Do 94. minuty o zwycięstwo w meczu z GKS Bełchatów musieli walczyć zawodnicy Górnika. Zabrzanie przez cały mecz wyraźnie przeważali, ale seryjnie marnowali dogodne sytuacje strzeleckie. Dopiero w ostatniej akcji meczu po krótko rozegranym rzucie rożnym piłkę do bełchatowskiej bramki skierował Adam Marciniak. - W tej akcji potrzebny był nam "błysk". Mamy przećwiczone schematy rzutów rożnych. Chłopaki zdecydowali się dla odmiany rozegrać go krótko, ja pokazałem się Olkowi Kwiekowi - a że widzi on na boisku prawie wszystko - wyłożył mi piłkę idealnie na nogę. Nie mogłem tego nie wykorzystać - przyznaje strzelec złotej bramki.
Marciniak do czołowych strzelców drużyny nie należy. Ostatni raz do bramki rywala w meczu ligowym trafił 2,5 roku temu, pokonując w spotkaniu Górnika z Lechem przy Roosevelta Krzysztofa Kotorowskiego. Trafienie to zostało obwołane bramką sezonu, a wszystko dlatego, że "Ribery" - jak nazywany jest przez kolegów z drużyny Marciniak - trafił do siatki niewiarygodnym uderzeniem z ponad 40 metrów.
W meczu z Brunatnymi były gracz ŁKS Łódź skierował piłkę do siatki ładnym technicznym uderzeniem z obrębu szesnastki, po krótko rozegranym rzucie rożnym. - Możemy mieć do siebie pretensje o to, że tej piłki nie wybiliśmy. Gdyby tak się stało, sędzia pewnie zakończyłby mecz. Po meczu powiedzieliśmy sobie kilka męskich słów, bo tak grać jak w Zabrzu po prostu nie możemy. Co do bramki Marciniaka - bardzo ładna. Podejrzewam, że kolejną taką strzeli w 2014 roku - mówi pół żartem, pół serio Łukasz Sapela, golkiper GKS.
Zagajony o ostatnie zdanie wypowiedziane przez bramkarza GKS, Marciniak jedynie się uśmiechnął. - Tego kiedy znowu taką bramkę strzelę nie wiem ani ja, ani Łukasz Sapela. Może wejdzie jutro na treningu, może w meczu z Lechem, a może już nigdy takiej nie strzelę? Kiedyś Krzysztof Kotorowski powiedział, że gdyby dać mi dziesięć strzałów, to drugiej takiej bramki jak przed laty z Lechem bym nie strzelił. Pewnie miał rację, ale to jest nieważne. Liczy się to co jest w sieci tu i teraz. Piłka wpadła, a my wygraliśmy mecz - zauważa zawodnik Górnika.
Bohater po meczu nie posiadał się ze szczęścia. Jego bramka dała zabrzanom trzy punkty, a on został wybrany najlepszym zawodnikiem Górnika i otrzymał dorodnego koguta. - Jestem bardzo szczęśliwy, bo w tym meczu wygrała determinacja i konsekwencja. Trener cały czas nam powtarza, że konsekwentna gra taktyczna jest kluczem do sukcesu. W meczu z Bełchatowem to się spełniło w stu procentach, bo dzięki konsekwencji do ostatniej sekundy udało nam się strzelić zwycięską bramkę - uśmiecha się Marciniak.
Obok strzelonej bramki defensor Górnika cieszył się także z tego, że udało mu się wyłączyć z gry Kamila Kosowskiego. - Mieliśmy bardzo dokładną analizę gry każdego zawodnika z Bełchatowa. Myślę, że udało mi się Kamila zneutralizować, bo zbyt wielu pojedynków ze mną nie wygrał. Ucieszyłem się przed meczem, jak dowiedziałem się, że GKS gra dużo górnych piłek właśnie na "Kosę". Ja w powietrzu też czuję się dobrze i większość tych "główek" wygrałem. Reszta chłopaków też solidnie się ze swoich zadań wywiązała, dlatego GKS w Zabrzu nie pograł w piłkę, a my zdobyliśmy trzy punkty - dowodzi 24-latek.
W poprzednim sezonie Marciniak był podstawowym graczem Górnika. Nie występował jednak na lewej stronie defensywy, a w środku pola. - Dla mnie to bez znaczenia, czy gram na pozycji defensywnego pomocnika, czy na obronie. W okresie przygotowawczym trener próbował różnych wariantów, dlatego każdy zawodnik jest gotowy na to, że może zagrać na innej pozycji niż nominalna. Dla Marcina Wodeckiego gra na lewej obronie z Widzewem nie była nowością, bo grał tak w sparingach. Ja sam nie przywiązuję wagi do pozycji, na jakiej gram. Przede wszystkim cieszę się grą, a jeśli przychodzi mi usiąść na ławce, to wiem, że muszę pracować jeszcze ciężej. Mamy wyrównaną kadrę i to nasza wielka siła - puentuje gracz Trójkolorowych.