Stracony sezon Piasta Gliwice: miał być awans, skończyło się kompromitacją

Przed startem sezonu I-ligowego nastroje w szeregach gliwickiego Piasta były bojowe. Niebiesko-czerwoni chcieli udowodnić, że spadek z ekstraklasy był tylko wypadkiem przy pracy i pod wodzą duetu trenerskiego Brosz-Dudek mieli wrócić do ligowej elity. Na planach się jednak skończyło.

Agnieszka Kiołbasa
Agnieszka Kiołbasa

Po rundzie jesiennej Piast miał jeszcze prawo realnie myśleć o awansie. Zajmował trzecie miejsce w tabeli z niewielką stratą do przewodzących stawce zespołów: Podbeskidzia Bielsko Biała i ŁKS-u Łódź. Przespane okienko transferowe i najwyraźniej nie najlepiej przepracowany okres przygotowawczy do piłkarskiej wiosny zrobiły jednak swoje. Ostatnie miesiące były w wykonaniu gliwickiego zespołu fatalne. Siedem porażek, siedem remisów i tylko dwa zwycięstwa na boisku (do tego walkower w meczu z GKP Gorzów Wielkopolski) - takich wyników kandydat do awansu powinien się wstydzić .

Rundę rewanżową gliwiczanie rozpoczęli jeszcze planowo, bo od zwycięstwa nad Odrą Wodzisław. Później było już tylko gorzej. Piast na boisku nie prezentował żadnego stylu. Nic dziwnego, że wyników też nie było. W pewnym momencie liczba meczów bez zwycięstwa urosła do trzynastu. Atmosfera w zespole była kiepska, kibice tracili cierpliwość. W końcu zupełnie odwrócili się od drużyny, czego dobitnie dowiedli w starciu z Górnikiem Polkowice, kiedy to zagrzewali do walki… Adama Małysza i Justynę Kowalczyk, a po bramce dla swojej drużyny na 1:0 zaczęli krzyczeć: "Nic się nie stało".

Piast serię fatalnych wyników przerwał dopiero na finiszu rozgrywek, w starciu z niewalczącymi już o nic polkowiczanami. - Szkoda, że tak późno się przełamaliśmy. Gdyby to zwycięstwo przyszło wcześniej, ta runda mogła wyglądać zupełnie inaczej - mówił Bartłomiej Sielewski. Gliwiczanie ostatecznie sezon ukończyli na piątej pozycji. Przed nimi uplasowały się nie tylko ŁKS i Podbeskidzie, ale i dużo niżej notowane ekipy Floty Świnoujście i Sandecji Nowy Sącz.

Wraz z końcem rywalizacji na I-ligowych boiskach w szeregach Piasta przyszedł czas na podsumowania, na wyciąganie wniosków. O poczynaniach gliwiczan niczego pozytywnego powiedzieć jednak nie można. Włodarze klubu mają o czym myśleć. - Przed sezonem postawiliśmy sobie inne cele. Chcieliśmy wrócić do ekstraklasy, by udowodnić, że spadek był wypadkiem przy pracy. Jesienią wszystko wyglądało tak, jak powinno, na wiosnę coś się wydarzyło i wyraźnie nam nie szło. Klimat wokół klubu nie był korzystny, a każde kolejne niepowodzenie jeszcze komplikowało sytuację. Przeciwnicy się oddalali, my staliśmy w miejscu - skomentował minioną rundę opiekun Piasta, Marcin Brosz.

Wielu winą za taki, a nie inny stan rzeczy obwiniło trenera, ale ten ani myśli rezygnować. - Mam coś do udowodnienia. Chciałbym się zrehabilitować - mówi szkoleniowiec i niewykluczone, że dostanie kolejną szansę. Jedno jest pewne. Niezależnie od tego, kto w przyszłym sezonie poprowadzi Piasta, przyjdzie mu pracować z zupełnie inną drużyną. Rozbrat z gliwiczanami już zapowiedział: Jakub Biskup. W styczniu umową z Ruchem Chorzów związał się Jakub Smektała. Do Jagiellonii Białystok wracają: Igor Lewczuk i Maycon. Wielu innym piłkarzom kończą się kontrakty. Trudno sobie wyobrazić, by współpracę z Piastem kontynuowali: Sławomir Szary, Mariusz Muszalik, Mariusz Zganiacz, Marcin Pietroń czy Bartosz Iwan. Pewne jest odejście Michała Chałbińskiego, który w minionym sezonie spędził na boisku zaledwie 277 minut. W Piaście szykuje się niemała rewolucja kadrowa. Kibice gliwickiego zespołu na wielkie transfery nie mają jednak co liczyć. Chodzą słuchy, że nikt w klubie głębiej do sakiewki nie sięgnie, bo sytuacja finansowa niebiesko-czerwonych na to nie pozwoli.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×