Piotr Lisek już lata. Polak najlepszy na świecie

Getty Images / Na zdjęciu: Piotr Lisek
Getty Images / Na zdjęciu: Piotr Lisek

- Skakanie o tyczce jest jak życie surfera. Cieszymy się, robimy to dla zabawy - mówi Piotr Lisek. Polak wygrał mityng w Cottbus i jest liderem światowych list (5,85 m). Nikt w tym roku nie skoczył wyżej.

W tym artykule dowiesz się o:

Lisek w Niemczech wygrał po raz trzeci z rzędu. W poprzednich latach także otwierał tam sezon bardzo wysoko (5,92 m - ówczesny rekord Polski; 5,83 m). Teoretycznie był to dla niego drugi start tej zimy, ale sam przyznaje, że skakania z krótkiego rozbiegu na zawodach w Merzig do bilansu nie liczy. Polak wyprzedził Mellkera Svaerda Jacobssona (5,80 m), piąty był Paweł Wojciechowski (5,70 m).

Najlepszy na świecie

Lisek jest dziś liderem światowych list, centrymetr niżej skoczył w niedzielę w Paryżu Sam Kendricks (5,84 m). Kolejne miejsca zajmują: Matt Ludwig (5,83 m), Armand Duplantis (5,82 m) oraz Renaud Lavillenie (5,82 m). Ten ostatni wyniku na razie nie poprawi, bo ma problemy ze ścięgnem udowym i do startów wróci najwcześniej za trzy tygodnie. Podczas kolejnego mityngu - Lisek w piątek wystartuje w Berlinie - głównymi rywalami Polaka będą Kendricks, Tiago Braz oraz Wojciechowski.

Nasz tyczkarz do wyniku z Cottbus podchodzi ze spokojem. - Chyba jest dobrze, ale się nie rozluźniamy. Jestem zdrowy, ciężko pracuję. Z trenerem robimy wszystko, żeby optymalnie przygotować się do kolejnych startów - mówi. Tych czeka go sporo, sezon halowy jest intensywny. Po zawodach w Berlinie Lisek odwiedzi kolejno Łódź, Toruń, Szczecin, ponownie Toruń oraz Clermont. Finałem będa halowe mistrzostwa Europy, które w pierwszy weekend marca ugości Glasgow.

Metoda startowa

Lisek formę buduje startami. To stachanowiec, w poprzednim sezonie startował blisko 40 razy. - To dla mnie radość, zabawa - podkreśla na każdym kroku. Terminy "zmęczenie" czy "wypalenie" jakby były mu obce. Jesienią w ostatnim starcie roku po raz ósmy w życiu przeskoczył poprzeczkę na wysokości 5,90 m. Kilka dni wcześniej poleciał 7 centymetrów niżej i zajął czwarte miejsce w świetnie obsadzonym finale Diamentowej Ligi.

- Każdy ma swoją filozofię dochodzenia do dobrych wyników. On postawił na metodę startową i widać, że mu służy - mówił nam później rekordzista świata Renaud Lavillenie. Francuz chwalił też Polaka za "imponującą powtarzalność". - Jest ustabilizowany na naprawdę wysokim poziomie. To moim zdaniem najlepsza droga do skakania sześciu metrów. Stać go na to - mówił.

ZOBACZ WIDEO Prezes PKN Orlen uspokaja kibiców. "Nie wycofamy się ze sponsoringu sportu"

Nowa fala

Sześć metrów to poziom, na którym wiszą dziś złote medale. Fala młodych gwiazd, na czele której stoją Duplantis (1999) oraz Timur Morgunow (1996), zmiotła stary porządek. Podczas mistrzostw Europy w Berlinie Lavillenie oddał najlepszy skok w sezonie (5,95 m) i musiał zadowolić się brązem. Liskowi do medalu nie wystarczyło 5,90 m w pierwszej próbie, Szwed (6,05 m) oraz Rosjanin (6,00 m) latali jeszcze wyżej.

Mistrzostwa globu w Dosze także muszą być spektaklem, do świetnych Europejczyków dołączą tam mistrz olimpijski z Rio Braz, mistrz świata z Londynu Sam Kendricks i mistrz świata z Pekinu Barber. Tyczkarze o medale powalczą 30 września. To będzie jedno z najgorętszych wydarzeń lekkoatletycznej jesieni.

Autor na Twitterze:

Źródło artykułu: