[b]
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Czy obecny Zastal to najlepsza drużyna w historii zielonogórskiej koszykówki?[/b]
Janusz Jasiński, właściciel Zastalu Enea BC Zielona Góra: Myślę, że nie. Ostatnio z tym samym pytaniem mierzyłem się w trakcie wywiadu na potrzeby książki o dwudziestu latach lubuskiej koszykówki. Myślę, że zawsze jakość widzi się na tle. Pytanie jest: czy obecne tło jest takie samo jak 6-7 lat temu?
Wydaje mi się, że najsilniejsze drużyny mieliśmy wtedy, gdy graliśmy w rozgrywkach Euroligi i EuroCup. Wtedy jeszcze polski zespół miał szansę grać z Barceloną, CSKA czy Panathinaikosem. Być może obecna drużyna pokonałaby tamtą sprzed kilku lat, ale wydaje mi się jednak, że na tle Europy jesteśmy jednak słabsi. Przecież w sezonie 2012/2013 trzy polskie drużyny rywalizowały w rozgrywkach pod egidą Euroligi: Asseco Prokom w Eurolidze, a Trefl i Stelmet w EuroCupie. A dzisiaj nie gra niestety żadna.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękna wojowniczka z KSW relaksowała się w Hiszpanii. Co za zdjęcie!
Ale obecny Zastal rywalizuje w mocnej lidze VTB i tam też radzi sobie całkiem przyzwoicie. Ostatnio pokonał wielki Uniks, a w PLK wygrał 12 z 13 meczów. Jest niezwykle regularny. Jak pan to wyjaśni? Gdzie szukać przyczyn?
Od 2-3 sezonów mamy ciekawą propozycję dla zawodników: walkę o mistrzostwo Polski, ale też pokazanie się w renomowanych rozgrywkach ligi VTB, na tle dużo mocniejszych zespołów. Można coś osiągnąć, ale też pokazać się na wysokim poziomie. W ten sposób trenerzy czy menedżerowie mogą realnie ocenić przydatność takiego zawodnika. Wielu uważa, że obecny Zastal jest dużo lepszym miejscem niż druga ósemka ligi hiszpańskiej, tureckiej czy włoskiej.
Aż tak?
Mamy handicap możliwości zatrudnienia takich koszykarzy, którzy nie przyszliby grać tylko do samej PLK. A jeżeli przyszliby, to za ogromne pieniądze. A to zawsze rodzi pytanie o motywację. Bo nie oszukujmy się, ale często pojawia się problem motywacji i walki u świetnych zawodników, gdy przychodzi do rywalizacji ze znacznie słabszymi rywalami. Motywacja i egzekucja - to są największe problemy.
Dlatego ważny jest dobór zawodników pod względem charakterologicznym. Sztab szkoleniowy wykonał w wakacje gigantyczną pracę. Koszykarze byli sprawdzani i analizowani na wiele sposób. Nie przez przypadek trafili do Zielonej Góry. Trenerzy uznali, że idealnie nadają się do systemu, ale też do ciężkiej pracy na treningach.
Ta drużyna nie kalkuluje, nie wybiera przeciwników, nie wybiera dnia i godziny meczu. Jeśli zawodnicy mają rozegrać 3 mecze w 5 dni, to wychodzą na parkiet i robią swoje. Nie ma narzekania i płakania. Życie płynie, a oni walczą w każdym meczu. To ma swój urok.
Powiem szczerze, że każdy trener w PLK wie, jakie mamy zagrywki, i w jaki sposób chcemy grać. Słyszę, że wielu nas zaczyna naśladować, ale to nie takie proste. I to z dwóch powodów: trzeba mieć odpowiednich zawodników, którzy w sposób stabilny i równy wykonują zalecenia Żana Tabaka. Każdy z nich zdaje sobie sprawę, że nie może robić czegoś ponad to, czego oczekuje trener.
Jaki jest Żan Tabak?
Trener jest świetnym znawcą koszykówki, ale w tym wszystkim jest też człowiekiem. Umie zarazić graczy do swojego pomysłu i później go egzekwować. Zawodnicy z dużym szacunkiem do niego podchodzą. Tabak to osobowość: były mistrz NBA, były zawodnik Realu Madryt. Uczył się koszykówki na najwyższym możliwym poziomie.
Czy kluby zagraniczne interesują się Żanem Tabakiem? Były sygnały o możliwym odejściu trenera jeszcze przed zakończeniem współpracy?
Mamy znakomite relacje. Trener mówi nam o pewnych rzeczach, które się dzieją. Umowa obowiązuje do końca sezonu i myślę, że obie strony bardzo chcą ją wypełnić. Nie ma dzisiaj takiego tematu, że trener chce odejść i pilnie szuka nowego pracodawcy. Mogę zdradzić, że trzy tygodnie temu trener Tabak miał bardzo ciekawą propozycję. To była oferta trzyletniego kontraktu i to z dobrego klubu.
Dlaczego nie podjął się tej pracy? Jak to argumentował?
Trener powiedział wprost: "ośmiu ludzi przyjechało tutaj specjalnie dla mnie". Wymienił siedmiu zawodników plus asystenta z Hiszpanii. "To nie jest tylko moja sprawa i moja decyzja. To dotyczy wszystkich" - dodał. Jeśli nie stanie się nic złego z koszykówką, z klubem, to Tabak chce ten projekt dokończyć.
Macie w składzie siedmiu obcokrajowców, czyli o jednego więcej niż zakłada to protokół meczowy w rozgrywkach PLK i VTB. Czy nie rodzi to problemów w zespole i jak wygląda kwestia budżetu? Czy to - mówiąc potocznie - się spina?
Należy pamiętać, że mecze to nie wszystko, a trener potrzebuje dziesięciu zawodników do przeprowadzenia jakościowego treningu. Po kontuzji Szymkiewicza zaczęliśmy rozglądać się za nowym Polakiem, by uzupełnić krajową rotację. Ale... powiem brutalnie: ta trójka graczy, którymi teraz rotuje trener Tabak, jest dużo tańsza od Polaków, którzy reprezentują podobny poziom.
Podobnie było w przypadku poszukiwań nowego asystenta. Chcieliśmy Polaka, ale nikt za bardzo się nie kwapił, aż ostatecznie wybraliśmy Hiszpana, którego polecał trener Tabak. Mam wrażenie, że Polacy nadal niestety nie zrozumieli szansy, którą może dać gra w dobrym polskim zespole w zagranicznych rozgrywkach. Mądrze postępuje Marcel Ponitka, który postawił na rozwój w Polsce. Idzie krok po kroku i jestem przekonany, że już niedługo wyskoczy na szerokie wody.
Trener Tabak mówił, że klub miał na liście ponad 10 Polaków. Tak było?
O szczegóły należałoby zapytać trenera Tabaka. Gdy sztab szkoleniowy miał jakąś konkretną kandydaturę, to ja przejmowałem temat i prowadziłem rozmowy.
Dzwonił pan do Sopotu po Michała Kolendę.
Tak było. Rozmawiałem z prezesem na jego temat. Michał podobał się nam już rok wcześniej, trener Tabak go wypatrzył. Idealnie pasował mu do systemu. Tak samo było w przypadku Puta czy Szymkiewicza. Żan potrzebuje zawodników do pełnienia określonych ról. Często podkreśla, że w drużynie potrzebna jest hierarchia.
To jest duży problem przy źle zbudowanych zespołach. I to nie jest tak, że wybrano słabych zawodników, ale często po prostu jeden klocek nie pasuje do drugiego. Często też jest tak, że agenci nie mają zielonego pojęcia, co sprzedają, jak ci zawodnicy grają i jakie mają atuty. Błędy popełnia każdy, to zrozumiałe, ale najgorzej, jak ktoś coś opowiada, a tak naprawdę kompletnie nie zna produktu, który sprzedaje.
Przechodząc do finansów. Ta drużyna jest tańsza od tej z zeszłego sezonu?
Tak. To paradoks, ale to jedna z tańszych drużyn od momentu naszego powrotu do ekstraklasy. Już w zeszłym roku wydawało nam się, że mamy tanią drużynę. Ostatnio prowadziłem takie wyliczenia i wyszło mi, że mamy 5-6 budżet na zawodników w PLK.
Zapachniało klasykiem. Kiedyś tak Igor Milicić powiedział.
Oczywiście uśmiecham się, gdy to mówię. Wiem, że to znane hasło. Realnie jednak patrząc - drużynę mamy mocno zbilansowaną, a co kluczowe: najdroższym "zawodnikiem" w zespole zawsze powinien być trener.
W Zastalu tak jest?
Tak.
Koronawirus szaleje, co powoduje, że miasta i partnerzy mniej chętnie patrzą na finansowe sportu. Jak to wygląda w Zastalu?
Ta sytuacja upewnia mnie w tym, że w najtrudniejszych momentach najbardziej pomagają ci, którzy nie mają najwięcej, a ci, którzy chcą pomóc. U nas w klubie jest duża siatka sponsorów, którzy naprawdę mocno pomagają. Wiem, że w miastach jest bardzo trudna sytuacja. Teraz jest źle, a nie wiemy, co będzie w przyszłym roku. Uważam, że trzeba pójść w duże rozdrobnienie przychodów.
Trzeba też uderzyć do kibiców. W tym pandemicznym okresie jest dużo większa mobilizacja ludzi i wrażliwość na potrzeby innych. W związku z tym ten najbliższy rok wszyscy razem będziemy musieli przeżyć, w dużej części pomagając sobie nawzajem. Sport jest w bardzo trudnym momencie, dlatego ważny jest każdy pozytywny głos. Musimy robić ciepły klimat wokół tego. To muszą zrozumieć kluby, zawodnicy, liga i sędziowie. To nie jest moment, by sobie wyrzucać, co kto zrobił, a kto coś źle zrobił.
Budżet klubu jest mocno nadszarpnięty?
Gdybyśmy nie mieli grzechów z przeszłości, to bym powiedział, że mamy bardzo dobry budżet, który jest w pełni zrównoważony. My jednak musimy teraz znaleźć pieniądze na bieżącą działalność i jeszcze na te wspomniane grzechy. Chociaż może nie są to grzechy...
A co takiego?
Po prostu zrobiliśmy awans klubu na kredyt i teraz musimy ten kredyt oddać. Żeby zrobić karierę, trzeba było kupić jakościowych zawodników i ich delikatnie przepłacić. Dzisiaj - gdy już mamy pozycję na rynku i system w zespole - nie musimy bić się cenowo o koszykarzy.
Zobacz także:
Andrzej Pluta: Nie wszyscy w Polsce mają pomysł na młodych graczy [WYWIAD]
Przemysław Frasunkiewicz mówi o rozmowach z Anwilem, budowaniu "drzewek" i wspieraniu polskich trenerów [WYWIAD]
Aleksander Dziewa: Wzoruję się na Kuligu. Studia planem "B" na życie [WYWIAD]
Jak "Król Almeida" wracał do Polski. "Anwil to dla mnie coś więcej"