Koszykówka. Mateusz Ponitka: Przez koronawirus nikt nie może być spokojny. Przyszłość jest niewiadomą (wywiad)

Getty Images /  Zhong Zhi / Na zdjęciu: Mateusz Ponitka
Getty Images / Zhong Zhi / Na zdjęciu: Mateusz Ponitka

Przez koronawirus nikt nie może być spokojny. Nam wszystkim oczy szeroko się otworzą dopiero w momencie, gdy sytuacja będzie zmierzała ku końcowi. Bo my na razie strat nie liczymy, a one będą ogromne w każdej dziedzinie życia - mówi Mateusz Ponitka.

[b]

Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Dalej pan przebywa w Rosji?[/b]

Mateusz Ponitka, koszykarz Zenita Sankt Petersburg i reprezentacji Polski: Tak. Wraz z rodziną przebywam w Sankt Petersburgu i wszystko wskazuje na to, że zostaniemy tutaj co najmniej do maja.

Syn kończy szkołę, będzie miał niedługo egzaminy i nie zamierzamy tego nagle przerywać, mimo że lekcje odbywają się zdalnie.

Ja też do wtorku mogłem normalnie trenować z zawodnikami, którzy zostali w Sankt Petersburgu. W środę otrzymaliśmy informację, że do końca tego tygodnia nie będzie możliwości przychodzenia do hali. Co będzie dalej? Tego na razie nie wiadomo.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Piotr Małachowski był w Wuhan przed wybuchem epidemii! Opowiedział o swoich przeżyciach

Jak wygląda sytuacja w Rosji?

Prezydent dał wszystkim tydzień płatnego wolnego od pracy. Rosjanie robią research, jak wygląda sytuacja z koronawirusem. Potrzebują kilku dni na podjęcie kolejnych decyzji. W tym momencie galerie i centra handlowe są już pozamykane, otwarte są jedynie markety, w których można kupić produkty żywnościowe. Małe sklepy z żywnością, piekarnie, apteki i stacje benzynowe są także otwarte.

Czuć obawę, niepewność?

Wydaje się, że najtrudniejsza sytuacja jest w Moskwie. Ludzie czują strach, zagrożenie przed pandemią koronawirusa. Słychać o tym, że wprowadzono mnóstwo obostrzeń, na obrzeżach Moskwy pojawiło się wojsko. Dąży się do tego, żeby Moskwę zamknąć i odizolować od innych regionów w Rosji.

W Sankt Petersburgu sytuacja jest nieco spokojniejsza, ale do szpitali trafia coraz więcej zakażonych osób. Na ulicach jeździ sporo karetek na sygnale, ale z tego co usłyszałem w klubie, nikt nie chce doprowadzać do stanu paniki, bo to może wywołać o wiele większe straty. Jest przekonanie, że lepiej wprowadzać stopniowe zmiany.

Do momentu zamknięcia hali treningi odbywały się całkowicie normalnie?

Trenowaliśmy raz dziennie po 2-2,5 godziny. Zajęcia odbywały się w hali i w siłowni. Wprowadzono środki ostrożności. W hali mógł być tylko zespół, a przed i po treningu wszystko było sterylizowane. Wprowadzono nawet system dezynfekcji przed wejściem do hali.

Do zeszłego piątku wszystko odbywało się całkowicie normalnie. Wtedy jednak Władimir Putin wydał komunikat, że loty z kraju będą obowiązywać jedynie do niedzieli. Klub podjął decyzję, że nie będzie robił problemów zawodnikom i trenerom przy ewentualnym powrocie do domów. Trenerzy i 5 z 8 obcokrajowców skorzystało z takiej możliwości. Rosjanie i trzech graczy zagranicznych, w tym ja, zostało na miejscu.

Pan został głównie ze względu na obowiązki syna?

Tak, ale też wspólnie uznaliśmy, że nie ma sensu na razie wracać do kraju, bo od razu trzeba byłoby przejść dwutygodniową kwarantannę. Trzeba spokojnie poczekać na rozwój wydarzeń. Na dzisiaj sytuacja w Sankt Petersburgu jest lepsza pod tym względem niż w Polsce. Można spokojnie wyjść, przewietrzyć się, nikt nie będzie cię gonił i wlepiał mandatów. Życie toczy się w miarę normalnie.

Muszę też zdradzić, że odbyłem 2-3 rozmowy na temat powrotu do kraju z polskim konsulem, który pracuje w Sankt Petersburgu. Pytał mnie, czy i jak ewentualnie chcemy wrócić. Odpowiedziałem, że na razie nie mamy takich planów. Ja mogłem trenować, rodzina dobrze się tutaj czuje, klub o wszystko dba. Jednak też nie jest tak, że wychodzimy na spacery, zwiedzamy Sankt Petersburg. Traktujemy sytuację z koronawirusem bardzo poważnie. Spędzamy czas w domu, a do sklepów wychodzimy jednie po najpotrzebniejsze rzeczy.

Śledzi pan sytuację w Polsce?

Tak. Mamy polską telewizję, słuchamy polskiego radia, ale staramy się selekcjonować wszystkie usłyszane informacje. Wiemy, że jest ponad trzy tysiące zakażonych i wydaje się, że ta liczba będzie rosła.

Pana drużyna występowała w tym sezonie w lidze VTB i w Eurolidze. O ile te pierwsze rozgrywki zostały oficjalnie zakończone, to nadal nie ma decyzji w sprawie przyszłości Euroligi. Klub przekazał jakieś wieści?

Z moich informacji wynika, że Euroliga bardzo chce dokończyć obecny sezon. Niewykluczone, że władze rozgrywek będą czekać z decyzjami do samego końca. Jeśli faktycznie udałoby się wznowić sezon, to nasi obcokrajowcy mają 2-3 dni na powrót do klubu, chyba że wcześniej z własnej woli rozwiążą kontrakt. Następnie 2-3 tygodnie przygotowań i powrót do meczów. Tak zakłada optymistyczny wariant.

Wierzy pan w to?

Szczerze? Mocno w to wątpię. Swobodne podróżowanie po Europie będzie przez kilka miesięcy mocno utrudnione. Euroliga, tak samo jak NBA, walczy o dokończenie rozgrywek. Nie oszukujmy się: patrzą przede wszystkim przez pryzmat finansów.

Ma pan ważny kontrakt na kolejny sezon?

Tak. Jestem bardzo zadowolony z pobytu w klubie, który jest świetnie zorganizowany. Widać, że Zenit dąży do euroligowej czołówki. W tym sezonie zatrudniono dwóch trenerów z wysokiej półki, mieliśmy też bardzo dobrych zawodników, ale przez pół sezonu jakoś to nie grało, nie mogliśmy znaleźć tego odpowiedniego rytmu. Po przyjściu trenera Xaviego Pascuala zaczęło to wyglądać lepiej, nastąpił efekt odświeżenia. Szliśmy do przodu, rozkręcaliśmy się, ale niestety koronawirus nas zatrzymał.

Finansowo też się zgadzało?

Jak najbardziej. Ale czy kontrakt dalej będzie obowiązywał? Nikt nie wie, co będzie za kilka miesięcy. Może nie będzie sezonu? Przez koronawirus nikt nie może być spokojny. Należy mocno wziąć pod uwagę fakt, że pandemia może storpedować życie ludzkie. Nam wszystkim oczy szeroko się otworzą dopiero w momencie, gdy sytuacja będzie zmierzała ku końcowi. Bo my na razie strat nie liczymy, a one będą ogromne w każdej dziedzinie życia. Obecna sytuacja bardzo mocno dotknie sport.

Dla pana to drugi sezon w Rosji. Rok temu był Lokotomiw Krasnodar, teraz Zenit Sankt Petersburg. Jak pan czuje się w Rosji?

Bardzo dobrze. Mieszkają tutaj przyjaźni i sympatyczni ludzie, którzy są skorzy do pomocy. W aklimatyzacji na pewno pomógł fakt, że znam język rosyjski. Pisałem maturę z rosyjskiego, podobnie jak moja żona. Rozumiem, co do mnie ludzie mówią. Można powiedzieć, że jestem trochę inaczej traktowany niż zagraniczni zawodnicy, którzy w większości nie znają rosyjskiego alfabetu. O ile w Sankt Petersburgu jest łatwiej, bo to typowe europejskie miasto, to w Krasnodarze było ciężko. Tam praktycznie nikt nie mówił po angielsku.

Jak pan ocenia swój trzeci sezon w Eurolidze? Jest duży przeskok z EuroCupu?

Ogromny. To dwa kroki dalej. Poziom w Eurolidze jest bardzo wysoki. Koszykarze są wyselekcjonowani bardzo starannie i nie bez powodu płaci się im duże pieniądze. Jest także spora intensywność rozgrywania meczów. Jeśli wyeksploatuje się fizycznie w dwóch meczach, te kolejne są trudne pod tym względem. Do tego dochodzi scouting na światowym poziomie. Każdy jest dokładnie przefiltrowany.

Sarunas Jasikevicius, trener Żalgirisu Kowno powiedział, że to druga najlepsza liga na świecie. I ja się z nim w pełni zgadzam. Co więcej, uważam, że niektóre drużyny z Europy mogłyby spokojnie rywalizować z zespołami z NBA. I na pewno nie kończyłyby na ostatnich miejscach w swoich konferencjach.

Zobacz także:
Koszykówka. EBL. Michał Ignerski: Byłem blisko powrotu do Anwilu Włocławek
Koszykówka. EBL. Ludde Hakanson: Stelmet był najlepszy w kraju, a ja rozegrałem sezon życia (wywiad)
Koszykówka. QUIZ: znasz medalistów EBL? Nie będzie łatwo!

Komentarze (0)