Duże wydarzenia sportowe stają się w ostatnim czasie gigantycznym wyzwaniem dla ich organizatorów. Wszystko z powodu obaw przed zamachami terrorystycznymi. Nie zawsze, niestety, udaje się uniknąć najgorszego. W listopadzie 2015 r. terroryści uderzyli w Paryżu, przy okazji meczu Francja - Niemcy. W kwietniu br. doszło do ataku na autokar Borussii Dortmund.
Z kolei w ostatni weekend w Turynie - podczas oglądania finału Ligi Mistrzów w strefie kibica - rannych zostało ponad 1500 osób. Nie było zamachowca, nie było ataku, był za to potężny strach niewinnych ludzi przed terrorystami i - w efekcie - wybuch paniki.
Michał Fabian, WP SportoweFakty: W sobotę na PGE Narodowym odbędzie się mecz z Rumunią, wkrótce organizujemy dużą imprezę - młodzieżowe ME. Czy po ostatnich wydarzeniach w Paryżu, Dortmundzie czy Turynie kibice w Polsce mogą czuć się bezpiecznie?
Generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM: Po pierwsze, obiekty sportowe są mocno chronione, zresztą zauważmy, że żaden zamach nie był przeprowadzony na stadionie, tylko gdzieś przy wyjściu ze stadionu. Największe straty pojawiają się wtedy, gdy ludzie wpadają w panikę, zachowują się w sposób niekontrolowany. To uwaga do służb, żeby uczyły się tego, jak można kierować tłumem i uwaga do ludzi, żeby nie popadali w negatywne emocje, nawet jeżeli coś się dzieje. Bo przez taką panikę można spowodować większą stratę, niż mogliby sobie to wymarzyć terroryści, organizując jakieś spektakularne zamachy.
Czy terroryści mogą obrać za cel polskie obiekty sportowe?
Tak naprawdę Polska nie jest na głównym celowniku terrorystów. Te wydarzenia, które będą miały miejsce w Polsce - mecz z Rumunią czy młodzieżowe mistrzostwa Europy - mają duże znaczenie dla nas, ale jakimś szerokim echem się nie odbijają. A terroryści karmią się przede wszystkim rozgłosem medialnym. To, kogo bardziej obawiam się na stadionach, to kiboli.
ZOBACZ WIDEO: Wybuchy w Dortmundzie. Co wiemy?
Dlaczego?
To jednak oni powodują większe straty, także straty wizerunkowe. Oglądałem film zrobiony przez człowieka, który walczy z terroryzmem, ekstremizmem islamskim, a który sam jest muzułmaninem i nie pochodzi z Polski. To, co pokazywał, było zadziwiające. Chociażby zachowanie kibiców na meczu we Wrocławiu, gdzie śpiewali wulgarne teksty pod adresem islamu, religii. Zdałem sobie sprawę, że jeśli ktoś na nas ściąga zagrożenie, to w mniejszym stopniu obecność polskich żołnierzy za granicą, a w większym stopniu tego typu postawy, które są faszyzujące i nie mają nic wspólnego z troską o bezpieczeństwo naszego państwa.
Ostatnio w Turynie doszło do tragedii, za którą nie stoją terroryści. Jedni mówią o wybuchu petardy, inni o okrzyku "bomba". Wybuchła panika, w wyniku której ucierpiało ponad 1500 osób.
To wydarzyło się w strefie kibica, a nie na stadionie. Stadiony są jednak takimi twierdzami, które są w Europie chronione. W Polsce może mniej, bo jakimś dziwnym trafem niestety race są wnoszone. To już jednak pytanie do organizatorów, kogo dopuszczają do zabezpieczenia imprez. To także ostrzeżenie dla tych, którzy mają takie "genialne" pomysły, jak chociażby kibice Legii, którzy opanowali centrum Warszawy (po zdobyciu przez drużynę mistrzostwa Polski - przyp. red.). Też kibicuję Legii, lubię ten klub, ale to zachowanie było skandaliczne. Policja, służby powinny być dużo bardziej skuteczne. Wybuchy petard trudno odróżnić od rzeczywistych strzałów.
Jak się zachować w sytuacji, gdy wybucha panika?
Gdy coś się dzieje, po pierwsze nie ma co być w tłumie, ale też z tego tłumu nie ma co uciekać w taki sposób, by tratować się nawzajem i deptać. Ważne, żeby zachować spokojne myślenie. Jeżeli jest możliwość, to należy wyjść z tłumu, ukryć się i przejść gdzieś na bok. A nie na zasadzie - wpadam w panikę, potęguję chaos, krzyczę, wrzeszczę i nakręcam innych ludzi do niekontrolowanych zachowań. Zawsze w takich sytuacjach dobrze, gdy objawi się jakiś prawdziwy lider, ktoś, kto potrafi zapanować nad innymi i zawołać głośno: "Spokojnie, nic się nie dzieje, zobaczymy, co jest grane". Ludzie, którzy tracą przewodnika stada, zachowują się jak spłoszone bydło.
CZYTAJ TAKŻE Tragedia w Turynie. Jerzy Dziewulski: Jesteś nikim. Częścią chodnika
Nie znajdujemy się na pierwszej linii zagrożenia terrorystycznego. Czy taki stan może doprowadzić do spadku czujności wśród służb, organizatorów imprez, a także samych kibiców?
Zdecydowanie ma pan rację. Nieraz w czasie wykładów ze studentami, czy przed Euro 2012, czy przed szczytem NATO, miałem wrażenie, że polskie służby umówiły się z terrorystami na Stadionie Narodowym. Bo zamiast prawdziwych, trochę nieprzewidywalnych scenariuszy ćwiczeń, mieliśmy do czynienia z kilkoma pokazami na Stadionie Narodowym. Najpierw GROM-u, potem żandarmerii, potem policji, dokładnie w tym samym miejscu. Pokazywali, jak będą walczyć z aktami terroru, a to wszystko pod czujnym okiem wszystkich kamer i wszystkich mediów. Nie o to w tym chodzi. Potrzebne jest ćwiczenie koordynacyjne, które jest o wiele bardziej realne. Potrzebne jest myślenie o tym, że coś naprawdę może się stać.
Znów wspominam o organizatorach różnego rodzaju imprez masowych - i piłkarskich, i hokejowych, bo głównie jestem kibicem hokeja. Dochodzi czasem do sytuacji, że jakimiś bocznymi drzwiami, nie wiadomo jak, wpuszcza się ludzi z racami... "No bo tam przemycą parę rac, wystrzelą sobie, coś tam sobie zrobią". Nie przyjdzie takiemu durniowi do głowy, że nie wie, kogo wpuszcza, dla kogo daje takie przyzwolenie. I że równie dobrze jak race, mogą być przemycone na obiekty sportowe bomby. Trzeba być czujnym. Nie może mieć miejsca takie polskie przyzwolenie na łamanie obowiązujących procedur w sytuacji aktualnego zagrożenia. Coś, co wydaje się żartem, może stać się ogromną tragedią.
Przed Euro 2012 obawiano się w Polsce zamachu, ale imprezę przeprowadzono bezpiecznie.
Nic się nie wydarzyło, bo nas nikt nie zaatakował. Nie słyszeliśmy o żadnych sygnałach, że były podejmowane jakieś próby i zostało to udaremnione. Trzeba zbudować system, zanim dotkną nas takie nieszczęścia jak chociażby naszych zachodnich partnerów. Z pewnością to, co jest standardem, nie powinno być powodem do nadzwyczajnej dumy, prężenia muskułów i udawania, że terroryści się nas boją i nas nie ruszą. Standardem jest to, że imprezy mają być dobrze zabezpieczone. Ten moment sprawdzianu jeszcze nie nadszedł, stąd też trzeba naprawdę z pokorą patrzeć na to, co dzieje się chociażby teraz w Wielkiej Brytanii. I jednak przygotowywać się na trudne scenariusze, gdzie poziom komunikacji będzie miał kluczowe znaczenie dla powstrzymania terrorystów albo chociażby nawet zmniejszenia skutków takiego ataku terrorystycznego. Bo jeżeli wyjdzie to spod kontroli, to może się okazać, że - powiedzmy - w efekcie samego zamachu zginęło kilka osób, a w efekcie paniki kilkadziesiąt. Musimy mieć tego świadomość. W tym względzie szczególnie niepokojący staje się brak kontroli służb nad pseudokibicami, organizacjami kibolskimi, które w ostatnich miesiącach uzyskały większe przyzwolenie na to, by takie różnego rodzaju działania prowokować, a tylko dlatego, że w jakiś sposób wydają się obecnej władzy bardziej użyteczne i przychylne.
Co powie pan tym kibicom, którzy posiadają bilety na najbliższe mecze w Polsce, ale po ostatnich wydarzeniach w Europie mają pewne obawy o swoje bezpieczeństwo?
Podkreślam jeszcze raz, mniej się obawiam terrorystów, a bardziej obawiam się kiboli. Dla mnie to jest niesamowite, że nawet w hokeju, gdzie nie ma aż takiej masy, można jeździć tylko na niektóre spotkania, a na niektóre jest wręcz zakaz przyjazdu kibiców z innego klubu, bo jest od razu zagrożenie. Nie jestem fanem Jacka Kurskiego, ale przepraszam - jeśli kibicuje Lechii i podnosi sobie flagę Lechii, to dlaczego ma być od razu zwyzywany? Mam przyjaciół, którzy kibicują różnym klubom. Spotykamy się na meczach, siedzimy obok siebie i każdy krzyczy za swoim klubem. Kiedy Ciarko Sanok grał o tytuł mistrza Polski z GKS-em Tychy, to ja w Sanoku kibicowałem Tychom w koszulce Tychów, jeździłem po lodowisku w koszulce Tychów, grałem tam mecz. I nikomu to specjalnie nie przeszkadzało. Kiedy byłem w Niemczech i patrzyłem na mecze piłkarskie, widziałem, że kibice różnych klubów potrafią siedzieć w jednym pubie i pić piwo. I każdy swojemu kibicował. Myślę, że tu jest największe zagrożenie, jeżeli chodzi o polskie realia. Tu dochodzi już nawet do morderstw czy ciężkich okaleczeń. Tutaj mamy tych prawdziwych terrorystów. I z tym musimy sobie dać radę. A jeśli to zrobimy, to łatwiej będzie nam nauczyć ludzi reagować na prawdziwe wyzwania, które mogą pojawić się w związku z terroryzmem ze świata ekstremalnego islamizmu, który dotarł już do Europy i może dotrzeć do Polski.