W ostatnim czasie sporo dzieje się na rynku transferowym. Kluby zmieniają w składach, dziękują tym, którzy grali słabo i nie spełniali oczekiwań i szukają tych, którzy dodadzą jakości i sprawią, że realizacja przedsezonowych celów będzie sprawą łatwiejszą.
W tym gronie zespołów jest także King Szczecin. By było ciekawie, szczecinianie - jako jeden z nielicznych zespołów w Energa Basket Lidze (jeszcze Asseco Arka) - przystąpili do sezonu bez kompletnego składu.
Od początku nie było... rozgrywającego i środkowego, czyli dwóch zawodników na kluczowych pozycji. Co prawda wybrano i podpisano umowę z Amerykaninem Michaelem Dixonem Jr, ale ten okazał się niewypałem. Szybko rozwiązano z nim umowę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Wygląda jak modelka. "Polska" krew!
Nowych zawodników próbował szukać jeszcze Rolandas Jarutis, ale ten po... dwóch meczach pożegnał się ze szczecińskim zespołem. Nie uratowało go nawet zwycięstwo w derbowym starciu z PGE Spójnią. Nie wyrobił sobie autorytetu u zawodników. Właściciel Krzysztof Król - po rozmowach z zaufanymi osobami - podjął decyzję o przedwczesnym rozwiązaniu umowy. Warto dodać tutaj pewną ciekawostkę. Udało nam się ustalić, że jeszcze na chwilę przed rozwiązaniem kontraktu Jarutis prowadził rozmowy z jednym z agentów... ws. kwoty transferu rozgrywającego, który miał być czołową postacią w zespole.
"Tylko uzyskam zgodę prezesa i podpisujemy" - miał powiedzieć. Gdy przyszedł do pokoju, otrzymał... pismo z rozwiązaniem kontraktu. Nie krył zaskoczenia, ale nie wszczynał awantur. Panowie podziękowali sobie za współpracę. Na koniec zachował się jednak dziwnie. Poprosił bowiem o krótkie spotkanie z zawodnikami, dostał na to zgodę właściciela, ale... finalnie się na nim nie pojawił. To wiele wyjaśnia na temat relacji trener-zespół.
Za czasów Macieja Majcherka (tymczasowy trener Kinga) dalej oczywiście poszukiwano zawodników, ale transfery zeszły na dalszy plan, bo tematem numer jeden w klubie było znalezienie trenera, który zaprowadzi porządek w drużynie i wprowadzi organizację na wyższy poziom.
W ten proces mocno był zaangażowany wspomniany Majcherek. Było kilku kandydatów, także zagranicznych, ale finalnie drużynę powierzono Arkadiuszowi Miłoszewskiemu, który do tej pory pełnił rolę asystenta w Enea Zastalu BC. Odbył długą i merytoryczną rozmowę z Krzysztofem Królem, po której panowie podali sobie ręce i zaczęli współpracować.
- To nie jest tak, że masa osób mi go polecała. Jedna osoba podsunęła mi nazwisko Miłoszewskiego, ale to nie był żaden agent, ani nikt z środowiska szczecińskiego. Paru osób radziłem się i byli sceptyczni do tej kandydatury - mówi Król w rozmowie z serwisem gs24.pl.
Miłoszewski od razu zabrał się do pracy na wielu frontach: wprowadzenie swoich zasad, ustawienie hierarchii i poszukiwanie nowych zawodników na rynku transferowym. O ile z dwoma pierwszymi kwestiami szybko sobie poradził, to z tym ostatnim elementem już tak łatwo nie jest. Ten proces nadal trwa. A to też najbardziej interesuje dziennikarzy, w tym mnie, którzy od momentu przyjścia atakują go w tej sprawie. "Kiedy i kto przyjdzie do Kinga?" - pytamy Miłoszewskiego.
Panie Karolu, ile można?
Po Astorii dość długo o tym opowiadał, po Śląsku - mimo wygranego meczu - znacznie krócej wypowiedział się w tej kwestii. Zaapelował o cierpliwość. "Szukamy" - mówił. Wtedy też pojawił się temat zakontraktowania Jaya Threatta, amerykańskiego rozgrywającego, który ma za sobą udany pobyt w PGE Spójni.
Wprowadził ten klub do finału Pucharu Polski i fazy play-off. Teraz gra w Grecji, ale miał furkę do wyjścia z kontraktu, bo były zaległości finansowe. King był zainteresowany, mimo wysokich oczekiwań finansowych zawodnika (około 9-10 tys. dolarów miesięcznie). Były rozmowy, ale finalnie nic z tego nie wyszło, bo Grecy przelali mu zaległe pieniądze.
Do meczu z Anwilem szczecinianie przystąpili w niezmienionym składzie i mimo wąskiej kadry zagrali świetne spotkanie. Byli dobrze przygotowani mentalnie i taktycznie. Znali atuty włocławian i potrafili je skutecznie wyeliminować. Świetnie grali Schenk, Matczak i Dorsey-Walker. Inni też dorzucili cegiełki do sukcesu drużyny. - Matczak i Dorsey-Walker nas po prostu zamordowali - mówił wprost trener Przemysław Frasunkiewicz.
Oczarowany tak dobrą Kinga w głowie zacząłem snuć wizje, jak ten zespół byłby groźny dla najlepszych w PLK, gdyby udało się poszerzyć rotację o dwóch jakościowych obcokrajowców na pozycjach "1" i "5". Postanowiłem więc z tym pytaniem znów udać się do Arkadiusza Miłoszewskiego. Nie spodziewałem się jednak, że trener Kinga w humorystyczny sposób odbije piłeczkę i jednocześnie wbije mi szpileczkę.
- Panie Karolu, ile może pan pytać o transfery? Co tydzień to samo, powinniśmy to ukrócić - uśmiechał się Miłoszewski, który po chwili dodał, że klub jest bardzo aktywny na rynku transferowym. Szuka graczy, ale w tym momencie sezonu jest trudno o takich, którzy z miejsca gwarantowaliby dużą jakość. O tym też przekonują się inne zespoły z PLK.
- Wszyscy mnie atakują o wzmocnienia. I mówią: "Arek, zobacz, Śląsk kogoś podpisał". No tak, ale Śląsk ma EuroCup. To jest duży magnes dla zawodników. My jesteśmy małym klubem. Szukamy graczy. Jak będą konkrety, to na pewno o nich powiemy - zaznaczył.
Nie mieć za dużo grzybów w barszczu
W Szczecinie szukają wzmocnień, ale z drugiej strony zespół pokazuje, że znakomicie sobie radzi w tym zestawieniu. Zawodnicy mają duże role, minuty, czują się komfortowo, złapali nić porozumienia z trenerem Miłoszewskim, który zaraża ich pozytywnym podejściem.
- Cieszę się, że nawet sami zawodnicy podkreślają, że mają bardzo dobry kontakt z trenerem, na tyle dobry, że jeden powiedział, że za tym trenerem w ogień by wskoczył - twierdzi właściciel Krzysztof Król.
Obwodowi gracze robią duże postępy, przyjemnie się patrzy zwłaszcza na grę Jakuba Schenka, który kreowany jest na pierwszą "jedynkę" reprezentacji Polski! Być może nie byłoby tego, gdyby nie fakt, że w tym momencie jest jedynym nominalnym rozgrywającym w Kingu. Świetnie wywiązuje się z tej roli, gra mądrze, stara się ograniczać niepotrzebne straty.
W głowie trenera Miłoszewskiego jest na pewno sporo pytań, na jakiego gracza postawić obok Schenka, by nie "stracić" jego pewności i dobrej gry. Bo jeśli przyjdzie zawodnik, który chce piłki, 25-30 minut i dużej roli, to Polak może stracić na swojej wartości. A tego w Szczecinie nie chcą. Wierzą w Schenka. Dlatego może lepiej się stało, że do Kinga nie trafił Threatt, bo to generał, który lubi rządzić. A dwóch generałów na jedną drużynę to zdecydowanie za dużo...
Warto też zauważyć dużą przemianę środkowego Doko Salicia, który przez wielu, także mnie, był krytykowany i wyśmiewany za swoją grę na początku sezonu. Eksperci i kibice pukali się w głowę i pytali, jak taki zawodnik trafił do Polski. Serb nie przejął się krytyką i z meczu na mecz robił stopniowe postępy. W meczu z Anwilem wystrzelił z formą! Był o krok od zanotowania double-double (18 pkt i 9 zb). Pokazał, że za szybko go skreślono. W Szczecinie na pewno się jeszcze przyda. Na drugiego centra wydaje się być optymalnym wyborem, zwłaszcza, że nie zarabia dużych pieniędzy, a w odwodzie jest jeszcze wszędobylski Mateusz Bartosz.
King szykuje się do kolejnego meczu z Czarnymi Słupsk. Tam poznamy kolejne odpowiedzi, czy szczecinianie są w stanie na dłuższą metę radzić sobie bez wzmocnień. Hit 9. kolejki PLK już w niedzielę na sportowych antenach Polsatu (początek 17:30).
- Transfery na pewno będą. Nie wiemy, kiedy do tego dojdzie. Pracujemy nad tym, szukamy wzmocnień - zapewnia właściciel Krzysztof Król.
CZYTAJ TAKŻE:
Andrej Urlep - sprawiedliwy furiat. Ile zostało z jego magii?
Rozgrywa życiowy sezon! Schenk: Kadra u Milicicia? Nie podpalam się [WYWIAD]
Amerykanin wychwala polskiego trenera. Mówi, że Anwil to zespół wojowników!
Gorąca dyskusja w Zastalu! Jasiński mówi, co dalej z trenerem i zawodnikami