[b]
[/b]Asseco Arka - w oczach wielu ekspertów - jest najpoważniejszym kandydatem do spadku z Energa Basket Ligi. Gdynianie są też jedynym zespołem w rozgrywkach, w którym występuje zaledwie jeden obcokrajowiec. Co prawda plany były nieco inne, ale zostały storpedowane przez decyzję Trybunału Arbitrażowego, który nałożył na klub zakaz transferowy (brak możliwości zgłaszania do PLK obcokrajowców). Chodzi o przegraną sprawę z Joshem Bosticiem ws. rozliczenia finansowego przerwanego sezonu z powodu koronawirusa.
Na inaugurację gdynianie wysoko przegrali z Legią Warszawa 59:79. Mieli ogromne problemy ze skutecznością, trafili zaledwie jeden rzut... z dystansu. Nie da się ukryć, że zespół potrzebuje wzmocnień, jeśli chce liczyć się w walce o utrzymanie w PLK. To też w rozmowie z WP SportoweFakty podkreśla Bartłomiej Wołoszyn. - Plan był taki, że w zespole miało być więcej obcokrajowców. Wszyscy czekają na takie ruchy. Klub robi wszystko, by wzmocnić drużynę. Usłyszałem, że cały czas trwają rozmowy. Są podobno nawet wybrane kandydatury - mówi kapitan Asseco Arki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: świetna forma żony Kota. A zaledwie kilka miesięcy temu urodziła dziecko
Karol Wasiek, WP SportoweFakty: Eksperci nie mają wątpliwości: Arka Gdynia to najpoważniejszy kandydat do spadku do I ligi. Zapowiada się na bardzo trudny sezon. Jak pan - jako kapitan tej drużyny - widzi najbliższe miesiące?
Bartłomiej Wołoszyn, kapitan Asseco Arki Gdynia: Wszyscy wiedzieli, że ten sezon będzie bardzo trudny i wymagający. Nawet - przy podpisywaniu kontraktu - doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Nie szedłem w nieznane. Nikt tego w klubie nie ukrywał, że sytuacja jest bardzo trudna. Koronawirus mocno nas dotknął. Wiem, że niektórzy traktują to jako wymówkę, ale my to faktycznie odczuliśmy. Z zespołu, który walczy w EuroCupie, zeszliśmy do poziomu walki o utrzymanie w PLK.
Jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości? Trudno się na to przestawić z punktu widzenia mentalnego?
To jest kwestia przyzwyczajenia. Podkreślam: tę decyzję podjąłem świadomie. Cenię sobie ludzi, którzy pracują w Gdyni, oni też kiedyś do mnie wyciągnęli pomocną dłoń w trudnym momencie. Teraz nie chciałem opuszczać statku i uciekać, bo klub nagle znalazł się w trudnym położeniu. To nie mój styl. Chcę się im teraz odwdzięczyć. Asseco jest wielką marką, wszyscy czekają na to, gdy klub wróci na szczyt.
Miał pan inne oferty?
Kilku trenerów bezpośrednio dzwoniło nawet do mnie, ale każdemu z nich powtarzałem, że priorytetem jest pozostanie w Gdyni na kolejne lata. Otrzymałem propozycję dwuletniego kontraktu, co jest jasnym sygnałem, że klub wiąże ze mną duże nadzieje. Cenię sobie taki model współpracy.
W zespole Asseco Arki jest wiele młodych zawodników, którzy dopiero wchodzą na ekstraklasowe parkiety. Czy w związku z tym na barkach doświadczonych graczach, w tym pana, Adama Hrycaniuka i Filipa Dylewicza, jest dodatkowa presja, by tych chłopaków poprowadzić w odpowiedni sposób?
Wszystkim powtarzam, że większość tych chłopaków zaczyna od poziomu "0", gdy rozpoczynali treningi, to musieli uczyć się podstaw koszykówki, zachowań na boisku i w szatni. Przez te 6-7 tygodni zrobili ogromny postęp, przeskoczyli o kilka poziomów. To mnie zaskoczyło, bo nie spodziewałem się, że aż tak szybko to pójdzie. To jednak nie zmienia naszego położenia, dalej jesteśmy oceniani jako zespół, który jest na samym dnie w rankingu.
To motywuje czy wręcz przeciwnie?
Nie zwracam już na to uwagi. To już mój 17. sezon w PLK, więc doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak to wszystko wygląda w lidze. Często przedsezonowe rankingi nie mają później żadnego odzwierciedlenia. Na pewno zrobimy parę niespodzianek. Choć nie ukrywam, że trener mówił o nieco innym kształcie zespołu.
Co ma pan na myśli?
Miało być więcej zawodników zagranicznych. Wszyscy czekają na takie ruchy.
Sytuacja finansowa klubu jest w porządku?
Klub robi wszystko, by wzmocnić drużynę. Usłyszałem, że cały czas trwają rozmowy. Są podobno nawet wybrane kandydatury. Jeżeli ten ban na transfery zostanie uchylony, to być może 1-2 zawodników do nas dołączy.
Wzmocnienia są potrzebne od zaraz...
Tak, to pokazał mecz z Legią i wcześniejsze spotkania przedsezonowe. Potrzebny jest nam gracz obwodowy, typowy combo-guard, który weźmie piłkę i zdobędzie punkty, a przy okazji odciąży Novaka Musicia na rozegraniu. Na ten moment takiego gracza nie mamy. Ale przyjście jednego zawodnika może odmienić sytuację o 180 stopni. Możemy wtedy stać się zespołem, który będzie walczyć o grę w fazie play-off. Wszystko jest możliwe.
A wracając do młodych gracz. W trakcie meczu z Legią pan ich nie oszczędzał. W mocnych słowach zwracał się pan do nich.
W poprzednim sezonie miałem takie sytuacje, że czasami wylewałem frustrację na młodszych zawodników. Teraz miałem rozmowę z trenerem Mitroviciem i nieco inaczej do tego wszystkiego podchodzę. Choć nie ukrywam, że jestem przyzwyczajony do takiego poziomu, że coś powinno być, a niektórzy chłopacy tego nie rozumieją. Nie można jednak mieć do nich pretensji, bo z dnia na dzień nie staną się graczami, którzy będą decydować o obliczu zespołu. To jest proces, choć czasami emocje biorą górę.
Mają pretensje? Jak do tego podchodzą?
Ze zrozumieniem. W trakcie meczu otrzymają reprymendę słowną, ale później wszystko sobie wyjaśniamy i nie ma żadnych problemów. Powiedziałem im jasno, że każdy z nich jest dla drużyny bardzo ważny. Każdy jest na wagę złota.
Jaki jest trener Milos Mitrović?
Jest bardzo zaangażowany, widać, że żyje koszykówką. To dla niego nie tylko praca, ale przede wszystkim pasja. Na każdy trening jest maksymalnie przygotowany. Filip Dylewicz żartuje, że trener Mitrović ma "Obama Speech". Ma serbski temperament, do tego wiedzę i doświadczenie. Jego przemowy trafiają do zawodników. I nie tylko młodych, ale też tych starszych.
Zobacz także:
"Nie skaczemy do pustego basenu". Prezes beniaminka PLK: Nie zagramy na kredyt!
Arkadiusz Lewandowski, prezes Anwilu: Kryzys z całą pewnością jest już za nami
Marcin Woźniak: Nie palę za sobą mostów [WYWIAD]
Polska znów pionierem... Nie zazdroszczę trenerom. Będzie dużo zmian! [KOMENTARZ]