Ivan Runje: Nie żałuję, że zostałem w Jagiellonii. Mogę tu nawet skończyć karierę

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Wróćmy jeszcze na chwilę do zimowego okna transferowego. Jak odbierał pan "panikę" kibiców, kiedy ogłosił pan możliwość odejścia do Al Ittihad?

Rozumiałem to bardzo dobrze. To mój trzeci sezon tutaj, w którym gram prawie wszystko. Czuję duży szacunek od prezesa, przez trenera, po kibiców. Wiem, że wszyscy mi ufają. Dla mnie to naprawdę wiele znaczy. Niby jestem Chorwatem, a tu mnie każdy traktuje jak swojego. I na szczęście dla wszystkich zostałem, chociaż nikt oczywiście nie wie co będzie za kilka miesięcy, rok.

Nie słychać w panu żalu do losu, że nic z tego nie wyszło.

W tym momencie jestem bardzo szczęśliwy, że tak się wszystko potoczyło i nadal jestem tutaj. Czasem żartuję, że lepiej może było tam trafić, bo skoro zwolnili Slavena Bilicia, to może i ze mną rozwiązaliby od razu umowę, a ja z całymi pieniędzmi wróciłbym do Jagiellonii. A poważnie, Białystok to szczególne miejsce, bardzo podoba się też mojej rodzinie. Mogę więc tu zostać nawet do końca kariery. Jeśli tak się potoczy przyszłość, to na pewno nie będę żałował. Chociaż zobaczymy co przyniesie czas.

A rozmawiał pan ze Slavenem Biliciem o powodach fiaska tamtego transferu do Arabii?

Tak, Bilić dzwonił do mnie bardzo często. Byliśmy w kontakcie praktycznie codziennie. Dopytywał mnie ciągle o sytuację, wydawało się, że tam trafię. Problem jednak w tym, że nie miał wyników, a to największy klub Arabii Saudyjskiej, więc presja ogromna. Kibice, działacze naciskali na niego, by kupił gwiazdę, a nie jakiegoś chłopaka z polskiej Jagiellonii. Kogoś kto ich wyciągnie z ostatniego miejsca. Bilić wiedział jaki jestem, podkreślał że zna moją jakość i bardzo mnie chciał. Nie mógł jednak przekonać ludzi w tym klubie, bo ci bali się reakcji fanów na taką "niespodziankę". No i wreszcie sprowadzili nazwiska: kupili na przykład Prijovicia za 20 milionów euro, 3-4 innych za duże sumy. Nie ma już o czym mówić.

ZOBACZ WIDEO Andrew Cole dla WP SportoweFakty: Bratanek dał mi szansę żyć 

By - jak się wydawało - pożegnać się z kibicami Jagi, wrócił pan po kontuzji w trybie przyspieszonym. Zresztą ogólnie mam wrażenie, że o tych pana "comeback'ach" można by napisać książkę.

Cóż, to jest moje ryzyko, ale też i odpowiedzialność, o której mówiłem. Jeśli walczymy o coś ważnego, to nie może mnie zabraknąć na placu gry. Siedzieć na ławce rezerwowych czy trybunach to najgorsze co może mnie spotkać. I zespół, bo przecież dotąd opuściłem tylko 10-15 meczów, a wygraliśmy może z 2 z nich. Dlatego mecz przed telewizorem nie jest dla mnie. To nie skończy się dla nikogo dobrze. Chcę pomagać zespołowi, kiedy tylko dam radę. Co prawda, nasz doktor często mówi żebym jeszcze poczekał, ale ja najlepiej znam swoje ciało i wiem, czego potrzebuje. Chociaż proszę nie odebrać źle tych słów, bo nasz lekarz jest bardzo pomocny - to dzięki jego terapii czy zastrzykom wracałem tak szybko i mogłem grać.

"Słynne" kolano często panu dokucza?

Czasem mam z nim problem. To stara sprawa, sprzed około dziesięciu lat. Ono potrafi się odezwać raz na jakiś czas, ale znam je już doskonale. Wiem kiedy mogę grać czy trenować, a kiedy nie. Zresztą mam taki charakter, że zawsze chcę pomóc drużynie.

Ten charakter to narodowa cecha Chorwatów, ludzi urodzonych na Bałkanach?

Tak, my mamy taką "gorącą krew". Teraz można to zauważyć, bo jest u nas dużo "bałkańców". Ma to na pewno swoje plusy i minusy. Jak nie ma wyników, to oczywiście tylko to drugie - wtedy mówi się, że lepiej byłoby jakby grali Polacy, a nie obcokrajowcy.

Ostatnio często to słyszycie.

Dziwne, że wcześniej jak były dobre rezultaty, to nikt nic nie takiego mówił... Cóż, ja mogę zapewnić, że wszyscy z nas są dobrzy, chociaż mam nadzieję, że latem kupimy z 5 dobrych Polaków i każdy będzie zadowolony. Natomiast mogę uspokoić ludzi, mówiąc że na pewno nie mamy żadnych problemów ze sobą. W szatni, na boisku jest "ok" pomiędzy każdym - niezależnie od narodowości.

A wie pan, że przeczytałem w internecie taki komentarz jednego z waszych kibiców: "Jak ma być zgoda w drużynie, skoro gra w niej Chorwat Ivan Runje i Serb Marko Poletanović".

Nieeeee, niech pan nie żartuje. Na boisku takie rzeczy nie istnieją, w sporcie nie ma na to miejsca. To co było, to było. Te wydarzenia miały miejsce 20-30 lat temu.

Pamięta pan tamte czasy?

Ja właśnie wtedy się urodziłem. Tego nie da się zapomnieć, nie można. Za dużo się wydarzyło, ginęli ludzie. Przecież mój ojciec też tam był, walczył. To na zawsze zostanie w naszej pamięci, ale dziś... Co z tego mamy ja, Marko albo Mitrović czy Scepović? To nie nasze sprawy. Pamiętamy to wszystko, szanujemy, ale mamy to już daleko za sobą. Jesteśmy dobrymi kolegami.

Czytaj także: Ivan Runje nie zostawia suchej nitki na naszej lidze 

NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O TYM, CZY BYŁA MOŻLIWOŚĆ, BY RUNJE TRAFIŁ DO LEGII, A TAKŻE O WSPOMNIENIACH CHORWATA Z NAJGORĘTSZYCH DERBÓW, W KTÓRYCH GRAŁ ORAZ WYSTĘPÓW W LIDZE MISTRZÓW I REPREZENTACJI
Czy Ivan Runje jest najlepszym obrońcą w Lotto Ekstraklasie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×