Czas Ancelottiego dobiegł końca?

Real Madryt w poprzednim sezonie zdobył potrójną koronę, a jeszcze w połowie obecnego zachwycał. Projekt na kolejny rok, choć wyglądał stabilnie, niespodziewanie runął z wielkim hukiem, przyprawiając fanów Królewskich o duży niesmak. Co teraz?

Bogumił Burczyk
Bogumił Burczyk
Karim Benzema Getty Images / Chris Brunskill / Na zdjęciu: Karim Benzema
W myśl starego porzekadła, nieważne jak mężczyzna zaczyna, ważne jak kończy. Carlo Ancelotti nie skończył najlepiej. Real Madryt w ostatnich tygodniach rozczarowywał co rusz, a zwycięstwo w Pucharze Króla, Klubowych Mistrzostwach Europy i Superpucharze Europy to raczej nagrody pocieszenia.

Zabrakło najważniejszego. Triumfu w La Liga i Lidze Mistrzów. Ogranie Eintrachtu Frankfurt i Al-Hilal FC niczego nie zmieni.

Pożegnali się fatalnie

"Królewscy" bardzo szybko, żeby nie powiedzieć błyskawicznie, stracili realne szanse na mistrzostwo kraju, a najważniejsze europejskie rozgrywki zakończyli kompromitacją. Manchester City okazał się bezlitosny i zaserwował Realowi piekło na Etihad Stadium, pokonując zespół z Hiszpanii 4:0.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za bramka! I to dzięki... kibicowi

- Znowu byliśmy o mecz od finału. Nie zawsze się da i dzisiaj nie zasłużyliśmy na finał, ale uważam, że rozegraliśmy wiele świetnych spotkań w tych rozgrywkach. Wrócimy, bo tak jest zawsze - mówił po klęsce w Manchesterze Toni Kroos.

Skandale i medialne telenowele

Od połowy sezonu w klubie ze stołecznej dzielnicy Chamartin w najlepsze trwała medialna telenowela pod tytułem "chyba zwolnimy trenera". A to Włoch dostawał rzekome ultimatum pod tytułem "Liga Mistrzów albo do widzenia", a to był jedną nogą i ręką dyrygentem reprezentacji Brazylii, co potwierdzali sami piłkarze.

Najświeższa wersja jest jednak taka, że Ancelotti nigdzie się nie wybiera i ma poparcie zarządu. W kontekście samego klubu więcej mówi się dziś o gigantycznym rasistowskim skandalu związanym z niegodnym prześladowaniem Viniciusa Juniora przez kibiców kolejnych hiszpańskich ośrodków.

Brazylijczyk na krajowym podwórku właściwie co mecz słyszy obelgi i to te z gatunku "poniżej pasa". Czara goryczy przelała się w Valencii (więcej -> TUTAJ). Klub z Madrytu powiedział dość i zaczął działać. Za skrzydłowym wstawili się zawodnicy, nie tylko ci z jego drużyny, mówiąc rasizmowi głośne nie.

Takie rzeczy tylko w elicie

Same rozważania dotyczące przyszłości Ancelottiego brzmią kuriozalnie. Zwalniać trenera, który walczył o to, by najważniejsze trofeum na Starym Kontynencie zostało w klubowej gablocie, doszedł do półfinału tych rozgrywek i po drodze zdobył trzy inne trofea?

Należy jednak podkreślić, nad losami menedżera jakiego klubu toczy się debata i wrócić do haniebnego wręcz stylu gry Realu. Odpaść z Ligi Mistrzów można, ale nie po porażce 0:4 w spotkaniu, w którym na boisku istniała de facto tylko jedna drużyna, bo druga przypominała niepoukładaną taktycznie zbieraninę przypadkowych graczy. Nie, jeżeli chodzi o wielką markę.

Nie ma usprawiedliwienia. Dla menedżera również

Zgoda. Po pierwsze galaktyczny bez mała Manchester City pod wodzą głodnego triumfu Pepa Guardioli. Po drugie Ancelotti już nie wyjdzie na boisko i nie wygra meczu za swoich piłkarzy (wysoce prawdopodobne, że mimo przekroczonej sześćdziesiątki, tego dnia i tak wyróżniłby się na tle swych podopiecznych z pierwszej jedenastki).

Niemniej trzeba uczciwie powiedzieć, że najważniejsze spotkanie sezonu włoski menedżer przespał. Można mu przedstawić wiele zarzutów.

Począwszy od tego, że tragiczny Eduardo Camavinga, przegrywający w pierwszej połowie dosłownie wszystkie sytuacje, które się dały przegrać, został zmieniony dopiero w osiemdziesiątej minucie, gdy wszystko już było praktycznie pozamiatane. Pozostałe roszady też miały miejsce za późno.

mecz Manchester City - Real Madryt / Getty Images mecz Manchester City - Real Madryt / Getty Images

Dziwić może również fakt, że Antonio Rudiger w nagrodę za świetny występ i wyłączenie Erlinga Haalanda w pierwszym meczu półfinałowym na Santiago Bernabeu wygrał bon na pobyt na ławce rezerwowych, a w podstawowej jedenastce znalazł się torpedowany kontuzjami Eder Militao.

Zresztą mizerna jakość, którą Brazylijczyk zaprezentował na boisku, tylko dolała oliwy do ognia i spowodowała ogromny pożar. Czy z tego powodu głowa Włocha powinna spaść? Chyba nie. Za to należy postawić fundamentalne pytanie, co dalej.

Najbliższa przyszłość stoi pod dużym znakiem zapytania

Jeżeli projekt pod tytułem Real ma wyglądać w następnych sezonach tak, jak w bieżącym, zapewne większość madryckich kibiców wolałaby, żeby stery objął ktoś inny i wniósł powiew świeżości.

Na radarach nie brakowało wielkich nazwisk. Jose Mourinho, Thomas Tuchel, legendarny napastnik Raul Gonzalez, który przed laty siał spustoszenie w obozach przeciwników Królewskich.

- Wszyscy dobrze wiedzą, jaka jest moja sytuacja - mam kontrakt do końca sezonu 2024 i chcę zostać - wycedził wręcz poirytowany Ancelotti na jednej z konferencji prasowych.

Nie ma zatem tematu, a posiłków należy szukać gdzie indziej. Już teraz mówi się, że Jude Bellingham jedną nogą jest w Realu. Wzmocnienie jak najbardziej sensowne, bo Anglik to jeden z najlepszych na świecie pomocników młodego pokolenia.

Tylko że ewentualny angaż tego akurat zawodnika wydaje się trochę nielogiczny. Środek pola w Realu jest przeludniony. Klub ledwo co wydał 60 milionów euro na Aureliena Tchouameniego, który częściej niż w pierwszym składzie zasiada na ławce, nie wspominając nawet o najważniejszych meczach w sezonie.

Są wielkie braki

Camavinga sprowadzany, by grać w środku, stał się stałym bywalcem lewej obrony. Wprawdzie początkowo z dobrym skutkiem, ale do czasu, gdy jego braki bezlitośnie obnażyli "Obywatele".

Dani Ceballos wrócił do Madrytu i tak jak w przeszłości ładnie wygląda na krzesełkach obok murawy, choć gdy zostaje posłany do boju, zwykle nie zawodzi.

No i oczywiście Toni Kroos, Luka Modrić i Federico Valverde. Nietykalny tercet, który ma pierwszeństwo. Bellingham to sympatyczna opcja, jednak w oczy rzucają się braki na innych pozycjach.

Karim Benzema młodszy już nie będzie, a jego skuteczność w priorytetowych starciach przypomina rosyjską ruletkę. Boki obrony są piętą achillesową Realu i niemal każdy mocniejszy zespół, który próbuje przeciwko "Królewskim" zdobyć bramkę, zaczyna od ich forsowania.

Środek pola to dopiero trzeci sektor, w który należało zainwestować, argumentując zakupy słusznym wiekiem Modricia i zaawansowanym Kroosa.

Na końcu i tak się broni

Florentino Perezowi można wiele zarzucić, ale na pewno nie braku nosa do transferów. Nie kto inny niż on sprowadził za bezcen Valverde, Rodrygo, czy Thibauta Courtoisa. To również 76-letni działacz wygrał wyścig o Viniciusa. Real prowadzi jak dotąd rozsądną politykę transferową, która ma spowodować znaczący wzrost siły za parę lat. Jeśli 14-krotni zwycięzcy Ligi Mistrzów chcą sięgnąć po piętnasty puchar, chyba nadszedł jednak czas na jakiś efekt wow.

W przeciwnym razie o zwycięstwo w najbardziej prestiżowych rozgrywkach będzie trudno, a już na pewno faworytami będą inni. Z drugiej strony może to i dobrze. Ile razy ten sam zespół może podbijać Europę w ostatnim czasie. Piłka też potrzebuje czegoś nowego.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Kiedyś było "młody, nie kombinuj". Dziś polska młodzieżówka strzela najwięcej goli
Przewidział występ Marciniaka w finale mundialu. Teraz również się nie pomylił

Czy Carlo Ancelotti powinien zostać w Realu Madryt na następny sezon?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×