą w obronie przeciwników. Niestety naszym problemem była defensywa...
Przedstawmy liczby. W porównaniu do poprzedniego sezonu Anwil tracił średnio 10 punktów więcej na mecz. W statystykach zaawansowanych zajęliście... przedostatnie miejsce. Tylko Polski Cukier był gorszy pod tym względem. Z czego to wynika? Złe założenia? Brak realizacji założeń? Czy może rywale po prostu umieli odczytywać wasze założenia?
Obrona nie była na tym poziomie, co być powinna, jeśli chce się awansować do drugiej rundy w Lidze Mistrzów. Z czego to wynika? Uważam, że w poszczególnych meczach nie byliśmy odpowiednio zdeterminowani do agresywnej gry w defensywie.
ZOBACZ WIDEO: Miliony w błoto?! Szejkowie chyba nie wiedzieli, co robią
Zwróciłbym też uwagę na fakt, że mierzyliśmy się z niezwykle renomowanymi rywalami, którzy potrafią wykorzystać każdy najmniejszy błąd w obronie. Tam nie ma miejsca na błędy. Na początku sezonu nawet jak graliśmy jak równy z równym przez 3,5 kwarty, to popełnione błędy w końcówce sprawiały, że przegrywaliśmy 20-25 punktami. Tak było w Burgos, w Jerozolimie.
Nasz zespół był w miarę młody, większość zawodników po raz pierwszy w karierze spotkała się z sytuacją, że muszą wygrać każdy kolejny mecz, by osiągnąć cel postawiony przed sezonem. Niestety nie do końca to zrozumieli, jak to wszystko funkcjonuje. Jestem bardzo rozczarowany. Mogliśmy ugrać znacznie więcej. Nie udało się. Taki jest sport. To jest kolejna lekcja, nauczka na przyszłość.
Mówił pan o problemach z fizycznością pod koszem na początku sezonu. Bierze pan winę na siebie, jeśli chodzi o dobór zawodnika? Milan Milovanović nie sprawdził się w roli środkowego Anwilu Włocławek.
Odpowiem nieco filozoficznie: jeśli by się wiedziało, że się upadnie, to by się w ogóle nie chodziło. Mieliśmy zrobiony pełny research przed sezonem, wiedzieliśmy, jak to wszystko ma wyglądać. Ale research to jedno, a parkiet drugie. On weryfikuje wszystko. Czasem brutalnie. To są jednak sytuacje, z którymi trzeba sobie radzić w sporcie.
Atak poprawiliście, bo mocniej postawiliście na grę indywidualną? To było świadome działanie?
Dokładnie tak. Graliśmy dużo szybciej. Poza tym większość zespołów w Europie gra obroną switch i jeśli niższy zawodnik ma przed sobą wysoką czwórkę, która dobrze stoi na nogach, to po prostu musi grać jeden na jeden. Nie ma innej możliwości. Zwłaszcza, że nie mieliśmy zawodników, którzy mogą grać tyłem do kosza. Dlatego gra musi się opierać na przewagach 1vs1. To nasza przewaga i trzeba z niej maksymalnie skorzystać.
Taki pomysł był w trakcie Ligi Mistrzów często mocno krytykowany. Mówiono o braku zespołowości.
Nie wchodzę w to, co mówią i myślą inni, bo nie wiedzą, jakie mamy założenia. Kiedyś mówiono, że moje zespoły muszą grać po pewnych ustawieniach, schematach, biegać po liniach, a o mnie z kolei mówiono, że byłem surowy. Teraz mówią za to, że Anwil gra streetball. O co chodzi? To jaka jest w końcu prawda? Niech kibice i obserwatorzy się na coś zdecydują (uśmiech) Podpowiem: filozofia jest taka sama. Wszystko po prostu zależy od składu i umiejętności zawodników.
Dwa kluczowe mecze w kontekście awansu odbyły się we Francji i Belgii?
Nie chcę dzielić meczów na mniej lub bardziej ważne. Mogliśmy równie dobrze wygrać u siebie z AEK i Hapoelem. Tam naprawdę do szczęścia niewiele brakowało. Przez nasze błędy nie wygraliśmy tych spotkań, ale - z drugiej strony - dzięki naszej jakości byliśmy w stanie rywalizować z drużynami, które chcą wygrać całe rozgrywki.
Porażka u siebie z AEK długo się panu śniła?
Najbardziej śniła mi się przegrana... z Rastą na otwarcie Ligi Mistrzów. Tamtą porażkę biorę na siebie, bo nałożyłem na zawodników zbyt dużą presją. Byliśmy przez to mocno spięci i popełnialiśmy proste błędy. I to nie było tak, że nie walczyliśmy. Mieliśmy 20 zbiórek w ataku. Ta porażka mocno mnie dotknęła.
Na drugiej stronie przeczytasz o rzekomym odejściu do Zenita, duecie Wroten - Ledo, transferze Wrotena do Hiszpanii i planach Anwilu na przyszłość
[nextpage]Czy informacje o rzekomym odejściu do Zenita Sankt Petersburg wpłynęły na funkcjonowanie zespołu?
Nie będę tego komentował… Proszę mi wierzyć, że takie sprawy napędzają kibiców, ale nie zawodników i trenerów, pewne rzeczy trzeba przemilczeć. To nie jest tak, że przychodzi się do szatni i mówi się o tym, co kto napisał lub powiedział. My mamy ważniejsze rzeczy do zrobienia. Żaden zawodnik nie przyszedł do mnie i nie zapytał: "odchodzi trener do innego klubu?" Takie sprawy żyją swoim życiem w Internecie. Powtórzę: Anwil jest lokomotywą całej PLK. Ludzie żyją tym, co dzieje się w naszym klubie.
Może w tym wszystkim zgubiła was nieco duma i zbyt duża pewność siebie? Przed sezonem mówiliście, że mierzycie wysoko, że Europa ma was pokochać, a Amerykanie dodawali, że w Anwilu gra najlepszy duet obwodowy...
Z moich ust nigdy nie padły słowa, że jesteśmy najlepsi w Europie. Mówiłem, że chcemy zrobić kolejny krok do przodu. Oczywiście mówiłem też o chęci wygrania Ligi Mistrzów, ale gdybym tak nie mówił, to byłbym tchórzem i nic bym w sporcie nie osiągnął. Nie można mieć negatywnego nastawienia, jeśli wchodzisz do walki i rywalizacji.
Duet Tony Wroten - Ricky Ledo był za trudny do prowadzenia?
Świadomie wybrałem tych zawodników i wiedziałem, na co się piszę. Wroten miał w swoim kontrakcie zapis o przedwczesnym odejściu. To zawodnik, który ma wielkie umiejętności. Uważam, że my jako organizacja poradziliśmy sobie z tym graczem, on poradził sobie z naszym systemem i teraz gra w Hiszpanii na wyższym poziomie. To o czymś świadczy.
Oczekiwał pan czegoś więcej?
Tylko wynik końcowy miał być lepszy. Chodzi mi o drużynę. Tony był czołową postacią naszego zespołu. Z nim wygraliśmy Superpuchar Polski, ważne trofeum dla klubu, ale niestety nie awansowaliśmy do drugiej rundy w BCL.
Czy już wcześniej dawał sygnały, że odejdzie? To wpływało na jego postawę w meczach?
Cały czas były zapytania o niego, tak jak o innych naszych zawodników. Przez cały sezon jednak nawet jak miał oferty, to zawsze podkreślał: "chcę zostać, jest robota do wykonania". Aż do momentu, w którym straciliśmy szansę na dalszy udział w BCL. Gdy wówczas otrzymał konkretną ofertę, po prostu z niej skorzystał.
Jaki jest Ricky Ledo?
Na razie wszystko idzie w dobrym kierunku. Stara się, wysłuchuje rad, próbuje je wdrożyć w życie. Ricky pokazuje, że niektóre opinie na jego temat były kompletnie na wyrost, oderwane od rzeczywistości. Wiadomo, że ma wady, ale pracuje nad nimi każdego dnia. To świetny koszykarz, mamy z jego gry ogromny pożytek.
Często mówi się o tym, że ten albo tamten Amerykanin ma problem ze złapaniem naszego systemu gry. Ale niektórzy Polacy lub Chorwaci czy Serbowie do lutego mieli kłopoty z opanowaniem założeń. Jedni łapią szybciej, drudzy wolniej. To jest proces. A w sytuacji, że rok w rok budujemy - z różnych przyczyn - skład właściwie od postaw, to niestety na dobrą grę trzeba nieco poczekać.
Cieszy mnie jednak fakt, że Anwil chce iść w kierunku stabilizacji. Klub, właściciel i cała otoczka naszych sponsorów chcą doprowadzić do tego, żeby zespół był bardziej stabilny. Wtedy będzie łatwiej o wynik.
Jest pustka emocjonalna w szatni Anwilu po odpadnięciu z Ligi Mistrzów?
Bardzo ciężko było nam w meczu z Enea Astorią. Po klęsce w Lidze Mistrzów musieliśmy wyjść na parkiet i mierzyć się z agresywnie nastawioną drużyną, która przyjechała do Włocławka po zwycięstwo. Do tego doszły kontuzje, co sprawiło, że nasz skład był mocno okrojony. Było widać ten dołek emocjonalny, ale byłem pod wrażeniem, jak zawodnicy mądrze i z dużą determinacją zagrali w tym spotkaniu. Ta transformacja przeszła w miarę płynnie.
Zobacz także: EBL. Rolands Freimanis: Nigdzie się nie wybieram
Zobacz także: EBL. Wszechstronny McKenzie Moore - Igor Milicić chwali zawodnika