Gdyby przyznawano nagrodę za najlepsze w ostatnich latach wejście do PKO Ekstraklasy, bez wątpienia znalazłby się w gronie nominowanych. Pierwsze wrażenie napastnik Cracovii zrobił bowiem znakomite. Jeśli poziom z początkowych kolejek utrzyma przez większość sezonu, 25-latek będzie liczyć się w wyścigu o snajperską koronę.
Po 7 kolejkach ma na koncie 5 bramek, a na liście jego "ofiar" są ligowe potęgi Lech Poznań (1), Jagiellonia Białystok (1), Legia Warszawa (1), a także Lechia Gdańsk (2). A w sobotę w meczu na szczycie polskiej ligi drugie w tabeli Pasy zagrają na wyjeździe z liderem Wisłą Płock. Początek spotkania o godz. 17:30.
Konrad Witkowski, "Piłka Nożna": Jest pan zaskoczony swoim przywitaniem z polską ligą?
Filip Stojilković, piłkarz Cracovii: Szczerze mówiąc, nie stanowi to dla mnie niespodzianki. Przyjechałem do Krakowa w dobrej dyspozycji. Wiedziałem, że transfer jest finalizowany, zatem musiałem być przygotowany. Miałem tylko trzy dni wakacji, podczas których spędziłem trochę czasu na plaży. Poza tym w trakcie przerwy między sezonami byłem w domu, ciężko pracując nad formą. Trenowałem dwa razy dziennie.
ZOBACZ WIDEO: Polska mistrzyni przeżyła koszmar. "Mój mąż wtedy pierwszy raz zemdlał"
Czy gdziekolwiek zaliczył pan równie imponujący początek?
Dotąd nie miałem aż tak udanego wejścia do drużyny. Chociaż należę do zawodników, którzy nie potrzebują dużo czasu na aklimatyzację. Przychodzę i wykonuję swoją pracę - takie jest moje podejście.
A z jakim nastawieniem przystępował pan do debiutu, który przypadł na konfrontację z mistrzem Polski?
Nigdy nie obawiam się rywalizacji, także z aktualnym mistrzem. Podczas okresu przygotowawczego zobaczyłem, ile jakości mamy w Cracovii. Wybiegliśmy na murawę w Poznaniu bez strachu i w pełni zasłużenie zwyciężyliśmy (5:1 - przyp. red.). To był bardzo dobry mecz, jednak także w następnych potrafiliśmy potwierdzić wysoką dyspozycję oraz duże możliwości.
Już zdążyliśmy zobaczyć Filipa Stojilkovicia w najlepszej wersji?
Nie podchodzę do tego w taki sposób. Poprzednie spotkania to już zamknięty rozdział. Nie skupiam się teraz na tym, jak w nich zagrałem; chyba że są sytuacje, które wymagają przepracowania pod kątem kolejnego meczu i mojego rozwoju. Teraz koncentruję się na następnym wyzwaniu.
Są podstawy, aby myśleć o tytule króla strzelców, czy jest na to stanowczo za wcześnie?
Chcę zdobywać bramki, to naturalne, natomiast przede wszystkim mają one pomagać zespołowi. Funkcjonuję z meczu na mecz, zresztą jako cała drużyna mamy takie nastawienie. Raczej nie wybiegam daleko w przyszłość. Nie rozmyślam, co wydarzy się za trzy czy pięć miesięcy.
Natomiast - jak większość napastników - zapewne ma pan cel w postaci konkretnej liczby trafień na koniec sezonu?
Mam, lecz go nie ujawnię. Nic nie zdradzę w tej kwestii. Zdaję sobie sprawę, że mój poprzednik na pozycji numer dziewięć strzelił dla Cracovii sporo goli ((Benjamin Kallman, 18 - przyp. red.) w poprzednim sezonie, jednak nie czuję z tego powodu presji.
Efektowne wejście do drużyny przełożyło się na wzrost oczekiwań?
Czas pokaże, czy zdołam im sprostać. Ufam Bogu i gram swój futbol, wszystko inne nadejdzie.
Jakie pierwsze wrażenie wywarła na panu Ekstraklasa, a także występujący w niej defensorzy?
To trudna liga. Silna, wymagająca pod względem fizycznym, co akurat mi się podoba. Poziom jest wyższy niż w Serbii, stawiam Ekstraklasę również ponad ligą szwajcarską. W porównaniu z Bundesligą rozgrywki w Polsce są na podobnym szczeblu pod kątem fizycznym, jednak różnica polega na jakości technicznej zawodników. Obrońcy w polskich klubach są w większości wysocy oraz skuteczni w pojedynkach, ale jeśli grasz mądrze, wcale nie musisz uczestniczyć w wielu bezpośrednich starciach.
Na jakich napastnikach wzoruje się pan pod względem stylu gry?
Kiedy byłem nieco młodszy, bardzo lubiłem obserwować Ciro Immobile. Utkwił mi w pamięci sezon, kiedy strzelił dla Lazio 36 goli w Serie A. Druga dziewiątka, którą również mogę nazwać idolem, to Aleksandar Mitrović.
Co pana przekonało, aby spośród propozycji z różnych kierunków wybrać Cracovię?
Odbyłem konstruktywne rozmowy z przedstawicielami klubu: z dyrektorem sportowym oraz z trenerem Luką Elsnerem. Miałem świadomość, że Cracovia interesowała się mną od dłuższego czasu. Istniały inne opcje, jednak serce podpowiedziało mi, żeby zaangażować się w ten projekt. Czasami trzeba zaryzykować. Dzisiaj wiem, że był to dobry ruch.
W którym z poprzednich klubów czuł się pan najbardziej komfortowo?
Wysoki poziom osiągnąłem w FC Sion. Bardzo dobra okazała się również wiosna w barwach OFK Belgrad. Moja sytuacja w serbskim klubie była dość specyficzna. Trafiłem tam we wrześniu, w okresie, gdy zespół dobrze punktował i znajdował się na ligowym podium. To normalne, że w takim momencie nie dochodzi do zmian w składzie, a nowy zawodnik musi czekać na szansę. Nie zawsze występowałem w jedenastce: sumując minuty z całego sezonu, rozegrałem 12-13 pełnych spotkań. Mimo to zdobyłem siedem bramek. Jeśli chodzi o stosunek goli do minut, to całkiem niezły rezultat.
Czego nauczył pana pobyt w młodzieżowej drużynie Hoffenheim?
Ten wyjazd to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem. Występy na poziomie juniorskim w Niemczech okazały się bardzo rozwijające. Grałem w zespole do lat 19, zaliczyłem dwa mecze w rezerwach seniorów. Poprawiłem się w tamtym okresie głównie w aspekcie fizycznym.
Właśnie w Hoffenheim występował pan z Amadou Onaną. Najlepszym piłkarzem, jakiego spotkał pan na swojej drodze?
Nie. Dzieliłem szatnię również z Mario Balotellim - zdarzało nam się tworzyć duet w ataku Sionu. Od pierwszego treningu widać było, że to napastnik wysokiej klasy. Zapamiętałem go jako dobrego człowieka. Może kiedyś był bardziej szaloną postacią, lecz ja nie poznałem go od tej strony. Chętnie pomagał, udzielał cennych wskazówek. Dużo się od niego nauczyłem: pokazywał mi na przykład, w jakie przestrzenie warto wbiegać.
Tymoteusz Puchacz był jedynym Polakiem, z którym grał pan przed przybyciem do Ekstraklasy?
Nie przypominam sobie, bym poznał więcej zawodników z Polski. Puchacz puszczał w szatni Kaiserslautern polską muzykę. Pozytywna, przyjaźnie nastawiona osoba. Przysłał mi wiadomość, kiedy podpisałem kontrakt z Cracovią.
Z dzisiejszej perspektywy pobyt w SV Darmstadt nazwałby pan rozczarowaniem?
Moja przygoda w tym klubie dobrze się rozpoczęła. Występowałem regularnie, przebiłem się do wyjściowego składu, a po kilku miesiącach świętowaliśmy promocję do Bundesligi. Nie strzelałem wielu goli, lecz grywałem w Darmstadt również na skrzydle. Po awansie pełniłem rolę zmiennika, z czasem występowałem coraz mniej. Byłem z tego powodu nieszczęśliwy. Dzisiaj postrzegam tamtą sytuację jako naukę. Natomiast nie oglądam się za siebie, staram się patrzeć wyłącznie w przyszłość.
Kraków jest największym spośród miast, w których dotąd przyszło panu mieszkać?
W czasie gry w Darmstadt mieszkałem w położonym niedaleko Frankfurcie. Pod względem wielkości Kraków jest do niego zbliżony. Miasto robi świetne wrażenie, określiłbym je jako piękne i spokojne. Podoba mi się tu.
Zwiedza pan liczne krakowskie zabytki czy woli spędzać wolny czas w domowym zaciszu?
Zdecydowanie preferuję dom. Wolne chwile zazwyczaj spędzam w towarzystwie rodziny, która jest ze mną w Krakowie.
Ma pan jakieś sportowe, pozapiłkarskie pasje?
Lubię grać w padla, sprawia mi wiele radości. Zaczęło się około rok temu: chciałem spróbować, pierwszy raz zagrałem z przyjaciółmi. Na razie nie miałem takiej okazji w Polsce, ale jesteśmy umówieni z Ajdinem Hasiciem. Kiedy wyleczy kontuzję, wybierzemy się na padla.
rozmawiał Konrad Witkowski, "Piłka Nożna"