Kamil Kołsut z Turynu
To była egzekucja. Kalidou Koulibaly wzbił się w powietrze na 2,5 metra i spadł na turyńczyków niczym bombowiec, atomowym strzałem niemal rozrywając siatkę. Mecz chylił się ku końcowi, a Senegalczyk ukarał marzących o remisie turyńczyków (przez cały mecz nie oddali celnego strzału!) za minimalizm. Jakby chciał tym golem zakrzyknąć: "Hej, Juventusie, zabierzemy ci scudetto! Hej, Polsko, tak samo ugodzę cię na mistrzostwach świata".
Dziennikarz calciomercato.it Lorenzo Bettoni dzień wcześniej przekonywał mnie, że ten mecz to ostatnia szansa, by walka o mistrzostwo rozgorzała na nowo. I udało się. Liderów tabeli znów dzieli tylko punkt, zespół zszokował Włochy.
Dobra zmiana
Nie byłoby tego przewrotu, gdyby nie Polacy. Niedzielny mecz oglądaliśmy w towarzystwie kibiców Juventusu. Kiedy Arkadiusz Milik wszedł do gry, przez bar wypchany kibicami przetoczył się złowrogi szept. Nie minęło kilkanaście minut i Włosi zaczęli mruczeć: "Polacco, polacco", bo na boisku dołączył do niego Piotr Zieliński. Wiedzieli, że właśnie ze strony naszych piłkarzy czeka ich największe zagrożenie.
Nie, Milik i Zieliński nie wybiegali tego zwycięstwa samodzielnie, nie zagrali meczu życia. Zostańmy na ziemi. Sarri, wpuszczając ich na boisko, wtłoczył jednak w żyły skostniałego Napoli świeżą krew. A tej nepolitańczycy z tygodnia na tydzień potrzebują coraz bardziej.
As z rękawa
Wybór między Zielińskim a Markiem Hamsikiem był jedynym znakiem zapytania, który przed meczem postawili przy składzie Napoli dziennikarze. Słowak od tygodni nie jest sobą, kibice chcą posadzić go na ławce, ale u Sarriego jest jak u Franciszka Smudy: bez zmian. I Polak w niedzielę rolę rezerwowego odegrał już po raz dwudziesty pierwszy.
ZOBACZ WIDEO SSC Napoli nadal w grze o tytuł. Arcyważne trafienie Koulibaly'ego z Juventusem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Milik miał być asem w rękawie. Gościem, który wniesie do ataku Napoli ożywczy powiew i rozszerzy wachlarz możliwości taktycznych. Udało się, Polak przez pół godziny zrobił pod bramką Juventusu więcej niż czekający na gola od siedmiu kolejek Mertens. Wszystko wskazuje więc na to, że w tygodniu dyskusja o kadrowych wyborach Sarriego rozgorzeje na nowo.
Czekanie na chwałę
Kiedy piłkarze Napoli wylatywali na mecz do Turynu, na lotnisku żegnały ich tłumy. Kibice czują, że to jest ten moment, to jest ich szansa; do mistrzostwa Włoch tęsknią przecież od trzydziestu lat. Niedzielny wynik pozwala im marzyć, a na Juventus zrzuca presję. Dziś to neapolitańczycy są myśliwym, oni gonią zwierzynę.
My finiszem walki o scudetto możemy bawić się w komforcie, bo tytuł po kilkudziesięciu latach przerwy znów wpadnie w ręce Polaka. Mistrzem będzie albo duet z Neapolu, albo rozpychający się coraz śmielej w bramce Juventusu Wojciech Szczęsny.
Przed meczem pytaliśmy kibiców o naszego bramkarza. Mówili zgodnie, że to "ich wielka nadzieja", "godny następca Buffona" i "jeden z najlepszych golkiperów w Europie". Nawet kandydat na legendę klubu. Pierwszą znad Wisły, bo na dźwięk nazwiska "Boniek" fani Juventusu tylko się obruszają. Mówią, że to "zdrajca" i już dziś, po roku wspólnego pożycia, Szczęsny znaczy dla nich więcej niż dawna gwiazda polskiej piłki.
Autor na Twitterze: