FC Barcelona zagrała na stadionie Sportingu Lizbona poprzednio w 2008 roku. Mecz zakończył się kosmicznym rezultatem 5:2. Minęła niemal dekada i w jedenastce gospodarzy ostał się jeden piłkarz, który pamiętał lanie z perspektywy boiska. To Rui Patricio, którego zadaniem było odpowiednie zmobilizowanie obrońców, by nie doszło do powtórki. Do kolejnego pogromu owszem nie doszło, ale zapunktować lizbończykom także się nie udało.
Drużyna z Portugalii nie przebierała w środkach. Już w 6. minucie Gelson Martins dostał żółtą kartkę, a FC Barcelona miała na początku spotkania serię stałych fragmentów. Sporting dał do zrozumienia przedstawicielowi Primera Division, że będzie walczyć o każdy centymetr boiska.
Dopiero po kwadransie drużyny podkręciły tempo i położyły większy nacisk na atakowanie niż faulowanie. Ciepło było po stałych fragmentach. Pierwsza składna akcja zakończona celnym strzałem została zbudowana przez FC Barcelona. W 28. minucie Luis Suarez dostał podanie za plecy obrońców Sportingu, po czym przegrał pojedynek sam na sam z Rui Patricio.
Zarysowała się mała przewaga zespołu z Katalonii. Sporting cofnął się w jedenastu za linię piłki i czekał na możliwość wyprowadzenia kontrataku. Efektem tego klinczu była niewielka liczba celnych strzałów w kwadransie przed przerwą. Starał się Luis Suarez, od czasu do czasu pokazywali się Andres Iniesta oraz Lionel Messi. Argentyńczyk mógł śmiało zdobyć gola w 42. minucie, ale jego strzał zablokował genialnie Fabio Coentrao.
ZOBACZ WIDEO Specjalnie dla WP SportoweFakty! Spiker Napoli wspiera Milika. Po polsku!
Sporting stracił w pierwszej połowie napastnika. W kuriozalnych okolicznościach. Seydou Doumbia zrobił sobie krzywdę, kiedy symulował faul. Za Iworyjczyka wszedł z ławki rezerwowych Bas Dost.
W 49. minucie FC Barcelona wyszła na prowadzenie. Pomógł jej przeciwnik. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego zakotłowało się w polu karnym Sportingu. Piłkę do własnej bramki wpakował w tym zamieszaniu Sebastian Coates. Rodaka "wrobił w swojaka" Luis Suarez. Urugwajczyk przestawił obrońcę w miejsce, gdzie spadnie futbolówka.
Sporting znalazł się w nowej sytuacji i nie potrafił zareagować. Starannie przygotowany plan na spotkanie rozsypał się i po stracie gola gospodarze nie odpowiedzieli celnym strzałem do 73. minuty. W niej Bruno Fernandes powinien uratować punkt lizbończykom, ale mając przed oczami jedynie Marca-Andre ter Stegena, huknął prosto w niego.
W drugim meczu Juventus pokonał 2:0 Olympiakos Pireus. Trener Massimiliano Allegri miał nosa, ponieważ pierwszego gola strzelił krótko po wejściu na boisko z ławki rezerwowych Gonzalo Higuain. Wynik ustalił Mario Mandzukić. W tabeli prowadzi FC Barcelona z sześcioma punktami. Po trzy "oczka" mają Sporting i Juventus.
Sporting Lizbona - FC Barcelona 0:1 (0:0)
0:1 - Sebastian Coates (sam.) 49'
Składy:
Sporting: Rui Patricio - Cristiano Piccini, Sebastian Coates, Jeremy Mathieu, Fabio Coentrao (74' Jonathan Silva) - William Carvalho, Rodrigo Battaglia - Gelson Martins, Bruno Fernandes, Marcos Acuna (73' Bruno Cesar) - Seydou Doumbia (44' Bas Dost)
Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Nelson Samedo, Gerard Pique, Samuel Umtiti, Jordi Alba - Ivan Rakitić, Sergio Busquets, Sergi Roberto (87' Andre Gomes) - Lionel Messi, Luis Suarez (89' Aleix Vidal), Andres Iniesta (80' Paulinho)
Żółte kartki: Martins, Coentrao, Doumbia, Acuna, Piccini, Coates (Sporting) oraz Samedo, Vidal (Barcelona)
Sędzia: Ovidiu Hategan (Rumunia)
Juventus Turyn - Olympiakos Pireus 2:0 (0:0)
1:0 - Gonzalo Higuain 69'
2:0 - Mario Mandzukić 80'
# | Drużyna | M | Z | R | P | Bramki | Pkt |
---|---|---|---|---|---|---|---|
1 | FC Barcelona | 6 | 4 | 2 | 0 | 9:1 | 14 |
2 | Juventus Turyn | 6 | 3 | 2 | 1 | 7:5 | 11 |
3 | Sporting Lizbona | 6 | 2 | 1 | 3 | 8:9 | 7 |
4 | Olympiakos Pireus | 6 | 0 | 1 | 5 | 4:13 | 1 |
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)