Jest zmiana u Lewandowskiego. "Ale to wciąż wersja podstawowa" [OPINIA]

PAP/EPA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
PAP/EPA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

Doszliśmy do punktu, w którym chwalimy Roberta Lewandowskiego za zupełnie zwyczajne sprawy. Sinusoida w karierze Polaka ciągnie się od listopada zeszłego roku.

W tym artykule dowiesz się o:

Forma Roberta Lewandowskiego dalej jest zagadką. W meczu z Valencią (1:1) miał dobre momenty. Oddał strzał nożycami, po zagraniu Ilkaya Gundogana jego uderzenie obronił bramkarz. "Lewy" miał też dwie inne, niezłe okazje. Co ważne - wyglądał lepiej fizycznie, a i z piłką potrafił znaleźć wspólny język.

Na podstawie ostatnich, trudnych tygodni Lewandowskiego taki występ na pewno daje nadzieję na nadejście dla niego lepszych dni, choć druga część spotkania z Valencią była słabsza w wykonaniu kapitana polskiej kadry.

Znamienne jest jednak co innego. Doszliśmy do punktu, w którym Lewandowskiego chwalimy za zupełnie zwyczajne sprawy - znalezienie się w sytuacji bramkowej, kilka niezłych przyjęć piłki, aktywność na murawie. Rok temu o tej porze "Lewy" ładował gole w Hiszpanii jak wściekły - po dwunastu kolejkach miał ich na swoim koncie trzynaście i ciągnął Barcelonę za uszy w wyścigu o mistrzostwo Hiszpanii.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu

Jego kunszt i kapitalne gubienie rywali w polu karnym dały mu dwa trafienia z Villarreal (3:0). Indywidualna akcja z Mallorcą, gdy przełożył rywala i uderzył w kierunku drugiego słupka, też zapewniła Barcelonie zwycięstwo 1:0. Podobnie jak jedyny gol Polaka z Valencią na Mestalla (1:0). W zeszłym sezonie takich sytuacji było znacznie więcej. Dziś oceniamy Lewandowskiego przez pryzmat chwiejnej formy i nie jest to łatwe zadanie.

W tygodniu, w meczu Ligi Mistrzów z Royal Antwerpia (2:3), nasz napastnik był raczej obserwatorem. Trzy dni później poprawa była widoczna, ale jedynie fragmentami.

Z pozytywów - ważne, że "Lewy" odzyskuje rytm meczowy. Był to jego piąty mecz ligowy w pełnym wymiarze czasowym, a kariera napastnika pokazuje, że Lewandowski wygląda najlepiej, gdy dużo gra i czuje się perfekcyjnie pod względem fizycznym. Dobrze, że dalej jest w nim pewność siebie - o czym świadczą choćby sobotnie próby efektownych wykończeń akcji (nożyce, lob). Ale zawodzi do niedawna największy atut "Lewego", czyli skuteczność.

Jak przez większość lat Lewandowski nosił na swoich plecach wyniki kadry, też w dużej mierze Bayernu Monachium, a w zeszłych rozgrywkach poniekąd i Barcelony, tak teraz dźwiga duży bagaż, który nadał mu ostatni rok.

Ta sinusoida w karierze Polaka ciągnie się od listopada zeszłego roku. Zaczęło się niepozornie: od niewykorzystanego karnego w meczu ligowym, a następnie czerwonej kartki. Później doszedł Lewandowskiemu indywidualnie mało udany mundial w Katarze, dołek formy, zawieszenia, mniejsze urazy i przede wszystkim: serie meczów bez strzelonych goli.

Jak nieraz mówił Sławomir Peszko, przyjaciel napastnika Barcelony, Lewandowski jest typem piłkarza, który nie tryska optymizmem po wysokim zwycięstwie swojego zespołu, jeżeli sam nie zdobędzie bramki.

Po tych wszystkich mniejszych i większych ciosach zrozumiałe jest, że Polak zgubił swoją tożsamość. Częściej wygląda, jakby jego moc wygasła, przekroczyła termin ważności.

Zawsze słynął ze świetnego utrzymywania piłki pod presją, potrafił wywalczyć faul w sytuacjach beznadziejnych - z dwoma rywalami na plecach, gdy był sam na połowie rywala. Nie schodził poniżej pewnego poziomu. Jeżeli miał sytuację, to zamienił ją na gola. Stale się poprawiał - dopracował karne, ćwiczył rzuty wolne, uderzenia głową.

Ale polską maszynę zaczęła lekko łapać rdza. Zwłaszcza, że przestało być kolorowo w klubie, ale i drużynie narodowej. Ostatni rok to kompromitujące eliminacje Euro 2024 w wykonaniu kadry, liczne afery wokół drużyny włącznie z premiową, do tego głośne wywiady. Sporo się tego nazbierało, jak na zaledwie dwanaście miesięcy, a twarzą porażki zazwyczaj jest lider. W tym przypadku Lewandowski. 

To pierwszy tak długi, wielopoziomowy kryzys "Lewego" odkąd wyjechał z Lecha Poznań w 2010 roku. Lewandowski ciągle walczy i ma jeszcze czas, bo nie wydaje się, by władze Barcelony biły na alarm jeszcze przed końcem tego sezonu. Ale co będzie później? Drużyna potrzebuje klasowego napastnika, jakim Polak był w pierwszych trzech miesiącach poprzedniego roku. Z Valencią były przebłyski, ale to wciąż wersja podstawowa, która Roberta Lewandowskiego na pewno nie zadowala.

Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty

Xavi czuje bezradność i frustrację. Statystyka wstydu Barcelony
Nowe ustalenia po zwolnieniu z PZPN-u. Reprezentanci w szoku. "Są pretensje"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty