Ewidentnie zdenerwowany Vadim Skiczko, dziennikarz tamtejszej telewizji 1+1, mówi nam: - Czy on nosi swastykę, czy ma wytatuowany krzyż celtycki? Co on takiego ultraprawicowego zrobił? Może to, że pomaga ukraińskiemu wojsku?
Na Ukrainie mało kto może zrozumieć, dlaczego jeden z jej czołowych piłkarzy, zawodnik bardzo szanowany nie tylko za swoje występy na boisku, został tak potraktowany.
[b]
Vallecas to nie miejsce dla nazistów[/b]
Roman Zozulja jest nie byle jakim piłkarzem. Grał w Dynamie Kijów, potem w Dnipro Dniepropietrowsk, z którym uczestniczył nawet w finale Ligi Europy (mecz odbył się w Warszawie). W reprezentacji rozegrał ponad 30 meczów, na Euro 2016 zagrał przeciwko Polsce. W ostatnim dniu okna transferowego Betis Sewilla (piłkarzem tego klubu jest od lipca ubiegłego roku, ale rozegrał tylko sześć meczów) wypożyczył go do Rayo Vallecano - znanego drugoligowego klubu, z przeszłością w Primera Division.
Rayo Vallecano jest klubem, którego fani szczycą się lewicowymi poglądami. To wizytówka robotniczej dzielnicy Vallecas leżącej w południowo-wschodniej części miasta. Mówią tam, że to klub należący do ludzi. Na trybunach w trakcie meczu nie brakuje lewicowych symboli ani bohaterów jak Che Guevara. Dwa lata temu było o nich głośno z powodu 85-letniej wdowy Carmen Martinez Ayudo, której groziła eksmisja z mieszkania. Gdy w Rayo się o tym dowiedzieli, władze i piłkarze wynajęli jej inne mieszkali i je opłacili. Fani byli wniebowzięci. "Biedni, ale dumni", "Duma sąsiedztwa" - głosiły transparenty. Główną grupą kibicowską są tam tzw. Bukaneros - antyfaszyści i anarchiści.
ZOBACZ WIDEO Asysta Zielińskiego pomogła Napoli. Zobacz skrót meczu z US Palermo [ZDJĘCIA ELEVEN]
Kiedy okazało się, że do Rayo przychodzi Roman Zozulja, fani napisali oficjalne pismo. "To policzek dla naszych historii i naszych wartości. Spośród wielu tysięcy piłkarzy do wzięcia klub sprowadza nam Romana Zozulię, znanego neonazistę, który robił sobie zdjęcia z bronią, wspierał finansowo faszystowskie bataliony, popierał ukraińską ultraprawicę".
Na treningu pojawił się transparent "Vallecas to nie miejsce dla nazistów". Cięgi zebrał prezydent klubu Martin Presa. Do niego Bukaneros zwrócili się na Twitterze. Napisali, że nie chcą takich typów jak Zozulja. "Jego nazistowskie przekonania uniemożliwiają grę w naszych barwach. Nie splamisz ich, nie jesteś mile widziany".
Martín Presa: no queremos a tipos como Zozulya. Su filiacion nazi le impide vestir la franjirroja.
— Bukaneros (@bukaneros92) 31 stycznia 2017
No la vas a ensuciar. No eres bienvenido pic.twitter.com/QaXkeceGnd
Pod naciskiem szefowie Rayo postanowili podziękować Ukraińcowi. Dyrektor sportowy Miguel Torrecila powiedział: - Zdecydowaliśmy, że w najlepszym interesie piłkarza będzie, jeśli wróci do Sewilli.
Roman Zozulja. Piłkarz bohater
27-letni Ukrainiec jest w ojczyźnie bardzo szanowany. Gdy w Donbasie wybuchł konflikt, on akurat był zawodnikiem Dnipro Dniepropietrowsk. To klub, którego właścicielem jest Ihor Kołomojski, tamtejszy miliarder. Lokalny bohater narodowy, który obronił Dniepropietrowsk przed rosyjską agresją. Od początku konfliktu opowiadał się za wolną Ukrainą, Rosjanom groził, że zrobi im w Dniepropietrowsku drugi Stalingrad. Oligarcha wspierał finansowo ukraińską armię, finansował też bojówki, które walczyły z rosyjskimi separatystami. To tak zwane "czarne ludziki" - ochotnicy ubrani na czarno, bez żadnych emblematów, z kałasznikowami w rękach. Sam miał stworzyć batalion "Dnipro", na który według szacunków mógł już wydać nawet 10 milionów dolarów. Oficjalnie przyznawał się jednak do pomocy dwóm innym bojówkom.
Mocnym ruchem było wyznaczenie nagród za działania wojenne. Płacił walczącym konkretne kwoty za odbijanie ukraińskich urzędów, za złapanie rosyjskich separatystów, nawet za zdobycie broni. Był nawet opublikowany na Facebooku oficjalny cennik. Przejęcie utraconego budynku kosztowało 200 tysięcy dolarów. Ujęcie "zielonego ludzika" czyli rosyjskiego żołnierza to nagroda w wysokości 10 tysięcy dolarów. Za karabin maszynowy płacono tysiąc dolarów.
Jego drużyna Dnipro była uważana za patriotów. Piłkarze nie żałowali pieniędzy na wsparcie walk z Rosjanami, w wywiadach podkreślali, że grają dla ojczyzny. Gdy w półfinale Ligi Europy pokonali Napoli, wygraną zadedykowali żołnierzom. - To zwycięstwo było potrzebne zwykłym ludziom. Żyjemy w trudnych czasach, graliśmy dla ludzi żyjących w regionach ogarniętych wojną, w szczególności dla chłopców walczących z terrorystami na wschodzie. Każdego dnia nasi ludzie umierają - mówił po tamtym meczu trener Miron Markiewicz.
Zozulja był jednym z liderów tamtej drużyny. Sam wystawił na aukcję swoją koszulkę z meczu reprezentacji z Hiszpanią. Dostał za nią 33,5 tysięcy hrywien (około 6 tysięcy złotych). Pieniądze poszły na wojsko.
I faktycznie, robił sobie wiele zdjęć z karabinami, z żołnierzami. Niektórzy oskarżają go o sympatyzowanie ze Stepanem Banderą.
Vadim Skiczko mówi nam: - Zozulja nazistą brzmi naprawdę śmiesznie. Nie wiem, co ci kibice mają w głowach. On naprawdę nie ma żadnych skrajnych poglądów. Jest po prostu obywatelem, który pomaga wojsku, przekazuje na nie swoje prywatne pieniądze. Na Ukrainie część ludzi jest zdziwiona. A druga część po prostu uważa, że w Rayo pracują i wspierają ten klub ludzie, którzy nie mają pojęcia o Ukrainie, o realiach, w jakich żyjemy.
I pokazuje zdjęcia z dzielnicy (obiegły już ukraińskie media), gdzie na murach są napisy "Vallecas z Donbasem". - Czyli dzielnica Vallecas jest za niepodległością Donbasu. Przepraszam, ale to już jest kur... Ci z Rayo nie broniliby narodu hiszpańskiego, bo według lewicowej ideologii naród jest złem - oburza się.
«Вальекас вместе с Донбассом». Вот что из себя представляют фанаты «Райо Вальекано»https://t.co/iCVQpSG1dP pic.twitter.com/7XgcDtkTxv
— Tribuna.com Украина (@tribunaua) 1 lutego 2017
Zawodnik, gdy tylko dowiedział się, jakie zarzuty kibice Rayo mu stawiają, napisał oficjalny list, opublikowany na stronie internetowej klubu. Przekonuje, że nie wspiera żadnej neonazistowskiej grupy paramilitarnej, a cała sprawa to jedno wielkie nieporozumienie.
"Gdy przyleciałem do Sewilli [do Betisu trafił w ubiegłym roku – dop. WP], miałem na sobie koszulkę z ukraińskim herbem. Jeden z dziennikarzy napisał wtedy, że to emblemat jednej z bojówek, łudząco podobny do tego narodowego. Ja i klub zareagowaliśmy, artykuł został usunięty. Na prezentacji w Betisie podkreślałem, że nic mnie z żadną paramilitarną bojówką nie łączy. Ja tylko współpracowałem z ukraińskim wojskiem, które broni ojczyzny. Pomagałem dzieciom, pomagałem najbardziej poszkodowanym ofiarom" - napisał.
Kibiców nie przekonał. Klubu też nie. I przez najbliższe pół roku nigdzie nie będzie grał. Jego wypożyczenie trwało piętnaście godzin.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk