Kamil Kołsut z Glasgow
Biało-Czerwoni zdobyli w Glasgow 5 złotych i 2 srebrne medale. Jakościowo wypadliśmy świetnie, a jednak przed startem zawodów po cichu liczyliśmy na więcej. Sport jest jednak sportem, a hala halą. Nie zawsze będziemy przeżywać mistrzostwa, gdzie wykorzystujemy wszystkie medalowe szanse.
Polska siła
Wieczory były piękne. Ten sobotni francuski "L'Equipe" określił "starciem dawnych narodów Europy, w którym taniec poprowadzili Ewa Swoboda oraz Karsten Warholm". Polka wyreżyserowała prawdopodobnie najbardziej wzruszającą scenę mistrzostw. Rok po tym, jak w Birmingham płakała z bezsilności, teraz na mecie wylała łzy radości, a kiedy spiker poprosił ją o kilka słów, wykrztusiła tylko: "Jestem bardzo szczęśliwa".
Spektakularny był konkurs tyczkarzy. Piotr Lisek po złoto latał jak po swoje, aż petardę odpalił Paweł Wojciechowski. A miał kłopoty w kwalifikacjach, zakończył je na ósmym miejscu. Podczas konkursu dwa razy strącił 5.65 m, aż wreszcie - po pierwszej zrzutce na 5.85 m - przełożył poprzeczkę na 5.90 m i w skoku ostatniej szansy poszybował po złoto. Później porównał swój popis do wyczynu Dawida Kubackiego, który do złota na MŚ w skokach dofrunął z jednego z ostatnich miejsc.
ZOBACZ WIDEO: HME Glasgow 2019. Ewa Swoboda nie była świadoma swojego wielkiego sukcesu. "Myślałam, że jestem 2. albo 3."
Bieg kobiecej sztafety 4x400 metrów był popisem jednej drużyny. - Kiedy zobaczyła naszą przewagę po zmianie Igi to poczułam, że zostaniemy mistrzyniami - mówi Justyna Święty-Ersetic. A Iga Baumgart-Witan dodaje: - Przed biegiem miałyśmy trochę stresu. Teraz wygląda na to, że jesteśmy nie tylko Złotkami oraz Aniołkami, ale i Dominatorkami!
Medale z korytarza
Podopieczne Aleksandra Matusińskiego medale odebrały na bankiecie, w sobotę zwycięzców dekorowano za to we wnęce korytarza na piętrze hali. Kiedy Mazurka Dąbrowskigo grano Michałowi Haratykowi, nie wiedziała o tym nawet Telewizja Polska, więc radosnego momentu nie zarejestrowały kamery. Polak hymn usłyszał z magnetofonu, wrzawę robili mu wolontariusze, kibiców było niewiele więcej niż fotoreporterów.
Kulomiot swojego medalu mógł użyć później do otwarcia piwa, bo - jak sam przyznał - i tak jest zarysowany. Niektórzy żartowali, że mogła to być subtelna zemsta za kamerę, którą rozbił dzień wcześniej. Dobrze, że już w niedzielę organizatorzy poszli po rozum do głowy.
No, ktoś poszedł po rozum do głowy. Dekoracja sprinterek w hali #Glasgow2019 pic.twitter.com/SyFM0nGZw3
— Kamil Kołsut (@KamilKolsut) 3 marca 2019
Gdyby z historii mistrzostw wymazać niezadarne dekoracje, nie byłoby się czego czepić. Poziom zawodów był wysoki, trybuny (tylko dwie, bo łuki tuliły się ścian) pękały w szwach, publiczność dopingowała głośno, a dziennikarze dostali biuro na płycie welodromu. Zabrakło tylko pogody, bo najpierw miasto spowiła depresyjna mgła (zawodnicy narzekali na senność, niektóre samoloty lądowały przy pomocy autopilota), a później przewiał hurganowy wiatr.
Polska niemoc
Biało-Czerwoni wygrali klasyfikację medalową, choć w kadrze sporo było tych niezadowolonych. Wściekali się ci, którzy pewnie sami oczekiwali od siebie więcej: 11. w eliminacjach Konrad Bukowiecki, 5. w indywidualnym półfinale Baumgart-Witan, 6. w finale Święty-Ersetic. Kulomiot sam mówił później, że siły odebrała mu choroba. Biegaczki doświadczył zaś uroku rywalizacji pod dachem gdzie łokcie, paznokcie i spryt często są ważniejsze od sportowej formy.
Przykro było rozmawiać z Klaudią Siciarz, która na pierwszych w życiu halowych ME spóźniła wyjście z bloków, zawaliła pierwsze metry i - jako druga zawodniczka europejskich list - odpadła w półfinale. Po zejściu do szatni nie mogła opanować emocji, śmiała się i płakała.
Tytułu nie obronili panowie w sztafecie. Ich doświadczyły urazy, przed zawodami z drużyny wyleciał Jakub Krzewina, a już w Glasgow rywale podczas biegu indywidualnego sponiewierali Karola Zalewskiego. Na ostatniej zmianie - po Dariuszu Kowaluku, Rafale Omelce i Tymoteuszu Zimnym - pobiegł więc płotkarz Damian Czykier. Polacy dali show, zostawili na bieżni serce, ale podium sięgnąć nie zdołali. Występ tego ostatniego sami ze śmiechem nazwali później wisienką na torcie.
Młoda hala
Bohaterką gospodarzy była Laura Muir. Startowała u siebie, wcześniej po torze Emirates Arena biegała setki, jeśli nie tysiące razy. W Glasgow skończyła studia, jest weterynarzem. Rok temu na halowe MŚ do Birmigham pędziła ze stolicy Szkocji taksówką, bo fatalna pogoda uziemiła samoloty, a ona musiała przecież wypracować swoje godziny w klinice dla zwierząt. Wygrała i na 3000, i na 1500 m. W tym drugim biegu druga była Sofia Ennaoui.
Późny termin mistrzostw świata (Katar ugości je na przełomie września i października), który miał zachęcić najlepszych do odpuszczenia hali, wielu zmobilizował. Kilka gwiazd w Glasgow oczywiście zabrakło (Renaud Lavillenie, Timur Morgunow,Armand Duplantis, Pierre-Ambroise Bosse, Adam Kszczot, Pamela Dutkiewicz, Dina Asher-Smith, Pavel Maslak), ale były konkurencje, w których jakość wyników zaimponowała.
Dużo medali zdobyli urodzeni w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Młodzi wyrwali co czwarte złoto, bo ze zwycięstwa cieszyli się Swoboda (1997), Militadis Tentoglu (1998), Ana Peleteiro (1995), Jan Volko (1996), Nazim Babajew (1997), Karsten Warholm (1996) i Jacob Ingebrigtsen (2000). Kibice zachwycali się zwłaszcza tym ostatnim.
Państwo Ingebritgtsen
Bracia Ingebrigtsenowie tak naprawdę w klasyfikacji medalowej mogliby być oddzielnym krajem, a gdyby anektowali Warholma, zajęliby miejsce w czołówce. Na światowym poziomie biega ich trzech (Filip, Jacob i Henrik), Michael oraz Ingrid dopiero do sportu dorastają. Na kibicowaniu rodzeństwu skupiają się tylko Kristoffer oraz Martin, a całą gromadą kieruje trener-samouk, ojciec Gjert.
Dziś najjaśniej świeci Jacob. Jest najmłodszy, mógł się uczyć na błędach braci. Kilka miesięcy temu, jako 17-latek, na ME w Berlinie zdobył dwa złota. Startował dzień po dniu. Po pierwszym zwycięstwie, wypił szklankę ciepłego mleka i poszedł spać. Pomogło. Kiedy dziennikarze w Glasgow zapytali go, co zmieniło się w jego życiu od tamtego sukcesu, powiedział: - Niewiele. Poszedłem do liceum.
Pod dachem debiutował, a już w sobotę zdobył na 3000 mpierwsze halowe złoto w dziejach swojego kraju. - Od 16 minut powinienem spać, ale to fantastyczny dzień - mówił na mecie. Wcześniej zapewniał, że choć nie uważa się za niepokonanego, to nie przyjechał do Glasgow, żeby być drugim albo trzecim. Dubletu z Glasgow jednak nie wywiózł, bo na 1500 m nasz Marcin Lewandowski po profesorsku utarł mu nosa.
Autor na Twitterze: