Gwiazdor Liverpoolu chciał grać w Polsce. Tak go potraktowali

PAP/EPA / PETER POWELL / Na zdjęciu: Mohamed Salah
PAP/EPA / PETER POWELL / Na zdjęciu: Mohamed Salah

Mohamed Salah, podobnie jak Robert Lewandowski, może nawiedzać kibiców i działaczy Legii w koszmarach. W 2011 roku Wojskowi zaprzepaścili szansę na pozyskanie Egipcjanina za bezcen. 11 lat później "Faraon" ma okazję na drugi triumf w Lidze Mistrzów.

Robert Lewandowski to największy wyrzut sumienia stołecznego klubu. Legia zrezygnowała z niego aż dwukrotnie. Po sezonie 2005/06 oddała niespełna 18-letniego "Lewego" do Znicza Pruszków za pięć tysięcy złotych. Więcej TUTAJ. Dwa lata później, gdy talent młodego napastnika eksplodował, mogła naprawić swój błąd, ale wolała postawić na Mikela Arruabarrenę. Więcej TUTAJ.

Ta pomyłka do dziś prześladuje Mirosława Trzeciaka, ówczesnego dyrektora sportowego Wojskowych, który miał powiedzieć Sylwiuszowi Musze-Orlińskiemu ze Znicza: "Możesz sprzedawać Lewandowskiego, mamy Arruabarrenę". Sprawa Salaha jest dla Legii nawet bardziej zawstydzająca, bo przy Łazienkowskiej 3 nawet nie pochylili się nad propozycją pozyskania dzisiejszej gwiazdy Liverpoolu.

Promocja

Salah na pewno nie żałuje, że nie trafił do Warszawy. Jego droga na szczyt wiodła przez Bazyleę, Londyn, Florencję, Rzym i Liverpool. Wtedy jednak chciał rzucić wszystko z dnia na dzień, by wyjechać do Polski, bo traktował Legię jako trampolinę do wielkiej piłki. Był zawodnikiem El Mokawloon i za wszelką cenę chciał dostać się do Europy.

ZOBACZ WIDEO: Jak czytać grę Bayernu? Wiemy, o co chodzi prezesom mistrza Niemiec

Latem 2011 roku wraz z reprezentacją Egiptu do lat 20. przygotowywał się w Portugalii do startu w młodzieżowym mundialu. Na zgrupowaniu Faraonów pojawił się Rafał Żurowski. Młody agent poleciał do Portugalii głównie dla Mohameda Ibrahima, ale o pomoc w przenosinach do Europy poprosił go Salah. Był wtedy anonimowym piłkarzem El Mokawloon.

Żurowski nie obiecał mu transferu do Legii, a jedynie umożliwienie kontaktu z warszawskim klubem, ale 19-latkowi bardzo spodobał się pomysł wyjazdu do Polski. Jeszcze podczas tej rozmowy skontaktował się z właścicielem firmy Arab Contractors, do której należał jego ówczesny klub, i dostał zgodę na transfer.

- Jego klub nie robiłby problemów z transferem. Mógłby odejść za 100 tys. euro. Może nawet mniej. Zgodziłby się na grę za 10 tys. zł - przyznał WP SportoweFakty Żurowski, dodając: - To było z jego strony bardziej zainteresowanie wyjazdem do Europy, po prostu, niż konkretnie samą Legią. Akurat wówczas pojawiła się taka możliwość i chciał z niej skorzystać.

Bez odpowiedzi

Przed meczem 1/8 finału Argentyna - Egipt (2:1) Żurowski skontaktował się z Legią. Wysłał Markowi Jóźwiakowi wiadomość z informacją, że istnieje realna szansa na pozyskanie młodzieżowego reprezentanta Egiptu. I to na bardzo atrakcyjnych warunkach.

Spotkanie było transmitowane w polskiej telewizji, a Salah zdobył w nim nawet bramkę, ale jeśli przy Łazienkowskiej 3 je oglądali, to raczej nie dla młodego napastnika Egiptu. Żurowski nie doczekał się odpowiedzi od dyrektora sportowego Legii. W Warszawie po prostu zignorowali temat.

Mohamed Salah mógł grać w Legii
Mohamed Salah mógł grać w Legii

Żurowski nie ma o to żalu. - To normalne. Byłem dla nich anonimem. A co na to Marek Jóźwiak? - Proszę mi pokazać klub, który reaguje i odpowiada na SMS-a, nawet nie na telefon, od wczasowicza, który twierdzi, że wypatrzył superpiłkarza? - bronił się w 2018 roku na łamach "Super Expressu".

- Egipcjanie przebywali wtedy w Portugalii, gdzie Benfica ma jeden z najlepszych skautingów na świecie, a są jeszcze Porto i Sporting. I fachowcy z tych klubów nie dostrzegli talentu Salaha, a poznał się na nim jakiś chłopak z Polski?! Bądźmy poważni. Salah po mistrzostwach trafił do Bazylei, czyli żadnego z wielkich klubów. O czym to świadczy? - pytał retorycznie Jóźwiak.

Szwajcarska dokładność

Warszawa nie była pisana Salahowi, ale na przeprowadzkę do Europy nie czekał długo. Legia zignorowała sygnał o utalentowanym Egipcjaninie, a słynący ze świetnego skautingu FC Basel pół roku później zorganizował nawet sparing z egipską młodzieżówką tylko po to, by zobaczyć Salaha na żywo.

Lewonożny piłkarz już wtedy po debiucie w kadrze A, więc i cena za niego była wyższa. Szwajcarzy zapłacili za niego 2,5 mln euro, ale to była bardzo dobra inwestycja. Półtora roku później sprzedali go Chelsea z siedmiokrotnym przebiciem.

Rechot historii sprawił, że gorącym orędownikiem ściągnięcia Salaha do Bazylei był prezydent Basel, Bernhard Heusler. Ten sam, który w lutym 2018 roku został… doradcą Dariusza Mioduskiego w Legii.

11 lat po tym, jak w Warszawie zaprzepaścili niepowtarzalną szansę na pozyskanie Salaha, ten po raz trzeci w karierze zagra w finale Ligi Mistrzów. I to jako rekordzista Liverpoolu pod względem bramek zdobytych w Champions League (34).

Finał Ligi Mistrzów Liverpool FC - Real Madryt w sobotę o godz. 21. Transmisja na antenach Polsatu Sport Premium 1 oraz TVP 1. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.

Źródło artykułu: