Jak mu urwą nogę, to wtedy przestanie grać. Jacek Góralski w reprezentacji Polski
W Płocku jego kariera przyspieszyła. Niemal od razu wskoczył do wyjściowego składu. - Teraz na pewno pojawi się pięć tysięcy ojców sukcesu Górala, ale ja mogę to powiedzieć z czystym sumieniem: widziałem go już na pierwszych treningach z drugą drużyną Wisły, od razu wiedziałem, że to materiał na świetnego zawodnika. Niedługo później był już graczem pierwszego wyboru - mówi nam Łukasz Sekulski, były piłkarz klubu z Płocka, aktualnie przebywający w Koronie Kielce na wypożyczeniu z Jagiellonii.
Trener Marcin Kaczmarek zmontował w Płocku drużynę, która z Góralskim w składzie otarła się o awans do ekstraklasy (promocja do elity pojawiła się już bez niego). Słowem-kluczem, pojawiającym się najczęściej w rozmowach o Góralskim z jego kolegami, jest charakter.
- Takich sytuacji było wiele - zauważa z kolei inny, dobry kumpel Góralskiego z czasów gry w Wiśle, Bartłomiej Sielewski. To z nim, Krzywickim, Sekulskim, Pawłem Magdoniem, Krzysztofem Janusem i Sewerynem Kiełpinem Góral trzymał się najbliżej. - Jacek zawsze oddaje na boisku całego siebie, na dodatek zawsze stara się przezwyciężać ból. Gdybyśmy mieli zliczyć wszystkie sytuacje, w których przystępował do meczu z kontuzją, urazem, bólem albo niedogodnością, to zabrakłoby nam palców u rąk - dodaje.
Sekulski: - Wiele mówi się o tym, jak bardzo poświęca się dla zespołu, jak mocno walczy. Ale ja mogę dać konkretny przykład. Wystarczy wejść do szatni tuż po zakończeniu meczu i popatrzeć na jego twarz. Ona zawsze jest sina ze zmęczenia. To jest po prostu skrajne wyczerpanie, większość ligowców nie jest w stanie wybiegać tak meczu, jak on. Zresztą on czasem wychodzi na mecze mając takie kontuzje, przez które większość ligowców położyłaby się na stół i skasowała pieniądze za operację.
Przed gierkami podczas treningów Góralski do składu dobierany był zawsze jako pierwszy, nikt przeciwko niemu nie chciał grać. To z powodu nieustępliwości, ostrej gry. Stąd wzięły się pseudonimy: Pirania, Kocur, Gryzoń.
- Jak ktoś nie jest piz******, to nie powinien mieć do Jacka pretensji o sposób grania. To jest styl bardzo ostry, nieustępliwy, na pograniczu faulu, ale nigdy brutalny. Przecież on nigdy nie dostaje bezpośrednich, czerwonych kartek - zauważa Sekulski i dodaje: - Wiem, że Jacek ma swoje jedno ulubione powiedzenie, którego zawsze używa po tym, jak sam zostaje wycięty przez przeciwnika równo z trawą. Ciężko, bo ciężko, ale jednak się podnosi z murawy i mówi pod nosem: - Kur**, Bozia mi to jeszcze kiedyś wynagrodzi!
Góralski się śmieje, potwierdza, że rzeczywiście właśnie w taki sposób rozmawia sam ze sobą w trakcie meczów.
Magdoń słysząc nazwisko Góralski, od razu rzuca do słuchawki: - Charakterny gość! Poza tym niezwykle pozytywny, dobry duch szatni. Po meczach lubił sobie pośpiewać w szatni piosenki disco-polo i potańczyć do nich!
- To prawda, ale w Płocku wszyscy lubiliśmy sobie pośpiewać disco-polo, na przykład piosenki Zenona Martyniuka - odbija piłeczkę piłkarz. - Pamiętam na przykład, że wtedy w naszej szatni królowała piosenka "Przez twe oczy zielone", w kadrze narodowej powinienem się więc bardzo dobrze odnaleźć... No i proszę pamiętać, że na tym disco-polo o mały włos nie awansowaliśmy do Ekstraklasy.