- To sukces polskiej koszykówki. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, zrobiliśmy coś dużego. Mam nadzieję, że jak najwięcej kibiców doceni naszą postawę i zapełnimy halę - mówi nam trener Marcin Stefański, który od kilku lat konsekwentnie odbudowuje pozycję Trefla Sopot w ligowej hierarchii.
W zeszłym sezonie sopocianie pod jego wodzą wrócili do fazy play-off, zajęli piąte miejsce, a teraz po ośmiu latach ponownie wystąpili w europejskich pucharach. Klub za wszelką cenę chciał zaprezentować się na międzynarodowej arenie.
Trefl w bułgarskiej "bańce" - na tle mocnych i renomowanych zespołów - pokazał się z bardzo dobrej strony. U rywali było kilku graczy z wysokiej półki finansowej, o której w Sopocie mogliby jedynie pomarzyć. To nie przestraszyło polskiej drużyny. A nawet zmobilizowało! Sopocianie najpierw pokonali ukraińskie BC Dnipro 88:82, a później po mocnej walce ulegli greckiemu Iraklisowi Saloniki 72:74. Waleczność opłaciła się.
ZOBACZ WIDEO: Internauci przecierają oczy. Co zrobiła polska gwiazda?!
Trefl znalazł się w gronie tak zwanych "szczęśliwych przegranych". Sopocianie mieli lepszy bilans do Hapoelu Haifa oraz Ironi Ness Ziona. Korzystne wyniki dały podopiecznym Marcina Stefańskiego upragniony awans do fazy grupowej FIBA Europe Cup.
- Myślę, że zagraliśmy dwa bardzo dobre spotkania z drużynami, które dysponują dużym budżetem, mają świetnych zawodników i ogromny potencjał. Wygraliśmy z BC Dnipro i graliśmy jak równy z równym z Iraklisem Saloniki - podkreśla Stefański.
- Mieliśmy dużą wiarę w powodzenie tej pasji, zawodnicy byli świetnie nastawieni, chcieli pokazać się z jak najlepszej strony. Widziałem wielką determinację i zaangażowanie. I to zaprocentowało, bo okazaliśmy się tym "lucky loserem", który zakwalifikował się do fazy grupowej - dodaje szkoleniowiec Trefla.
W tym sezonie klub znad morza - przy zwiększonym budżecie (ponad 5 mln zł) - liczy na coś więcej, chce mocno pobić się o miejsce w pierwszej czwórce. Zakontraktowano ciekawych obcokrajowców, wzmocniono także sztab szkoleniowym. Po czterech meczach w PLK sopocianie mają bilans 3:1 (przegrali na inaugurację z Twardymi Piernikami).
Gra w fazie grupowej FIBA Europe Cup to ogromne wyzwanie. Sportowe i finansowe. Ale w Sopocie są na to przygotowani. W budżecie założyli pewną sumę, którą przeznaczą na grę na międzynarodowej arenie. Ustaliliśmy, że to kwota w wysokości ok. pół miliona złotych. Sopocianie - z racji występów w FEC - mogą poszerzyć swój skład o szóstego obcokrajowca. Sęk w tym, że to sporo kosztuje, bo licencja za takiego gracza wynosi... aż 100 tys. złotych.
Na ten moment jednak takich planów nie ma. Trener Stefański jest zadowolony z postawy zespołu, każdy z zawodników ma swoją rolę w drużynie, gra duże minuty i dzięki temu są efekty.
- Wszystkie środki zostały wydane na budowę obecnego składu i nie planujemy żadnych zmian. Do takich mogłoby dojść ewentualnie w przypadku nieszczęśliwych zdarzeń, gdybyśmy odpadli wcześniej niż myślimy. Być może wtedy znalazłyby się środki - mówił ostatnio prezes Marek Wierzbicki w rozmowie z trójmiasto.pl.
Sopocianie zagrają w grupie B, w której zmierzą się z Rilski Sportist, Kyiv Basket i Hapoel Eilat. Pierwszy mecz zaplanowano na 13 października. Warto dodać, że w rozgrywkach FIBA Europe Cup zagra także drugi przedstawiciel z Polski. To Legia Warszawa.
Zobacz także:
Łukasz Kolenda: Bardzo mały margines błędu. Ale to dobrze! [WYWIAD]
Droga przez mękę, czyli tak budowano Anwil. Trener z ważnym apelem: nie wieszajcie medali!
Ponad 5 mln w budżecie i walka o pierwszą czwórkę. W Sopocie mierzą wysoko [WYWIAD]
Maciej Bojanowski: Anwil? To spełnienie marzeń! [WYWIAD]