Lotto Ekstraklasa. Michał Kopczyński: Nie pojechałem do Nowej Zelandii na wycieczkę krajoznawczą
Najpierw był zapomniany, potem był bohaterem, potem znowu o nim zapomniano. Dziś Michał Kopczyński wraca do Legii Warszawa, by udowodnić swoją wartość. Ale sam nie wie, na jak długo.
"Kopa" swój najlepszy czas przeżywał dwa lata temu, gdy został podstawowym zawodnikiem Legii. - Gra u boku Vadisa i Thibault sporo mi dały. Ta szansa przyszła w najlepszym momencie, graliśmy w Lidze Mistrzów, lepiej nie mogłem sobie tego wymyślić - mówi.
W pewnym momencie stał się ulubieńcem fanów, którzy wymarzyli sobie wychowanka w drużynie. A przecież "Kopa" w Legii grał od 8. roku życia. Spełniał więc marzenia swoje i kibiców. Tyle, że w pewnym momencie coś zgasło. - Po tym sezonie w Lidze Mistrzów przyszedł gorszy czas. Sporo się zmieniało, przyszli nowi zawodnicy, poszedłem w odstawkę i znalazłem miejsce gdzie indziej. Życie piłkarza... nie wiem, może oczekiwania wzrosły, może ja miałem słabszy okres. Nie potrafię wskazać jednego powodu - przyznaje.
ZOBACZ WIDEO Karol Bielecki: Więcej w karierze przegrałem niż wygrałem [cała rozmowa]Spędził rok w Nowej Zelandii, w klubie z Wellington, który gra na co dzień w lidze australijskiej.
- Nowa Zelandia to piękny kraj, ale nie pojechałem tam jako turysta. Bardzo ciężko pracowałem. Oczywiście czołówka ligi nowozelandzkiej to taki poziom polskiej I ligi, z kolei topowe drużyny Australii powalczyłyby o puchary w Polsce, nawet o tytuł mistrzowski. Jest tu wielu zawodników, którzy mają fajną przeszłość, ale zwykle uzupełnienia składu są dość przeciętne - mówi Kopczyński.
Zawodnik Legii przyznaje, że jadąc do Nowej Zelandii doskonale wiedział, co robi. Wiedział też, że dla większości stanie się niewidzialny.
- Prawda jest taka, że nikt w Polsce ligi australijskiej nie ogląda. Zniknąłem z radaru, ale zrobiłbym to jeszcze raz. To był świetny wybór pod każdym względem - zapewnia.
I żeby było jasne, nie tylko pod względem turystycznym. - Myślę, że rozwinąłem się jako piłkarz. Grałem w ustawieniu 3-5-2 na lewej stronie w trójce środkowych obrońców. Odpowiadała mi ta gra, mogłem wykorzystać swoje walory defensywne. Walka w powietrzu, odbiór, to jest to, co umiem. Dziś w Legii jestem gotowy do wstępowania na obu pozycjach, zarówno stopera jak i defensywnego pomocnika. Wyżej niekoniecznie, bo jestem świadomy swoich cech. Jestem zawodnikiem typowo defensywnym - zaznacza. Może więc zwiększyć konkurencje w obronie i pomocy, ale wiele wskazuje na to, że raczej w Legii nie zostanie. Co ważne, Kopczyński sporo pracował nad lewą nogą, zostawał po treningach i z kolegami ćwiczył przerzuty. Jest więc nie tylko uniwersalny, ale i dwunożny, co jest jego dodatkowym atutem.
- Oczywiście wiem, że na tych pozycjach jest duża konkurencja, więc ciężko trenuję i jestem otwarty na to, co przyniesie przyszłość. Nie ukrywam, że jako wychowanek chciałbym grać w Legii, ale biorę pod uwagę inne możliwości. Wiele zależy od klubu, nie zamykam się - mówi.
ZOBACZ: Wielki futbol zamyka drzwi przed polskim piłkarzem
- Na pewno trochę siedzę na walizkach. Miałem telefony z różnych stron. Z Polski i zagranicy, ale jeszcze nic bardzo konkretnego. Nie zamykam się na żadną opcję. Taki wyjazd jak ten do Nowej Zelandii powoduje, że człowiek się otwiera na świat. Był nawet temat mojego pozostania w Wellington Phoenix, ale ostatecznie się nie zdecydowałem. Zresztą w klubie się trochę pozmieniało, przyszedł nowy trener, więc ostatecznie dobrze się stało - zaznacza.
ZOBACZ: Polska Ekstraklasa na marginesie Europy
Po powrocie do klubu zastał inną rzeczywistość niże tę, z której wyjeżdżał. Kilku zawodników uważanych za ikony musiało pożegnać się z Łazienkowską 3. - Jeszcze jako młody zawodnik chodziłem na Legię oglądać "Rado". Ciężko wyobrazić sobie Legię bez niego czy "Kuchego". Ale taka jest kolej rzeczy, że następuje zmiana warty. A czy powinien grać wychowanek? Liczą się umiejętności. Ja bym chciał być ważnym elementem drużyny, ale to trzeba udowodnić - mówi.
Podczas zgrupowania w Warce musiał pokazać trenerowi Aleksandarowi Vukoviciowi, że wie, co znaczy ciężka praca. W końcu "Vuko" wyraźnie zaznaczył, że w Legii trzeba "zap********".
- Pracy się nie boję, zawsze byłem od biegania i czarnej roboty, więc to dla mnie kluczowe. Rozmawiałem z trenerem, chce mnie zobaczyć, czekam na większą rozmowę - zaznacza Kopczyński.