Mateusz Morawiecki, kiedy był szefem rządu z rekomendacji PiS, mocno stawiał na sport. Przede wszystkim w sensie finansowym, choć jeszcze jako nastolatek nie bez sukcesów trenował tenis stołowy we Wrocławiu.
Morawiecki - polityk już w sporcie raczej nie poszukiwał rywalizacji tylko wsparcia wizerunkowego, a i wyborczego. Do ostatnich dni przed 15 października padały rozmaite obietnice dla klubów.
Niestety, to działanie premiera zapoczątkowały też domino nieszczęść polskiej reprezentacji piłkarskiej - od mundialu w Katarze począwszy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Być jak Viktor Orban
Mateusz Morawiecki wszedł na krajowe podwórko z przytupem. Pompowanie pieniędzy publicznych w piłkę nożną trwało w najlepsze. Zapewne wielu będzie miało, ładnie mówiąc, "pewne wątpliwości" co do zarządzania w ten sposób finansami Skarbu Państwa. Mateusz Morawiecki wzorował się na swoim koledze.
Mowa o Viktorze Orbanie, który na futbol przeznacza najwięcej w Unii Europejskiej. Premier Węgier od 2010 roku, kiedy wrócił do władzy, wydał na niego już ponad dwa miliardy euro. Beneficjentami są oczywiście m.in. kluby i akademie, które zyskały przede wszystkim stadiony oraz pełnowymiarowe obiekty treningowe.
Tamtejsza piłka nożna jest wspierana przez MOL - węgierski odpowiednik Orlenu, a także OTP Bank. Funkcję prezesa największego banku pełni Sandor Csanyi. Miliarder, a zarazem przyjaciel Orbana piastuje też stanowisko... prezesa Węgierskiego Związku Piłki Nożnej (MLSZ).
Według agencji Reuters 1 dolar na 400 z krajowego budżetu idzie właśnie na futbol. Mateusz Morawiecki nie miał takiego rozmachu, natomiast niewątpliwie próbował dorównać przewodniczącemu Fideszu.
Są jednak pewne różnice, a najbardziej widoczna jedna. Polityk Prawa i Sprawiedliwości w porównaniu do węgierskiego odpowiednika, został grabarzem swojej kadry narodowej.
PKO wchodzi do gry
Już podczas pierwszego expose w 2017 roku Morawiecki zapowiadał, że zaangażuje się w rozwój rodzimej piłki nożnej. Spory szum powstał w czerwcu 2019 roku, gdy ogłoszono, że PKO BP będzie nowym partnerem tytularnym Ekstraklasy. Według portalu "Weszło" pierwsza umowa tytularna z państwowym gigantem wynosiła ok. 12 milionów złotych, a w kolejnych latach kwoty były nieco większe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niespodzianka na treningu Bayernu. Zobacz, kto odwiedził piłkarzy
To tylko część przeznaczanych pieniędzy publicznych na najwyższy poziom rozgrywkowy w kraju. Jeszcze jakiś czas temu kilka ligowych meczów pokazywała Telewizja Polska, która płaciła niebotyczne kwoty za pozyskanie sublicencji - w pewnym momencie nawet 60 milionów złotych rocznie. Według doniesień TVP znów walczy o prawa do pokazywania spotkań.
Na konto PKO Ekstraklasy wpływają wielkie kwoty również dzięki współpracy z innymi spółkami Skarbu Państwa w tym m.in. Totalizatorem Sportowym. Swoje "trzy grosze" dokłada też PKN Orlen. Koncern naftowy podpisał z Polskim Związkiem Piłki Nożnej rekordowy kontrakt na 170 mln złotych. Fortuna spływa także z kont PGE oraz KGHM. Ostatnia ze spółek jest nawet właścicielem Zagłębia Lubin.
Mateusz Morawiecki nie zapomniał o piłkarskich akademiach, które mogły liczyć na dofinansowanie w wysokości 130 milionów złotych. Poprzedni rząd dotował także budowę centrów treningowych. Polska poszła śladem Islandii, stawiając na hale pneumatyczne, a więc balony pozwalające na grę w trudniejszych warunkach.
- Chcemy kreować polskie firmy na globalnych czempionów. Nie chodzi tylko o biznes. Dobrym przykładem są tu kultura albo sport. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że nasi najzdolniejsi piłkarze już jako juniorzy wyjeżdżają do zachodnich klubów, do szkółek piłkarskich i tam potem grają dla nich, a czasami w tamtych reprezentacjach. Czy to jest normalne? Nie. Moim zdaniem to nie jest normalne - mówił były premier podczas pierwszego expose. W tym akurat przypadku słowa dotrzymał.
Telefony milczą, maile bez odpowiedzi
Jeszcze podczas kampanii wyborczej, trzy dni przed wyborami parlamentarnymi w październiku, Mateusz Morawiecki potwierdził przyznanie Ruchowi Chorzów 104 miliony złotych na budowę nowego stadionu.
Obiekt przy ul. Cichej wymaga modernizacji. Z tego powodu "Niebiescy" wcześniej rozgrywali spotkania domowe w Gliwicach, a potem na Stadionie Śląskim. Po zapowiedziach byłego już premiera RP pozostały jedynie puste słowa.
W Chorzowie czują się oszukani. - Była informacja, że został pozytywnie oceniony. Potem druga informacja w październiku, z której wynikało, że wszystko jest na dobrej drodze. Niestety po wyborach telefony zamilkły, na nasze mejle też nie było odpowiedzi (...) - powiedział prezydent miasta Andrzej Kotala.
Czy lepiej sprawy mają się w Częstochowie, którą również odwiedził Mateusz Morawiecki? Jeszcze w maju polityk prezentujący rząd Prawa i Sprawiedliwości zadeklarował, że na stadion Rakowa z resortu sportu zostanie przeznaczone 40 milionów złotych. Tu także panuje spora niepewność, ponieważ sprawa po prostu ucichła.
Narracja jest podobna do tej w Chorzowie. Prezydent miasta Andrzej Matyjaszczyk rozkłada ręce. - Miejski wniosek ciągle jest w ministerialnym systemie, czeka na ocenę. Częstochowa nie ma zatem pewności uzyskania dofinansowania, mimo wcześniejszych deklaracji Premiera RP - stwierdził w wywiadzie dla Radio Jura.
Katarski koszmar
Morawiecki przegrał pojedynek o miano orędownika polskiego futbolu jeszcze przed składaniem deklaracji, które do dziś nie zostały spełnione. Cień na jego dokonania rzuciła słynna "afera premiowa" ujawniona przez WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).
Były premier RP obiecał reprezentantom Polski co najmniej 30 milionów złotych premii za wyjście z grupy podczas mistrzostw świata w Katarze. Pieniądze podzieliły kadrę oraz samych zawodników. Do tablicy wywołany został m.in. Robert Lewandowski, który tłumaczył wtedy, że to w ogóle nie był temat rozważań.
Ale po mundialu stanowisko stracił selekcjoner Czesław Michniewicz. Potem był głośny wywiad z bramkarzem Łukaszem Skorupskim, który opowiadał, że ta obiecana premia jednak wzbudziła gorące dyskusje, że kłócono się kto i ile ma dostać, że zbierano już nawet numery kont, na które miały pójść przelewy.
W końcu, po kilku miesiącach, głos ponownie zabrał Lewandowski, który w trakcie wywiadu dla Eleven Sports oraz portalu meczyki.pl stwierdził, iż jeden z piłkarzy, a mianowicie... Skorupski, skłamał w sprawie "afery premiowej".
Lewandowski mówił też o "niemoralnej propozycji" od rządu, czym pewnie "nie pomógł" Morawieckiemu i formacji, którą polityk reprezentuje.
Wizerunkowa katastrofa
W zasadzie atmosfera, którą zafundował kadrze obietnicą bez pokrycia premier, wstrząsa reprezentacją i PZPN-em do dziś. Jakby Morawiecki podsunął zawiązkowi jakiegoś "konia trojańskiego`'.
Zmieniają się selekcjonerzy, gra się nie zmienia - jest fatalna. Wizerunek co rusz pikuje w dół. A fakty są takie, że reprezentacja w barażach będzie walczyć o grę w niemieckim EURO. Turnieju, do którego było najłatwiej dostać się w całej jego historii.
Piłkarskie plany Mateusza Morawieckiego (stan na dzień 19.12.2023r.):
Obietnica | Kwota | Wypłacone |
---|---|---|
Premia dla piłkarzy po MŚ 2022 | 30 mln zł | x |
Modernizacja stadionu Rakowa Częstochowa | 40 mln zł | x |
Modernizacja stadionu Ruchu Chorzów | 104 mln zł | x |
Program Certyfikacji PZPN dla Szkółek Piłkarskich | 130 mln zł | ✓ |
Rekordowy kontrakt na linii Orlen - PZPN | 170 mln zł | ✓ |
Pieniądze ze Spółek Skarbu Państwa na PKO Ekstraklasę | - | ✓ |
Mateusz Byczkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz też:
Hiszpanie ujawnili. Lewandowski wściekł się na kolegę z drużyny
Xavi zmienił plany. Nagły zwrot ws. "Lewego"