15 grudnia Marc Gisin miał bardzo poważny wypadek na trasie zjazdu w Val Gardena. 30-letni narciarz stracił kontrolę nad nartami, wyleciał w powietrze i z dużą siłą uderzył w stok. Badania lekarskie wykazały u reprezentanta Szwajcarii cztery złamane żebra, wstrząśnienie mózgu i uraz miednicy.
- Brakuje mi tygodnia życia. Wciąż pamiętam, jak testowałem narty dzień przed wypadkiem, a następnie oglądałem Super-G w telewizji. Od momentu startu mam dziurę w pamięci, która trwała ok. tygodnia czasu - zdradził Gisin w rozmowie z blick.ch.
Doświadczony alpejczyk zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji i jest mu przykro z powodu tego, co w ostatnim czasie przeżywali jego bliscy.
Marc Gisin über Horror-Sturz: «Mir fehlt eine Woche meines Lebens!» https://t.co/Rh8SN1Odpd
— BLICK Sport (@BLICK_Sport) 26 grudnia 2018
- W sobotę (22 grudnia - przyp. red.) widziałem po raz pierwszy mój upadek. Na początku irytował mnie fakt, że miałem już półtorej sekundy straty. To było niepotrzebne. To może się zdarzyć raz na tysiąc zjazdów. Tym bardziej żal mi bliskich. Moi rodzice, dziewczyna, siostry - wszyscy widzieli to z bliska. Chciałbym ich przeprosić za to, że musieli przez to przechodzić - powiedział Szwajcar.
Na koniec 21. zawodnik w zjeździe na IO w Pjongczangu zapewnił kibiców, że nie myśli o zakończeniu kariery sportowej. - Nie widzę problemu, jeśli chodzi o kontynuowanie kariery. Mam nadzieję, że wrócę do narciarstwa w marcu przyszłego roku - zadeklarował.
ZOBACZ WIDEO: Konsekwencja Stocha kluczem do wielkich sukcesów. Dziennikarze zwrócili uwagę na jeden szczegół