"Olimpijskie przesłuchania" to seria wywiadów z polskimi olimpijczykami, którzy podczas igrzysk w stolicy Anglii bronić będą biało-czerwonych barw. Przy okazji kibice mogą poznać tajniki wielu najróżniejszych i czasem nieco pomijanych w naszym kraju dyscyplin. W szóstej już części cyklu przedstawiamy wywiad z Grzegorzem Fijałkiem, siatkarzem plażowym, startującym w parze z Mariuszem Prudelem. Nasi reprezentanci fazę grupową w Londynie zakończyli na drugim miejscu, pokonując między innymi faworyzowanych Amerykanów - Jacoba Gibba i Seana Rosenthala.
Maciej Mikołajczyk: Zacznijmy standardowo - jak zaczęła się twoja przygoda z siatkówką plażową, która w naszym kraju nie jest jeszcze zbyt popularna? Próbowaliście wcześniej swoich sił na hali? Jak wyglądała twoja droga od amatora do ścisłej światowej czołówki?
Grzegorz Fijałek: Moje początki z "plażówką" zaczęły się w liceum. Wtedy chodziłem do szkoły sportowej do Norwida w Częstochowie i w czasie wakacji mieliśmy kilka miesięcy przerwy, więc postanowiłem spróbować swoich sił na piasku. Było to w ramach takiego czynnego odpoczynku i bardziej dla zabawy. Z tej zabawy po kilku dniach trenowania pojechałem z Grześkiem Pająkiem na swoje pierwsze mistrzostwa Polski kadetów i niespodziewanie je wygraliśmy. Później trener "plażówki" dał nam szansę gry na ME do lat 18 i tam też z marszu zajęliśmy trzecie miejsce. Po liceum, gdy musiałem podjąć decyzję, czy zostaje na hali, czy na piachu troszkę pomógł mi prezes Częstochowy, który nie chciał mnie łatwo sprzedać do innego klubu. Wówczas zrobiły się problemy. Postanowiłem zrezygnować z gry na hali i przejść na plażę do Łodzi. Tam na początku nie ćwiczyłem z "Prudim", tylko pojechaliśmy wspólnie na ME i MŚ. Jak się okazało - po wspólnym około 10-dniowym trenowaniu przywieźliśmy srebro. Trener Kolpy stwierdził, że mamy grać razem i tak też się stało. Zaczęliśmy trenować wspólnie i jeździć dzięki pomocy PZPS-u na kilka World Tourów. To były nasze początki...Można powiedzieć, że tak profesjonalnie zaczęło się wszystko w 2008 roku na pierwszym moim wielkim turnieju w Pradze. Byliśmy prawie ostatnią para w eliminacjach (około 60 miejsca). Wówczas udało nam się awansować z tych kwalifikacji, wygrywając trzy mecze. Był to nasz historyczny sukces, jak i całej polskiej siatkówki plażowej - awans do głównej drabinki. W turnieju głównym również zapisaliśmy się w historii, pokonując wtedy najlepszą parę świata, rozstawioną z numerem pierwszym - Harley/Pedro. Od tego czasu zawsze razem z "Prudim" grałem w głównych rozgrywkach.
Przyjrzyjmy się teraz waszemu kalendarzowi. Jaki miesiąc jest dla was najbardziej intensywny jeśli chodzi o treningi ? Przykładowo w przypadku kolarzy, to najtrudniejszym okresem w roku jest wrzesień. Kiedy macie największą ilość startów, a kiedy nieco więcej czasu na odpoczynek i pobyt z rodziną?
- Przygotowania do sezonu zaczynamy na przełomie listopada i grudnia - zależy jak się czujemy po sezonie. Ciężko powiedzieć, który miesiąc jest najcięższy, bo tak naprawdę nasze przygotowania trwają do połowy kwietnia. Właśnie wtedy zaczyna się pierwszy turniej. Mamy więc około pięciu miesięcy ciężkiej pracy, by wytrzymać później trudy sezonu, który trwa od kwietnia do końca sierpnia, a nawet i dłużej. Po sezonie mamy czas na regenerację i dwumiesięczny wypoczynek, ale nie jest to "byczenie się", tylko aktywnie spędzany czas. Czasu dla przyjaciół mamy naprawdę niewiele. W czasie sezonu i turniejów zdarza się tak, że nie ma nas po miesiąc w domu. Z kolei, gdy już jesteśmy, to 1-2 dni na zrobienie prania i kolejny wyjazd...Wiedzieliśmy na co się piszemy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie łatwo, tym bardziej, jeżeli się chce grać na najwyższym poziomie. Wówczas trzeba się pewnych rzeczy po prostu wyrzec.
Bardzo bliskie mojemu sercu jest narciarstwo i wiem, jak istotną rolę w przypadku skoków, ale i podczas zjazdów alpejskich odgrywają warunki atmosferyczne. Jak ważna jest natomiast pogoda w siatkówce plażowej? Ma duży wpływ na rywalizację? Kiedy się przekłada mecze?
- Z pogodą jest u nas bardzo różnie - od 50-stopniowych upałów aż do zimnych i deszczowych dni. Trzeba sobie radzić w każdych warunkach. Są pary, które lepiej się czują na wietrze, a są takie, które w ogóle nie potrafią sobie z nim poradzić. My bardzo dużo trenowaliśmy przy mocnym wietrze, bo później łatwiej się gra, jeżeli go nie ma albo jest minimalny. Najlepiej być oczywiście wszechstronnym i radzić sobie w każdych warunkach. Żeby zawody się nie odbyły, to musi przyjść już prawdziwy huragan. Z kolei jeżeli jest upał, to tylko chłodzenie piasku, woda po każdym spotkaniu i gramy dalej.
Nie da się ukryć, że podczas waszych wyjazdów, czy to na zgrupowania, czy choćby na Wielkie Szlemy lub Puchary Świata znajdujecie się w różnych zakątkach globu. Jak często udaje wam się coś zwiedzić, zobaczyć, a może kupić? Mieliście czas, żeby np. pochodzić po Stavanger? Gdzie Ci się najbardziej podobało i co Ciebie zadziwiło?
- Zazwyczaj mamy czas dla siebie, ale nie jest go za wiele. Jeżeli mamy tylko chwilę, czyli kilka dni przed turniejem, to zawsze się coś zobaczy, czy kupi jakieś pamiątki. W czasie grania i turnieju jest tylko czas na odpoczynek w pokoju. Turnieje są przeważnie w tych samych miejscach, więc już po kilka razy byliśmy w danym kraju i jak już kiedyś daną miejscowość zwiedzaliśmy, to raczej skupiamy się na odpoczynku.
Oglądacie mecze bez waszego udziału? Przyglądacie się wynikom różnych turniejów? Nie wszyscy sportowcy tak robią...
- My zawsze śledzimy wyniki i często oglądamy spotkania z trybun. Sądzę, że można się przez to dużo nauczyć, podglądając najlepszych. Analizujemy ich grę i wyciągamy wnioski. Tym bardziej, jeżeli z kimś się przegra, to obowiązkowo idziemy zobaczyć ich kolejny mecz.
Czy przytrafiły Ci się jakieś śmieszne sytuacje podczas zawodów albo w podróży?
- W podróży samolotem nie ma dla mnie śmiesznych rzeczy. Siedzę na pokładzie taki zestresowany, że żadna sytuacja nie jest w stanie rozładować mojego napięcia. Na turniejach nie przypominam sobie jakiegoś zabawnego momentu. Na pewno było ich sporo, ale żadne nie utkwiły mi w pamięci.
Czy na rozpoczęcie być może zawodowej przygody z beach volleyem jest jakiś określony wiek? Jeśli chodzi o naukę gry w tenisa, to najlepiej rozpocząć ją w wieku siedmiu lat, bo jako 15-16 latek jest już na to stanowczo za późno. Jak jest w przypadku siatkówki plażowej?
- Patrząc na naszą grę i to, od kiedy zaczynaliśmy, to raczej nie ma ściśle określonego wieku. Profesjonalnie grać zaczęliśmy cztery lata temu, a wcześniej mieliśmy do czynienia z halą, ale to już całkiem inny sport. Ja gram w siatkówkę od ósmego roku życia, więc trochę w tym "siedzę", ale "plażówka" jest dla mnie zupełnie nowa.
Jak zachęciłbyś Polaków do pójścia w wasze ślady? Od czego musieliby zacząć?
- Każdy może zacząć uprawianie tego sportu w okresie letnim. Wystarczą jedynie dwa słupki, piach i siatka. W każdym miejscu można trenować. Myślę, że jest to świetny wypoczynek, jeżeli ktoś ma tylko ochotę i odrobinę chęci, to można naprawdę bawić się znakomicie. Problem zaczyna się, jak pogoda nie dopisuje, czyli w czasie okresu zimowego. W Łodzi mamy balon z piachem, ale to zupełnie co innego. Nie ma wiatru ani słońca. Nie są to wymarzone warunki, ale od czegoś trzeba oczywiście zacząć. My bardzo często w okresie zimowym wyjeżdżamy do Wiednia i w ciepłe rejony Europy, żeby przygotowywać się w warunkach zbliżonych do turniejowych.
Polecamy również:
Olimpijskie przesłuchania: Marek Jaskółka
Olimpijskie przesłuchania: Aleksandra Socha
Olimpijskie przesłuchania: Kamil Kuczyński
Olimpijskie przesłuchania: Igor Janik
Olimpijskie przesłuchania: Kacper Ziemiński
Olimpijski wywiad z Andrzejem Personem
Olimpijskie przesłuchania - Maciej Mikołajczyk, SportoweFakty.pl