Jakub Błaszczykowski: los znowu chciał sprawdzić, czy się poddam

- To nic przyjemnego, ale czasami trzeba zmierzyć się z samym sobą. Tylko ja jestem w stanie zmienić swoje życie, tylko ja mam na nie wpływ - mówi Jakub Błaszczykowski, piłkarz Wolfsburga i reprezentacji Polski.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
PAP / PAP/Leszek Szymański

WP SportoweFakty: Ten rzut karny, kiedy pana strzał obronił portugalski bramkarz i odpadliśmy z mistrzostw Europy we Francji, ciągle siedzi w głowie?

Jakub Błaszczykowski: Nie.

Nie wierzę.

- Nie będę przekonywał. Nie zastanawiam się nad tym, nie wracam wspomnieniami. Wiem, że taką myślą mógłbym się tylko zadręczyć. Staram się trzymać dystans do tego, co się wydarzyło, otrzymałem naprawdę mocne wsparcie od rodziny, przyjaciół i kibiców.

Powtórki w telewizji nie powodują, że wraca żal? Ból?

- Nie widziałem tego strzału w żadnej powtórce. Naprawdę. Nie czułem takiej potrzeby. Chyba wystarczy mi to, że widziałem ten strzał na żywo, z pozycji kopiącego piłkę. Rozdrapywanie ran nie ma sensu, nie buduje przyszłości.

A pamięta pan moment, kiedy dotarło do pana, że to już koniec mistrzostw? Że marzenia się skończyły?

- Nie pamiętam niczego, co działo się po tym, gdy bramkarz obronił moje uderzenie. Za dużo było emocji, wtedy wyłącza się mózg. Po prostu zszedłem do szatni. Chyba.

Kibice w Polsce szybko panu wybaczyli. Na Okęciu po powrocie z Francji dostał pan największe brawa, a stadion we Wrocławiu podczas ostatniego meczu ze Słowenią zawrzał, kiedy wchodził pan na boisko.

- Dla takich chwil się trenuje, gra, walczy, wstaje rano, poświęca zdrowie. To jest coś, czego nie oddałbym za żadne pieniądze. Takie chwile zostają do końca, nimi się karmię. Po zakończeniu kariery nikt mi tego nie zabierze, liczą się tylko tytuły oraz to, czy kibice doceniali twoją prace. Reszta może przeminąć, nie interesuje mnie. To był dla mnie bardzo ważny rok, dał dużo nowych doświadczeń, przemyśleń. Nauczył wiele jako człowieka. Niektóre rzeczy trzeba przeżyć na własnej skórze, nikt inny nie zrozumie, czym dla mnie były mistrzostwa Europy.

To znaczy?

- W Fiorentinie, gdzie trenowałem przed turniejem, był taki moment, gdy zrozumiałem, że czego bym nie zrobił, to i tak nie zagram w meczu. To była próba charakteru. Wiedziałem, że zbliża się Euro, że muszę być odpowiednio przygotowany, ale z drugiej - musiałem pogodzić się z faktem, że nie będę grał regularnie w lidze. Trzeba było zacisnąć zęby i zrobić wszystko wbrew przeciwnościom, które mnie spotkały. To trudne: walczyć, wiedząc, że na nic nie ma się wpływu.

Co pomagało?

- Doświadczenie. Wiedziałem, że to tylko los znowu chciał sprawdzić, czy się poddam. Korzystałem z tego, że znam swój organizm, wiem, na co mnie stać. Mogłem się przygotować do turnieju, bo żyłem tym każdego dnia, podporządkowałem wszystko temu, by odegrać w reprezentacji ważną rolę.

Z racji zawodu, na alkohol pozwalam sobie raczej w czasie przerwy w rozgrywkach, ale przecież to nie jest żadne przestępstwo. Ważne, żeby wiedzieć jak, gdzie i kiedy


Pan przecież lubi takie wyzwania.

- Tego nie da się lubić. To nic pozytywnego, nic przyjemnego. Czasami po prostu trzeba zmierzyć się samemu ze sobą. W moim zawodzie do tego, co prezentuje się na boisku, dochodzi jeszcze presja kibiców i mediów. Przez całą karierę uczymy się, jak się od tego wszystkiego odciąć i, znając swoje możliwości, w każdym meczu na nowo udowadniać swoją wartość. Przez 15 lat grania w piłkę nic nie było tego w stanie zmienić. Teraz chociaż nie czytam tego, co o mnie piszą.

Pomaga?

- To, co przeżyłem, nauczyło mnie jednej bardzo ważnej rzeczy. Jedyną osobą, która jest w stanie zmienić coś w moim życiu, jestem ja sam. Tylko ja mam na siebie wpływ, nikt inny. Nie ludzie, którzy we mnie wierzą, ale stoją z boku, ani nie ci, którzy źle mi życzą. Od wszystkich pochwał można odlecieć, krytyka może ściągnąć w dół największego siłacza. Trzeba to wszystko wyśrodkować, wierzyć w siebie, tak w środku. Najtrudniej o to właśnie wtedy, gdy jest ciężko.

Kiedy pogodził się pan sam ze sobą?

- Nigdy tego nie zrobiłem i na to się nie zanosi. Ciągle walczę. Wynika to z mojego charakteru. Ciągle chcę więcej, doszukuję się minusów i zastanawiam się, co można było zrobić lepiej. Być może na tym też tracę i przegrywam, zdaję sobie z tego sprawę. Jednak z drugiej strony, gdybym nie miał takiego charakteru, może nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem. Wiem, ile utalentowanych osób, które spotkałem w życiu, zostało w miejscu. Głównie dlatego, że nie starczyło im charakteru.

Myślę, że gdyby Polska wygrała Euro, powiedziałby pan: "No tak, ale za dwa lata mundial…"

- Całkiem prawdopodobne. Zastanawiałem się nad tym i zwyczajnie wiem, że nie potrafię inaczej. Nie potrafię powiedzieć sobie w środku, że to i to zrobiłem fajnie, i dużo już osiągnąłem. To ciężkie, trudniejsze z każdym rokiem, bo dochodzę do wniosku, że nigdy nie będę zadowolony.

Wyobrażasz sobie reprezentację Polski bez Jakuba Błaszczykowskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×