Koszykówka. WKK Wrocław radzi sobie z kryzysem. Przemysław Koelner: Koronawirus? To uczy pokory

Facebook / Weronika Marek / Na zdjęciu: Przemysław Koelner
Facebook / Weronika Marek / Na zdjęciu: Przemysław Koelner

- WKK bije się o I miejsce, liczy się tylko złoty pierścień. Pudło fajne, ale drugi to pierwszy przegrany, a trzecie miejsce to tak jakby lody przez szybę lizać – mówi o planach na kolejny sezon Przemysław Koelner, prezes WKK Wrocław.

Sport popadł w totalny marazm, a koronawirus odcisnął na nim wyraźny ślad. WKK Wrocław w starciu z pandemią wyszedł jednak niemal bez szwanku. Jak klub poradził sobie z kryzysem?

- Trzeba oszczędzać. To jest podstawowa sprawa dlatego, że jesteśmy w dużej części uzależnieni od finansów samorządowych. Rozumiemy konieczność cięć ze względu na kryzys. Na dzisiaj są ważniejsze potrzeby i dlatego poddamy się rozstrzygnięciom jakie zapadną co do budżetu. Rozumiemy sytuację, dotyczy ona przecież nas wszystkich. Kluby stanęły przed wieloma problemami, takimi jak rozliczyć dotacje, skoro zawodnicy i trenerzy nie pracują? Co z rozliczeniem ze sponsorami, którzy sami znaleźli się w niepewnej sytuacji? To są podstawowe rzeczy. Głupotą jest snucie mocarstwowych planów. Ale z drugiej strony nie zrezygnujemy z dnia na dzień z budowy własnej tożsamości, nad którą pracujemy od wielu lat.

- Koronawirus klub nauczył pokory do otaczającego nas świata. Przyroda trzyma wszystkich w szachu. Jeśli zrozumiemy, że nie wszystko od nas zależy, że musimy być bardziej empatyczni a nie egoistyczni to osiągniemy zakładane cele. Jeśli wyjdziemy poza własne podwórko i tak jak na boisku, będziemy pracować zespołowo, to świat stanie przed nami otworem. Parafrazując: "Karma wraca"– podkreśla Przemysław Koelner prezes WKK Wrocław.

ZOBACZ WIDEO: Jacek Nawrocki zadowolony z pierwszego tygodnia treningów. "Jest do wykonania dużo pracy motorycznej"

- W praktyce, zespół w poprzednim sezonie bił się o wysokie cele, bo przecież mieliśmy duże szanse na strefę medalową wywalczoną na parkiecie. Nigdy nie wiadomo co by się stało, ale możliwości zostały przed nami otworzone. Dziś mówimy, że budowa nie została dokończona i po prostu mamy o rok przesunięte nasze główne cele. Dalej robimy swoje. Trzon zespołu pozostanie taki sam.

- Jednakże, każdy zespół potrzebuje świeżej krwi, zmian, ale nie będą one radykalne. WKK ma swój niezmienny cel: chcemy grać miejscowymi chłopakami i dla ludzi stąd. Pracujemy nad poszerzaniem grona naszych zawodników, kibiców i swoich odbiorców. Mamy świetny obiekt i wykorzystujemy każdą okazję do rozbudowy zaplecza finansowego. Nie musimy się niczego wstydzić. Co prawda, zarówno hotel jak i hala sportowa stały puste przez 3 miesiące i generowały koszty, ale to też uczy pewnych rzeczy. Spółka zarządzająca obiektem otrzymała dofinansowanie z tarczy antykryzysowej, ale niestety, klub nie może z niej korzystać ponieważ rozlicza pieniądze pochodzące z dotacji miejskiej. Z zawodnikami rozliczamy się w miarę na bieżąco, jesteśmy rozliczeni z zewnętrznymi podmiotami. Pracujemy nad tym, aby jak najmniejszym kosztem odnaleźć się w nowej rzeczywistości - dodaje.

Sytuacja epidemiologiczna spowodowała, że niektóre kluby muszą mocno zweryfikować swoje cele. To jednak nie dotyczy wrocławskiego WKK. - "Rośniemy w siłę" to nie tylko motto klubu ale także drogowskaz dla każdego członka, że po największej nocy rano wstaje słońce. Trzeba otrzepać kurz i bić się o to samo co zwykle, czyli o pierwsze miejsce. Cel został postawiony już 5 lat temu, tylko został lekko przetrzymany bo sytuacja zewnętrzna nas do tego zmusiła. To budowanie klubu na lata, a nie na teraz. Idziemy do przodu, mamy wyznaczone cele. WKK bije się o I miejsce, liczy się tylko złoty pierścień. Pudło fajne, ale drugi to pierwszy przegrany, a trzecie miejsce to tak jakby lody przez szybę lizać – zauważa właściciel klubu.

Wirus zaskoczył wszystkich, jednak klub w swoich planach zakładał różne scenariusze. - Zawsze powtarzam, że każda strategia zawsze musi zawierać plan awaryjny. Jestem wychowany w biznesie od 82 roku, a największą cezurę życiową jaką przeżyłem, to był rok 1997, kiedy z dachu na przeciwko przy Kwidzyńskiej zostałem wywieziony łódką z zakładu pracy. To dopiero uczy pokory. Koronawirus jest przy tym "pikusiem". Cały dorobek życia dosłownie, a nie w przenośni, się zatopił. To mnie nauczyło, aby nigdy nie opierać się wyłącznie na przesłankach optymistycznych. Zawsze trzeba mieć wariant B, gdzie kluczem sukcesu po kryzysie jest ciężka, zespołowa praca. Tak samo jak 23 lata temu, tak i dziś dzięki temu, że mieliśmy solidne fundamenty i podstawy funkcjonowania, a co najważniejsze chęci do pracy, to możemy z optymizmem myśleć o przyszłości - tak mówi o tym, jak ślad odciśnięty w przeszłości przełożył się na współczesne funkcjonowaniu klubu.

Do tej pory klub podał oficjalną informację o przedłużeniu współpracy z Jakubem Koelnerem. Kolejnych podpisów można spodziewać się jeszcze w tym tygodniu.

- Kontrakty będą przedłużane. Ja tylko raz w roku w trakcie ustalania budżetu rozmawiam o tych sprawach, oprócz tego, że muszę podpisać umowy. Trener Tomasz Niedbalski po niewielkich targach otrzymał już ode mnie jasny przekaz co do finansów. Kompletację składu na miarę celów powierzam jemu, będzie działać według harmonogramu. I zgodnie z filozofią, że co najmniej 5-6 zawodników będzie z nami z poprzedniego sezonu, abyśmy nie robili żadnych dziwnych rzeczy. Trzeba dla higieny zamieszać - skostnienie powoduje marazm, brak innowacji, ale można to wydobyć również z własnych graczy – zdradza Przemysław Koelner.
Zobacz także: 

Koszykówka. Nikołaj Tanasiejczuk: Trzeba ciężko pracować, dlatego najlepiej wstawić sobie łóżko na sali
Koszykówka niejedno ma imię. Boisko, dwa kosze, miganie i żadnych barier. Kiedy bardziej "trzeba żyć z zespołem"

Komentarze (0)