EBL. Igor Milicić: Anwil chce iść w stronę stabilizacji. Będzie łatwiej o wyniki (wywiad)

- Anwil chce iść w kierunku stabilizacji. Klub, właściciel i cała otoczka naszych sponsorów chcą doprowadzić do tego, żeby zespół był bardziej stabilny. Później będzie łatwiej o wynik - mówi Igor Milicić, trener Anwilu Włocławek.

Karol Wasiek
Karol Wasiek
Igor Milicić Materiały prasowe / Basketball Champions League / Na zdjęciu: Igor Milicić
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Gra w Europie okazała się za trudna dla Anwilu Włocławek?

Igor Milicić, trener Anwilu Włocławek: Nie ma co ukrywać, że nie podołaliśmy temu wyzwaniu, jakim był awans do drugiej rundy w Basketball Champions League. Co prawda osiągnęliśmy lepszy wynik niż w zeszłym roku i wcale ten awans daleko nie był, ale finalnie celu nie zrealizowaliśmy.

Też chciałbym powiedzieć o tym, że nasza grupa była bardzo trudna i wymagająca. Nawet przedstawiciele BCL mówili o tym, że to była najtrudniejsza grupa od lat. Mieliśmy swoje szanse, ale - jako cały zespół - nie byliśmy na tyle mądrzy, żeby je w pełni wykorzystać.

Które elementy zawiodły?

Na początku rozgrywek mieliśmy duże problemy z fizycznością pod koszem. Później jak to poprawiliśmy, to pojawiły się inne kłopoty. W sporcie - tak jak to w życiu - nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Cieszy mnie fakt, że w porównaniu do poprzedniego sezonu mocno poprawiliśmy grę w ataku, nie odstawaliśmy pod tym względem od mocniejszych rywali. Nie mieliśmy kłopotów z mocno fizyczną grą w obronie przeciwników. Niestety naszym problemem była defensywa...

Przedstawmy liczby. W porównaniu do poprzedniego sezonu Anwil tracił średnio 10 punktów więcej na mecz. W statystykach zaawansowanych zajęliście... przedostatnie miejsce. Tylko Polski Cukier był gorszy pod tym względem. Z czego to wynika? Złe założenia? Brak realizacji założeń? Czy może rywale po prostu umieli odczytywać wasze założenia?

Obrona nie była na tym poziomie, co być powinna, jeśli chce się awansować do drugiej rundy w Lidze Mistrzów. Z czego to wynika? Uważam, że w poszczególnych meczach nie byliśmy odpowiednio zdeterminowani do agresywnej gry w defensywie.

ZOBACZ WIDEO: Miliony w błoto?! Szejkowie chyba nie wiedzieli, co robią

Zwróciłbym też uwagę na fakt, że mierzyliśmy się z niezwykle renomowanymi rywalami, którzy potrafią wykorzystać każdy najmniejszy błąd w obronie. Tam nie ma miejsca na błędy. Na początku sezonu nawet jak graliśmy jak równy z równym przez 3,5 kwarty, to popełnione błędy w końcówce sprawiały, że przegrywaliśmy 20-25 punktami. Tak było w Burgos, w Jerozolimie.

Nasz zespół był w miarę młody, większość zawodników po raz pierwszy w karierze spotkała się z sytuacją, że muszą wygrać każdy kolejny mecz, by osiągnąć cel postawiony przed sezonem. Niestety nie do końca to zrozumieli, jak to wszystko funkcjonuje. Jestem bardzo rozczarowany. Mogliśmy ugrać znacznie więcej. Nie udało się. Taki jest sport. To jest kolejna lekcja, nauczka na przyszłość.

Mówił pan o problemach z fizycznością pod koszem na początku sezonu. Bierze pan winę na siebie, jeśli chodzi o dobór zawodnika? Milan Milovanović nie sprawdził się w roli środkowego Anwilu Włocławek.

Odpowiem nieco filozoficznie: jeśli by się wiedziało, że się upadnie, to by się w ogóle nie chodziło. Mieliśmy zrobiony pełny research przed sezonem, wiedzieliśmy, jak to wszystko ma wyglądać. Ale research to jedno, a parkiet drugie. On weryfikuje wszystko. Czasem brutalnie. To są jednak sytuacje, z którymi trzeba sobie radzić w sporcie.

Atak poprawiliście, bo mocniej postawiliście na grę indywidualną? To było świadome działanie?

Dokładnie tak. Graliśmy dużo szybciej. Poza tym większość zespołów w Europie gra obroną switch i jeśli niższy zawodnik ma przed sobą wysoką czwórkę, która dobrze stoi na nogach, to po prostu musi grać jeden na jeden. Nie ma innej możliwości. Zwłaszcza, że nie mieliśmy zawodników, którzy mogą grać tyłem do kosza. Dlatego gra musi się opierać na przewagach 1vs1. To nasza przewaga i trzeba z niej maksymalnie skorzystać.

Taki pomysł był w trakcie Ligi Mistrzów często mocno krytykowany. Mówiono o braku zespołowości.

Nie wchodzę w to, co mówią i myślą inni, bo nie wiedzą, jakie mamy założenia. Kiedyś mówiono, że moje zespoły muszą grać po pewnych ustawieniach, schematach, biegać po liniach, a o mnie z kolei mówiono, że byłem surowy. Teraz mówią za to, że Anwil gra streetball. O co chodzi? To jaka jest w końcu prawda? Niech kibice i obserwatorzy się na coś zdecydują (uśmiech) Podpowiem: filozofia jest taka sama. Wszystko po prostu zależy od składu i umiejętności zawodników.

Dwa kluczowe mecze w kontekście awansu odbyły się we Francji i Belgii?

Nie chcę dzielić meczów na mniej lub bardziej ważne. Mogliśmy równie dobrze wygrać u siebie z AEK i Hapoelem. Tam naprawdę do szczęścia niewiele brakowało. Przez nasze błędy nie wygraliśmy tych spotkań, ale - z drugiej strony - dzięki naszej jakości byliśmy w stanie rywalizować z drużynami, które chcą wygrać całe rozgrywki.

Porażka u siebie z AEK długo się panu śniła?

Najbardziej śniła mi się przegrana... z Rastą na otwarcie Ligi Mistrzów. Tamtą porażkę biorę na siebie, bo nałożyłem na zawodników zbyt dużą presją. Byliśmy przez to mocno spięci i popełnialiśmy proste błędy. I to nie było tak, że nie walczyliśmy. Mieliśmy 20 zbiórek w ataku. Ta porażka mocno mnie dotknęła.

Na drugiej stronie przeczytasz o rzekomym odejściu do Zenita, duecie Wroten - Ledo, transferze Wrotena do Hiszpanii i planach Anwilu na przyszłość

Czy Anwil Włocławek powinien podpisać z trenerem Igorem Miliciciem nowy kontrakt?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×