W styczniu Fernando Santos podpisał kontrakt z PZPN na prowadzenie reprezentacji Polski. Jednym z jego współpracowników miał być asystent pochodzący z naszego kraju. Kandydatów było kilku. Wymieniano m.in. Tomasza Kaczmarka czy Łukasza Piszczka. Ten drugi zyskał aprobatę Santosa, ale ostatecznie do współpracy nie dojdzie.
Taką decyzję podjął Piszczek. TVP Sport przekazało, że były reprezentacyjny obrońca zrezygnował z ubiegania się o stanowisko asystenta Fernando Santosa. U Piszczka pojawiły się obawy, czy będzie mógł w pełni zaangażować się w pracę z kadrą. Taką decyzję byłego gracza Borussii Dortmund rozumie Michał Listkiewicz.
"Szacunek dla Łukasza Piszczka. Przedłożył ambitny projekt w Goczałkowicach nad splendory asystowania słynnemu selekcjonerowi Santosowi. Jeszcze nadejdzie jego czas" - napisał w felietonie były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką wyczynia cuda. Zobacz popisy gwiazdy Barcelony
Piszczek do 2021 roku był zawodnikiem Borussii. Gdy dobiegł końca jego kontrakt, postanowił wrócić do rodzinnych Goczałkowic-Zdroju i tam zaangażował się w działalność miejscowego LKS-u. To klub, którego jest wychowankiem.
Nie wszystkim spodobała się decyzja Piszczka. Skrytykował go m.in. Marek koźmiński. - Albo chcesz być trenerem i chcesz pracować w tym zawodzie, albo zachowujesz się jak dziecko w piaskownicy - mówił w rozmowie z TVP Sport.
Piszczek ma za sobą grę dla LKS-u, a teraz ma uprawnienia, by być trenerem goczałkowickiego klubu. Ostatnio ukończył kurs, dzięki któremu zdobył uprawnienia UEFA A.
Licencja ta uprawnia m.in. do pracy z młodzieżą oraz zespołami od drugiej ligi w dół w roli szkoleniowca. Teraz będzie mógł prowadzić LKS Goczałkowice, którego ostatnio był zawodnikiem. Kolejnym krokiem w trenerskiej edukacji jest UEFA Pro.
Czytaj także:
Pierwszy taki mecz w stolicy od dziesięciu lat. I od razu cztery gole!
Raków Częstochowa źle zaczął. Uratował go kapitan