Joanna Jędrzejczyk: Siniaki bez wstydu

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
I jaką by panią poznali?

Interesuję się wspinaczką. Na pewno do niej wrócę, kiedy przestanę walczyć. W przyszłości chcę otworzyć własną kawiarnię, chcę być sommelierem i baristą. W czasie wolnym nie odbijam z nudów piłki o mur, ale czytam książki. Lubię wyjść na deskorolkę, podobają mi się sporty ekstremalne. Mam naprawdę różne zainteresowania, a sala treningowa jest teraz dla mnie po prostu pracą. Przygotowanie do walki to "Dzień Świstaka". Wstać dwie godziny przed treningiem, zjeść, spotkać się z dietetykiem, fizjologiem, spać. Mam dzień wypełniony od rana do wieczora.

Krzyczę głośno, że nie jesteśmy magmą, że mamy coś do powiedzenia, że nie trzęsą nam się ręce, że nie jesteśmy głupi. Kiedyś były czasy Kazimierza Deyny, później Andrzeja Gołoty, teraz są czasy MMA.

Zmieniając wizerunek MMA w Polsce, walczy pani ze stereotypami?

Myślałam, że w XXI wieku nie ma czegoś takiego jak stereotyp. Że nie ma już podziału na zawody męskie i żeńskie. Nie robię niczego na siłę, myślę, że wszystko przyjdzie z czasem. Także świadomość u kibiców.

Proszę wybaczyć, ale raczej nie kojarzy się pani z książkami, kiedy podczas ważenia przed walką patrzy pani w oczy przeciwniczce.

To jest MMA, a nie szachy, gdzie robisz ruch, walisz w zegar i czekasz pół godziny, aż rywal zdecyduje się podnieść rękę. Ważenie nie jest może wizytówką mojego sportu, ale jego ważną częścią. To nie jest przedstawienie, tu nie ma gry aktorskiej, to są naturalne emocje. Przez wiele tygodni przygotowuję się do konkretnej walki, przeciwko konkretnej przeciwniczce, która krzyczy mi w nos, że zabierze mi mistrzowski pas. A ja nie chcę, żeby mi go zabrała, nie chcę przegrać. Za dużo potu, krwi i łez kosztowało mnie dojście do miejsca, w którym jestem, bym teraz spuściła głowę i spokojnie czekała na rozwój wypadków. Odpowiadam więc w tym samym tonie, że podczas walki udowodnię, kto jest mistrzem. To tylko mocne słowa czy spojrzenie głęboko w oczy, pokazanie, że jest się nie tylko silnym fizycznie, ale także psychicznie. Część walki, ta mniej ważna. Prawdziwy sport jest w oktagonie.

Marco Materazzi sprowokował Zinedine'a Zidane'a mówiąc brzydkie słowa o jego siostrze. Przy ważeniu też staracie się nawzajem wyprowadzić z równowagi?

Nie spotkałam się z czymś takim, to raczej faceci mają w genach podobne zagrywki. Kiedy słyszę o tym, że zostanę zmiażdżona, sugeruję poczekać do mojego pierwszego ciosu. "Wy wszystkie zawsze dużo mówicie" - tłumaczę. Bo walka to tak naprawdę wisienka na torcie. Walki wygrywa się tygodniami przygotowań. Żeby wygrać z kimś, najpierw trzeba wygrać z samym sobą. Mnie też się nie chce czasami z łóżka wstawać.

I co sprawia, że jednak się udaje?

Mam ciężkie momenty, jestem tylko człowiekiem, kruchą osobą. Ale wiem, czego chce i wcale nie chodzi tylko o sukcesy sportowe. Jeśli chcę zjeść śniadanie, muszę je sobie zrobić. To bardzo proste. Jeżeli nie wstanę z łóżka i nie pójdę na trening, zrobię krok w tył. Nie będę się rozwijać. Sport na takim poziomie wymusza systematyczność - do walki, która odbędzie się za kilka miesięcy, muszę rozpocząć przygotowania już dziś. Trzeba pracować i odhaczać każdy dzień. Zamiast mieć pretensje do wszystkich wokół i do całego świata, zaczynam od siebie. Żeby spełnić marzenia, nie wystarczy o nich myśleć i wizualizować sobie zwycięstwa. Trzeba działać, by stały się rzeczywistością. Niektóre dziewczyny marzą o bogatym mężu, wielkim domu i świetnym samochodzie. A ja wolę na wszystko zapracować samemu. Nie chcę być córką tatusia, chociaż tatuś akurat też niczego nie ukradł.

Została pani wychowana w szacunku do pracy?

Tak, rodzice mnie tego nauczyli. Pamiętam, jak wcześnie wstawali, właściwie to w środku nocy. Od dwudziestu lat mają swój sklep. Zrywali się o trzeciej nad ranem, żeby towar z targu przywieźć. Wtedy mały lokalny biznes rozkwitał, to nie były czasy, gdy wszystko zjadały wielkie supermarkety. Tata wracał później do domu i nam gotował, kładł się spać, a kiedy się budził, wracał do sklepu pomagać mamie. Nie mieliśmy w domu dużo pieniędzy, byliśmy normalną rodziną. Moi rodzice nie byli bogaci, ale dostałam od nich wszystko, czego potrzebowałam - ciepło, wsparcie. Dawali mi tyle, ile mogli. Teraz dzieciaki mają czasem więcej sprzętu niż talentu. Mama i tata nauczyli mnie ciężkiej pracy, zarabiania pieniędzy. Zawsze lubiłam pieniądze, ale przy tym nie straciłam szacunku do ludzi. Widziałam z bliska, ile wszystko kosztuje wyrzeczeń.

Pomagała pani w sklepie już jako utytułowany sportowiec.

Tak. Miałam już pas, kiedy szwagier się dziwił, że podwijam rękawy i idę za ladę. MMA nie było jeszcze wtedy tak popularne, nie byłam magnesem, który przyciągał klientów. Zresztą dwa razy obroniłam pas, a nadal pomagałam rodzicom. Ludzie mnie nie zaczepiali, dopiero niedawno to się zmieniło.

A panią zmieniły pieniądze?

Pędzimy za pieniędzmi, zostawiając naprawdę ważne rzeczy. Banknoty nigdy nie zasłoniły mi oczu. Jestem osobą wierzącą i chcę po sobie zostawić coś wartościowego, a nie wielki dom, albo Maybacha w garażu. Wartościowe jest to, co zostaje w pamięci ludzi. Reszta przepadnie, reszta się nie liczy. Jeśli chcesz zwariować przez pieniądze, zrobisz to nawet mając ich niewiele. Oczywiście - trzeba się nagradzać, bo to motywuje do kolejnych sukcesów, ale nie skupiam się na dobrach materialnych. Dzięki nim życie wcale nie jest łatwiejsze.

Mówi pani: "Jakbym chciała, to dałabym sobie radę w korporacji".

Bo lubię się poświęcać i wiem, że ciężka praca prowadzi wielkich rzeczy. Kiedy słucham, że kogoś wkurza robota, że szef jest zły, albo że któraś to musiała dojść do awansu przez łóżko, szlag mnie trafia i nie wierzę w takie bzdury. Łatwo jest oceniać. Chcesz awansować albo dostać podwyżkę, to pokaż, że na zasługujesz, że jesteś tego wart, a nie że przychodzisz o ósmej rano, a o szesnastej stoisz już w windzie na dół. Poza tym robisz sobie pięć przerw na kawę i dziesięć na papierosa. Chcesz od życia więcej, to podwiń rękawy. Przecież ja też rozpoczęłam studia, bo nie wiedziałam, czy mi w sporcie wyjdzie.

Aż tak?

Przecież w Polsce MMA nie jest nawet oficjalnie zarejestrowane jako dyscyplina. Ludzie patrzą teraz na mnie i widzą wierzchołek góry lodowej. Przez kilka lat dzwoniłam po sto razy dziennie i w słuchawce słyszałam tylko przerywany sygnał. "Nie sponsorujemy bijatyk", "Kim pani w ogóle jest?" - waliłam głową w ścianę. Teraz wiele osób chce się przypiąć do mojego sukcesu, nie wiedząc, ile kosztowało, żeby w ogóle zacząć. Dla mnie liczą się ludzie, nie chcę napchać kieszeni pieniędzmi i uciec. Skończyłam wiele kursów, pracowałam w siłowni, bo zawsze wiedziałam, że sport nagle może się skończyć. Mogę nie mieć szczęścia, środków na rozwój. Miałam stać bezczynnie i biadolić, że miałam wielki talent, ale nikt mi nie pomógł mi go wykorzystać? To nie w moim stylu.

Wartościowe jest to, co zostaje w pamięci ludzi. Reszta przepadnie, reszta się nie liczy. Jeśli chcesz zwariować przez pieniądze, zrobisz to nawet mając ich niewiele.


Czy Joanna Jędrzejczyk zachowa status niepokonanej mistrzyni UFC?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×