Muszę zachować olimpijski spokój - rozmowa ze Zbigniewem Bródką, polskim panczenistą

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Świetne występy Jana Szymańskiego pomagają? Mam wrażenie, że dzięki nim nie jesteś już na świeczniku, co pozwala na spokojniejszą pracę, okrojoną z rosnącej presji oczekiwań.

- Cóż... Gratuluję Jankowi i mu zazdroszczę. Mam nadzieję, że jego forma dalej będzie rosnąć, co pozwoli mu walczyć o medale na mistrzostwach świata. Przyznam jednak szczerze, że gdybym ja był teraz w takiej dyspozycji, jak on, to troszeczkę bym się obawiał.

Wyniki, które osiąga Janek, są dla was zaskoczeniem? To, że stać go na dobre występy, wiedzieliśmy od dawna, ale dwóch z rzędu zwycięstw w Pucharze Świata nie spodziewał się chyba nikt.

- O tym, że stać go na podium, wiedziałem już od zawodów w Japonii. Razem trenujemy i podczas wspólnych zajęć widać, kto jest w formie. Podczas pierwszych pucharowych zawodów nie wszystko złożyło mu się tak, jak powinno. Później w Seulu wypadł nieco słabiej. Zaskoczeniem było jedynie to, że po tym lekkim dołku od razu wskoczył na pierwszą pozycję. Rywalizacja na 1500 metrów jest tak wyrównana, że na końcowy rezultat składa się mnóstwo malutkich czynników. Dyspozycja dnia, układ biegu, czy to, jak wykorzystamy proste krzyżówkowe. Na każdych zawodach o podium może walczyć kilkunastu zawodników.

Na swój wielki moment wciąż czeka Konrad Niedźwiedzki. Od trzech lat regularnie zajmuje on miejsca w ścisłej czołówce zawodów, ale podium jak nie było, tak nie ma.

- Najciężej jest zdobyć to po raz pierwszy. Później, kiedy zawodnik się przełamie, jest dużo łatwiej.

Lutowe mistrzostwa świata zapowiadają się dla polskich kibiców smakowicie. Jeszcze nigdy nie mieliśmy tak wielu medalowych nadziei.

- Robimy wszystko, żeby na tej imprezie zaprezentować się jak najlepiej. Mam nadzieję, że zdrowie nam wszystkim dopisze. Będziemy chcieli się dobrze pokazać zarówno indywidualnie, jak i w drużynie. Medale są w naszym zasięgu.
Czy nasz zawodnik w lutym sięgnie po kolejne medale? Czy nasz zawodnik w lutym sięgnie po kolejne medale?
Panczeny wchodzą pod strzechy. Zainteresowanie waszymi występami rośnie. Jak odbieracie to całe pozytywne zamieszanie wokół was, wokół polskiego łyżwiarstwa szybkiego?

- Ja osobiście czuję te oczekiwania i delikatną presję. Nie ma w tym nic dziwnego, bo od mistrza olimpijskiego trzeba wymagać. To naturalne. Ja już jednak swoje zrobiłem. Złoty medal w Soczi jest spełnieniem marzeń. Teraz trwa sezon poolimpijski i nie mogę oczekiwać, że będzie on tak udany, jak poprzedni. Staram się to wszystko poukładać tak, aby skupić się na jednym, konkretnym starciem. Są nim mistrzostwa świata. Zawody pucharowe znajdują się na drugim planie.

Syndrom sezonu poolimpijskiego dopadł zwłaszcza Holendrów. Podczas startów w Berlinie i Heerenveen ich kibice mogli na was spoglądać z zazdrością.

- Uważny obserwator z pewnością zauważy, że ci zawodnicy, którzy zdobywali medale w Soczi, są teraz w cieniu. U Holendrów początek sezonu należał do panczenistów, których w ogóle Igrzyskach Olimpijskich nie było, jak Kjeld Nuis czy Wouter olde Heuvel. Ten rok jest szansą dla tych, którzy nie trafili z dyspozycją w poprzednim sezonie.

Sukcesy polskich panczenów to pochodna pracy zamkniętej grupy ludzi czy też efekt konkretnego, postępującego systemu szkolenia, dającego nadzieję na kolejne syte lata?

- Zdecydowanie to pierwsze. Już przed Igrzyskami Olimpijskimi mówiłem, że powstała u nas fajna, zgrana grupa, która umie ze sobą współpracować. Wzajemnie się napędzamy, podnosimy swój poziom i dzięki temu możemy się rozwijać. Jeżeli jeden z nas staje na podium, to motywuje całą ekipę. Wejście na taki poziom kosztuje masę pracy i mnóstwo wyrzeczeń.

Teraz najważniejsze jest to, żeby w kolejnych latach tą świetną passę utrzymać, na jej bazie budując w polskich panczenach coś trwałego. Nie boisz się, że ten sukces gdzieś przepadnie?

- Największym, ciągle powracającym problemem, jest hala. W kontekście szkolenia młodzieży tego kłopotu nie przeskoczymy. My, osiągając wyniki, mamy zabezpieczone dobre przygotowania. Niczego nam nie brakuje. Dzieciaki, trenujące ten sport na co dzień, nie dysponują takimi środkami finansowymi. Kluby są biedne i nie stać ich na to, aby wysyłać swoich podopiecznych za granicę, gdzie ci będą mogli jeździć pod dachem. Tory w Polsce są mrożone w grudniu. To zdecydowanie za późno. Problem jest. Mam nadzieję, że ostatnie wyniki napędzą naszą dyscyplinę i te wszystkie kłopoty wkrótce staną się przeszłością.

Czy Zbigniew Bródka zdobędzie w tym sezonie złoty medal mistrzostw świata?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×