Bartosz Sarnowski: Nie ma zagrożenia dla istnienia Górnika Zabrze

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
Wróćmy do sedna. Co jeszcze robicie, żeby klub wyszedł na prostą?

- Jeśli polskie kluby marzą o regularnych wpływach, muszą stawiać na szkolenie, promowanie i transferowanie młodzieży. Chcemy być jak Ajax, szukać powtarzalności, regularnego dopływu wychowanków do pierwszej drużyny. Wierzymy, że bardzo mocne postawienie na szkolenie, w przyszłości pozwoli nam na finansową przewidywalność.

Jest w Górniku konkretny plan, strategia?

- Wdrażamy jednolity model szkolenia. Nabory rozpoczynamy już w wieku 5 lat. W całym procesie nie mamy po drodze żadnych dziur, udało nam się stworzyć kompletną ścieżkę - od przedszkolaków aż po seniorów. Górnik Zabrze dysponuje, jeśli nie najlepszym szkoleniem dzieci i młodzieży spośród wszystkich klubów na Śląsku, to jednym z najlepszych. Mówią o tym wyniki, ale to nie one są najważniejsze. Robimy wszystko, aby wykształcić seniora, zawodnika profesjonalnego. Aby zweryfikować, czy wprowadzony przez nas model zadziałał tak, jak sobie to założyliśmy, potrzeba nam siedmiu lat, a minimum pięciu. Oczywiście będą się pojawiać po drodze także transfery do akademii, ale mówię tutaj o wychowankach, którzy przejdą przez całą stworzoną przez nas ścieżkę rozwoju.

A transfery do klubu? Z tym nie radziliście sobie wyjątkowo w ostatnim sezonie spędzonym w ekstraklasie.

- Polityka transferowa została przez nas zreorganizowana. Teraz nie ma szans na zatrudnienie w Górniku całego zastępu piłkarzy, którzy nie wpływają na poprawę gry. A takich transferów dokonano kilkanaście za czasów trenera, który prowadził drużynę w większości meczów w "spadkowym" sezonie.

Górnika w większości meczów prowadził wtedy Leszek Ojrzyński.

- Proszę przejrzeć listę sprowadzonych wówczas zawodników i zobaczyć, w jaki sposób ci piłkarze pomogli Górnikowi w utrzymaniu, gdzie są teraz i jak sobie radzą. W zasadzie jedynie Kante prezentuje się nieźle w Płocku. Oczywiście nie oceniam i nie życzę źle tym piłkarzom, ale Górnikowi nie pomogli. Chodzi mi o to, jak do pewnego momentu wyglądały kwestie organizacyjne w klubie. Polityka transferowa prowadzona za czasów trenera Ojrzyńskiego w dużej mierze przyczyniła się do spadku.

Trener uważa, że jego zwolnienie nastąpiło przedwcześnie, że opanowałby sytuację. Mówił o tym choćby w dużym wywiadzie na "Weszło".

- Dobrze, porozmawiajmy w takim razie o faktach. Leszek Ojrzyński w sezonie, w którym został zwolniony, prowadził zespół łącznie w 21 meczach. Zdobył 22 punkty. Utopią jest mówienie, że powinien zdobyć komplet, ale załóżmy, że wygrałby wszystko: klub miałby wtedy 63 punkty. Prawda jest niestety taka, że wygrane były tylko 4 mecze, aż 10 razy remisował i 7 razy przegrał. Takie są fakty. Na wiosnę zdążył poprowadzić zespół w czterech meczach, zremisował tylko raz, resztę przegrał, a bilans bramkowy wyniósł 0:7. Niech mi pan powie, czy patrząc na liczby, można powiedzieć, że zwolnienie nastąpiło przedwcześnie?

Liczby mówią co innego, Ojrzyński jest jednak przekonany, że Górnik popełnił błąd, odsuwając go od prowadzenia zespołu.

- Już zapominając o samych liczbach, każdy, kto obserwował rozgrywki, widział, że gry też dobrej nie było. Zresztą, trener Ojrzyński potrafił powiedzieć, że ktoś mu źle obóz przygotował...

A to nieprawda? Zawodnicy w trakcie zimowego obozu przygotowawczego musieli stać w wielometrowych kolejkach po posiłki razem z emerytami, a podczas treningów nie mieli do dyspozycji pełnowymiarowego boiska.

- Nie było mnie wtedy jeszcze w zarządzie Górnika, więc nie mogę powiedzieć, że to ja załatwiłem taki obóz. Powiem natomiast, w jaki sposób załatwia się obozy, szczególnie w miejscach, których się nie zna. Jedzie się tam i patrzy, czy lokalizacja i warunki są odpowiednie. Z tego, co wiem, zarówno od byłego prezesa Górnika, jak i innych pracowników klubu, warunki podobno były znane wcześniej, przed wyjazdem.

To o co tutaj chodzi? Trener celowo chciał oczernić klub?

- Nie wiem, nie rozumiem tego. Faktycznie, obóz nie był trafiony, ale już pomijając kwestie organizacyjne, w dużej mierze od sposobu prowadzenia treningów zależy, jak zawodnicy przygotowali się do rundy. A informacje od zawodników są takie, że trenowali bardzo słabo. Trudno więc było wymagać od nich siły.

Bądźmy poważni, zawodnicy nie są od oceniania pracy trenera.

- Nie są, zdecydowanie, dlatego nie mówię o ocenie trenera przez zawodników, tylko o fakcie, że mało trenowali. To nie jest ocena. W drużynie było wielu piłkarzy, którzy w przeszłości grali w najróżniejszych klubach. Mogli więc dokonać porównania, jak ciężko pracowali. O tym obozie mówiło się, że była to jedna wielka klapa, ale ja wywiadem trenera Ojrzyńskiego byłem zaskoczony. W tak łatwy sposób przerzucić na klub całą odpowiedzialność?

Sprawa sądowa, którą założył wam trener Ojrzyński, była koniecznością? Nie mogliście zamknąć tematu zaległości finansowych bez konieczności spotykania się w sądzie?

- Może nie byłoby takiej konieczności, gdyby trener Ojrzyński za wszelką cenę do tego nie parł. Górnik nigdy nie twierdził, że nie jest zobowiązany do zapłaty tych pieniędzy.

No a płaciliście w terminie to, co mieliście trenerowi zapłacić?

- Górnik nie jest już dłużny Leszkowi Ojrzyńskiemu ani grosza. Natomiast powiem tak: była to specyficzna sytuacja. Zespół spadł, mamy mniej pieniędzy w budżecie, musieliśmy obniżyć ceny biletów, siłą rzeczy nie spodziewaliśmy się takich przychodów jak w ekstraklasie. W związku z tym zarząd potrzebował czasu, żeby wyjść z tych zobowiązań. Gdyby klub miał pieniądze, aby od razu zaspokoić roszczenia trenera, na pewno by to zrobił. Leszek Ojrzyński, który tak strasznie ocenia Górnika, nie poprzestał tylko na sprawie sądowej. Mówię o wystąpieniu do Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN oraz do Komisji Dyscyplinarnej.

Pisał do wspomnianych komisji oficjalne wnioski?

- Tak.

Widocznie w różnych źródłach chciał wywrzeć na Górniku presję, bo te pieniądze mu się po prostu należały.

- Nigdy nie twierdziliśmy, że się nie należały, były przecież zapisane w dokumentach. Trener złożył wspomniane pisma już po tym, jak dostał od nas pierwszą ratę zaległych pieniędzy. Leszek Ojrzyński w wywiadzie mówi, że za pracę w poprzednim klubie też nie dostał pieniędzy, ale tamta sytuacja była w porządku, bo tam się z nim o tym rozmawiało. My jesteśmy w porządku, bo go spłaciliśmy.

Jak to było z Arminem Cerimagiciem?

- Zastanawiało mnie, jak w ogóle ktoś mógł napisać, że Górnik strzelił sobie w tej sytuacji w kolano? Cerimagić został wystawiony na listę transferową. Osobiście poinformowałem o tym dzień wcześniej jego agenta. Tuż przed wyjazdem na zgrupowanie została nam przekazana informacja, że zawodnik jest chory. W tym samym czasie w prasie ukazała się wiadomość, że Cerimagić związał się z GKS-em Katowice. Miał do tego prawo, bo zostało mu tylko pół roku kontraktu z nami. Pojawiła się propozycja wcześniejszego przejścia do Katowic. Nie widzieliśmy nic przeciwko, ale mieliśmy dwa warunki: musiałby być to transfer definitywny - i tu się szybko dogadaliśmy - oraz piłkarz nie mógłby zagrać przeciwko nam w lidze. Tutaj negocjacje trwały dłużej.

Publikacje w prasie były inspirowane i miały być naciskiem na was?

- Pojęcia nie mam, to nie miało akurat dla nas kompletnie żadnego znaczenia. Znaliśmy sytuację, wiedzieliśmy o co nam chodzi i o co toczy się gra. Wyszło na nasze.

Co się stanie, jeśli nie awansujecie w tym sezonie do ekstraklasy?

- Wciąż jesteśmy w grze i bardzo liczymy na awans. Walczymy, ale gdyby się okazało, że się nie uda, zrobimy wszystko, by awansować w kolejnym sezonie.

Frekwencję na stadionie macie imponującą, ekstraklasową. Czujecie ciśnienie ze strony kibiców?

- Czujemy, ale to ciśnienie jest mobilizujące. Zresztą, sami sobie je napędzamy, bo naszym celem jest awans. Miejsce Górnika jest w ekstraklasie. Doskonale wiedziałem, do jakiego klubu przychodzę.

Rozmawiał Paweł Kapusta - zobacz inne teksty autora

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Czy Górnik Zabrze awansuje w sezonie 2016-17 do ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×