Naród nie zadowoli się głową Besnika Hasiegio. Naród żąda dalszych ofiar. A więc dyrektora sportowego, Michała Żewłakowa, bo przecież sprowadził kolegę. Proponuję pójść dalej - kto zatrudnił Żewłakowa? Bogusław Leśnodorski. A kto pozwolił na to, żeby Leśnodorski zatrudnił Żewłakowa? Dariusz Mioduski. Mówiąc krótko - zwolnić wszystkich!
Jednak czy nie lepiej opamiętać się już na samym początku. Michał Żewłakow oczywiście odpowiada za sprowadzenie Hasiego, ale błędy w tym zawodzie po prostu się zdarzają. Oby nie za często. Piłka nożna jest grą błędów na wielu poziomach. Popełnia je obrońca, bramkarz, myli się rozgrywający, sędzia wypacza wynik meczu, ale mylą się też trenerzy przy ustalaniu składu i dyrektorzy sportowi przy transferach. Także transferach trenerów. To się zdarza. Tak po prostu.
Hasi okazał się kosztowną pomyłką, choć nic na początku na to nie wskazywało. Miał doświadczenie w pracy w Belgii, w Anderlechcie, mógł też sporo pomóc przy Akademii, która ma być w przyszłości kluczowym projektem klubu. Dziś wychodzą różne rzeczy. Że gardził piłkarzami, że nie potrafił wziąć odpowiedzialności, że krzyczał na zawodników i tak dalej, i tak dalej.
Do tego nie pomogła zła atmosfera wokół zespołu. Doszło do tego, że nawet awans do Ligi Mistrzów nie pomógł. Hasi przegrywał to, co miał przegrać, i to, co mógł wygrać. Jak nie idzie, to nie idzie. Po prostu. Czy to wina Żewłakowa, bo go wskazał? Pewnie po części tak.
ZOBACZ WIDEO: Pazdan: zamieszanie z trenerem nie pomaga nam...
{"id":"","title":""}
Inną też sprawą jest, że jeśli przypisujemy dyrektorowi sportowemu porażki, to pamiętajmy też o jego sukcesach. Czy - jako dyrektor i szef skautingu - nie zrobił kilku interesujących transferów?
Kiedyś dziennikarze jednej z gazet poprosili Marka Saganowskiego, który w tym czasie grał w Troyes w Szampanii, żeby pozował do zdjęcia z butelką szampana (wiadomo). "Sagan" to jednak stary lis, więc odpowiedział: "Nic z tego. Dziś, jak mi idzie, napiszecie, że opijam sukces, a jutro, jak mi przestanie iść, dacie to zdjęcie z podpisem, że Saganowski to pijak".
Jak idzie dobrze w Legii, z miejsca Żewłakowowi przypiszemy - słusznie zresztą - transfer Nikolicia, a zupełnie nieistotny jest transfer Aleksandrowa. Bo przecież błędy się zdarzają. Jak nie idzie, wtedy okazuje się, że nieudacznik ściągnął Aleksandrowa, a Nikolić? Można mieć farta, a Nikolicia to nie trzeba było szukać, wystarczyło wskoczyć na wikipedię.
Różnica, jak to ujął Leo Beenhakker, "między bogiem a kawałkiem gówna" jest niewielka. Naród futbolowy jest kapryśny.
A przecież transferów jest więcej. Przecież gdy Żewłakow ściągał Arkadiusza Malarza, też mówiono, że zatrudnia kolegę. A Malarz okazał się strzałem w dziesiątkę. To jest atut Żewłakowa, że jest znany w środowisku piłkarskim, wszędzie ma kolegów i wszędzie przyjmują go z honorami. Był tu i tam, zna ludzi.
Generalnie bilans Żewłakowa, jako głównego skauta, czy dyrektora sportowego, nie jest zły. Klub ma dodatnie bilansy jeśli chodzi o transfery. Obecnie gra gorzej niż w poprzednich latach, ale nie wiemy, ile ta tendencja się utrzyma. Może i powinno być tak, że przy nowym trenerze zawodnicy zaczną inaczej grać. Tacy jak Vadis Odjidja-Ofoe czy Steeven Langil. Oczywiście to wszystko dyskusyjne, jeden powie, że transfer jest dobry, drugi że najwyżej przeciętny. Dziś Czerwiński i Dąbrowski nie mieli szansy w starciu z Borussią Dortmund, co było zresztą przewidywalne, jutro mogą stać się najlepszym defensywnym duetem w lidze.
Zarzut do Żewłakowa może być taki, że powinien przeprowadzić lepszy "research", jeśli chodzi o trenera. Jest to, trzeba przyznać, zarzut mocny. Ale nie jest winą Żewłakowa, że zaszczuty trener zaczął wykonywać nerwowe ruchy, zmieniał decyzje w ostatniej chwili, jeszcze na rozgrzewce (np. decyzja o posadzeniu Dąbrowskiego w meczu z Zagłębiem).
Gdybym miał szukać zarzutów, to większy jest taki, że ktoś podpisał z mało znanym szkoleniowcem dwuletni kontrakt i teraz trzeba za to zapłacić. To "fatalne zauroczenie" będzie szefów klub kosztował sporo, ponoć 1,5 miliona euro. Odpowiedzialność jest zbiorowa, ale też nie szalejmy na wzór Józefa Wojciechowskiego. Grabić, palić, mordować. Hasi, w czasie gdy go zatrudniano, nie był jakimś niedojdą, którego nikt nie chce. Owszem, nie miał najlepszej prasy w Belgii, ale jednak dostawał (PODOBNO) sporo propozycji pracy.
To, co jest potrzebne w klubie takim jak Legia, to spójna koncepcja. Ktoś powinien odpowiedzieć sobie na pytania: "Jakim klubem chcemy być, w którym kierunku idziemy, co chcemy osiągnąć, gdzie chcemy być za 10 lat". Kierunek wydawał się dobry. Po prostu wykonawca nie wypalił. Trzeba z tego wyciągnąć wnioski i iść dalej.