Oto jeden z najbardziej tajemniczych meczów Realu i Barcelony. Do dzisiaj nie wiemy, co wydarzyło się w szatni

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

Bernardo Salazar (jeden z najbardziej szanowanych historyków piłkarskich w Hiszpanii) w jednej ze swoich książek przytoczył słowa innych zawodników Barcelony, którzy grali w tym meczu. - Nie było żadnych nacisków - zgodnie przyznali Jose Escola i Dominigo Balmanya.

Problem w tym, że obaj byli na "czarnej liście" dyktatury Franco, bowiem podczas wojny domowej uciekli z kraju i zostali uznani zdrajcami. Kiedy wrócili korzystając z amnestii, musieli długo udowadniać reżimowi Franco, że są lojalni. Być może właśnie dlatego tak opisali dziennikarzowi wydarzenia z szatni, aby nie narażać się ponownie dyktatorowi. Jeżeli ujawniliby tajemnicę szatni, mogliby zostać zamordowani. Przecież byli na cenzurowanym.

Bramkarz stał przed polem karnym

Serwis gol24.pl w artykule "Historia niewiarygodnego pogromu sprzed ponad 70 lat. Real 11:1 Barca" powołując się na hiszpańskie źródła podała jeszcze inną wersję wydarzeń. W szatni Barcelony przedstawiciel generała Franco miał powiedzieć: "Pamiętajcie, że gracie tutaj dzięki wspaniałomyślności reżimu, który przebaczył wam wasz brak patriotyzmu".

Trzeba przyznać, że to wyjątkowo wysublimowana groźba. Pośrednia, ale przecież piłkarze Barcelony odczytali ją bez problemów.

Działacze Realu przygotowali się na rewanż. W Barcelonie ich piłkarze byli wygwizdani przez agresywnych fanów tylko dlatego, że - tutaj kolejny cytat jednego z hiszpańskich historyków - "byli Hiszpanami". Dlatego postanowiono zakupić 20 tysięcy gwizdków. Rozdano je kibicom tuż przed meczem w Madrycie.

***

Jeszcze nigdy nie widział w oczach kibiców takiej nienawiści. Owszem, mecze z Realem zawsze były emocjonujące, niejednokrotnie został opluty, ludzie wyzywali jego rodzinę, obrażali jego samego. Ale dzisiaj...

Odwrócił się w stronę trybuny będącej z jego bramką i poczuł, jak ból przeszywa mu brzuch. Przewrócił się. Czuł, że z jego ciałem dzieje się coś niedobrego, powoli tracił przytomność. Jakby za mgłą widział, jak jego koledzy pokazują sędziemu potężny kamień, którym najwyraźniej rzucił w jego kierunku jeden z kibiców.

- Wstawaj, bo wyrzucę cię z boiska za symulowanie - z letargu wybudził go stanowczy ton arbitra, który stał pochylony nad nim. - Wstawaj! Skurw***** z Katalonii.

***

Atmosfera na trybunach stadionu Realu była niespotykana. Przez cały mecz kibice gwizdali na zawodników Barcelony, lżyli ich, buczeli. Na dodatek w bramkarza Katalończyków mieli rzucać kamieniami i petardami. Angel Mura - ówczesny fizjoterapeuta Barcelony - opowiadał, że z tego powodu golkiper większość meczu spędził przed swoim polem karnym, a piłkarze Realu strzelali kolejne bramki po prostu go lobując. - Piłkarze Barcelony przegrali, bo strach przed linczem ze strony fanów Realu ich sparaliżował - pisał w swoim sprawozdaniu młody dziennikarz, Juan Antonio Samaranch.

"Ktoś we mnie rzucił kamieniem"

Ten sam Samaranch, który w latach 1980-2001 był przewodniczącym Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Trudno go podejrzewać o stronniczość na rzecz piłkarzy Barcelony, bowiem przez większą część zawodowej kariery był "człowiekiem Franco".

Po pierwszej połowie meczu rozegranego 13 czerwca 1943 było już 8:0 dla Realu. Piłkarze Barcelony z przerażeniem zbiegali na przerwę. Podobno odmówili wyjścia na II połowę. Długie negocjacje spowodowały, że jednak dokończyli mecz. Bali się, że zostaliby zlinczowani przez fanów ekipy rywala.

- Ostatni gwizdek sędziego przyjąłem z wielką ulgą. Nie miałem świadomości, czy przegraliśmy 0:9, 0:12 czy 0:15 (ostatecznie Barcelona przegrała 1:11 - przyp. red.) - opowiadał Barinaga. - Najważniejsze, aby udało się uciec do szatni. Gdzieś tam po drodze ktoś we mnie rzucił kamieniem, ale w sumie to udało się przetrwać bez uszczerbku na zdrowiu.

Tak tajemniczego meczu Realu z Barceloną w historii już nie było. Do dzisiaj historycy zastanawiają się, jak piłkarze, którzy kilka dni wcześniej rozbili "Królewskich", nagle przegrali tak wysoko. Na dodatek, w finale, Real przegrał z Athletic Bilbao. Czyli zespołem teoretycznie o wiele słabszym niż Barca. No, ale Athletic był jeszcze bardziej ukochanym klubem generała Franco niż Real. - To wszystko wyjaśnia - twierdzą historycy.

***

- Generale, melduję, że Real wygrał z tymi parszywcami z Katalonii - nienagannie ubrany młody oficer stał na baczność przed biurkiem Francisco Franco.

Na twarzy generała pojawił się lekki uśmiech. Nie oderwał jednak wzroku od leżącej przed nim mapy, na której kołami zaznaczał kolejne miejsca opanowane przez jego żołnierzy.

- Jaki padł wynik? - Franco zapytał jakby od niechcenia.

- 11:1! - odpowiedział z dumą oficer.

- Co? 11:1?! Oszaleliście? Mieliście ich postraszyć ale nie aż tak. Wystarczyło 4:0. Taka wygrana przeszłaby bez echa, a tak... Znów będą gadać. Ech. Odmeldować się.

Przerażony młokos czym prędzej opuścił gabinet. Generał Franco podszedł do otwartego okna, spojrzał na skąpaną słońcem ulicę. - 11:1 - szepnął pod nosem.

Chwilę później jego rubaszny śmiech był słyszalny kilka przecznic dalej.

***

Marek Bobakowski



Chcesz przeczytać wcześniejsze odcinki Poniedziałkowego deja vu - kliknij TUTAJ >>

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy wierzysz, że piłkarze Barcelony zostali zastraszeni przed meczem z Realem, w 1943 roku?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×