PKO Ekstraklasa. Piast Gliwice - Wisła Płock. Radosław Sobolewski, czyli maszyna pracuje

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Radosław Sobolewski
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Radosław Sobolewski

"Nie wp*** się, jak maszyna pracuje!" - usłyszał kiedyś od Radosława Sobolewskiego Sebastian Mila. Maszyna nadal pracuje, tylko w innym trybie - w niedzielę jeden z najbardziej charyzmatycznych polskich piłkarzy zadebiutował jako trener Wisły Płock.

Nikt w polskim futbolu nie zna nowego trenera Nafciarzy tak dobrze jak Bogusław Kaczmarek. 71-letni dziś szkoleniowiec od ponad dwóch dekad jest obecny w życiu Radosława Sobolewskiego, a on sam wiele mu zawdzięcza.

Nie będzie przesadą stwierdzenie, że gdyby nie Kaczmarek, Sobolewski nie miałby na koncie czterech mistrzostw Polski, 32 występów w reprezentacji Polski i udziału w mundialu, nie cieszyłby się mianem legendy Wisły Kraków i nie zadebiutowałby w niedzielę jako szkoleniowiec Wisły Płock w meczu z Piastem Gliwice (0:1). Więcej o spotkaniu TUTAJ.

Taksówkarz

W 1998 roku to dzięki Kaczmarkowi zaistniał w ekstraklasie. - Był studentem gdańskiej AWF i tam go poznałem. Grał wtedy w trzecioligowej Jagiellonii i bardzo chciałem go w swojej Wiśle, wtedy Petrochemii, Płock. Przyjechał do nas na dwudniową sesję treningową - wspomina Kaczmarek.

- Potem nagraliśmy jego występ przeciwko AZS AWF Warszawa pożyczoną od rafinerii kamerą na kasety VHS - co za czasy! Po wideoanalizie byłem już do końca przekonany. To była trzecia liga, ale Radek mądrze poruszał się po boisku, był mocny fizycznie, a jego zaangażowaniem można było obdzielić kilku zawodników - dodaje nasz rozmówca.

ZOBACZ WIDEO Fortuna Duesseldorf górą na inaugurację! Werder pokonany na własnym stadionie [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Zaczęły się jednak kłopoty. Petrochemia była już średnio zainteresowana tak ofiarnym sponsoringiem jak wcześniej i sprawa rozbijała się o pieniądze. Wtedy ofensywnie zachował się tata Radka, który był w zarządzie Jagiellonii, i wymógł na klubie zgodę na transfer. Radek przebojem wszedł do drużyny. Przeskok z trzeciej ligi do ekstraklasy nie był mu straszny - mówi "Bobo".

Sobolewski świetnie wprowadził się do ligi. Był jednym z objawień rundy wiosennej, ale Petrochemia nie obroniła się przed spadkiem z ekstraklasy. Nafciarze szybko, z "Sobolem" w roli głównej wrócili do elity, by po dwóch latach znów przejść tę samą drogę. W ekstraklasie w barwach płocczan Sobolewski już jednak nie zagrał.

Gdy w 2002 roku długo leczył poważny ścięgna Achillesa, klub chciał mu obciąć pensję. Sobolewski się postawił, a do tego w zaistniałych okolicznościach nie chciał przedłużać wygasającej niedługo umowy, więc został przesunięty do rezerw. Wtedy po raz drugi pomocną dłoń wyciągnął do niego Kaczmarek. Montował wtedy w Grodzisku Wielkopolskim drużynę na miarę ambicji Zbigniewa Drzymały.

- Doszło do mnie, że został zdegradowany do rezerw. Zadzwoniłem do niego, a on mówi, że wraca z jakiegoś Sierpca czy z innego meczu IV ligi. Spytałem, co u niego słychać, a on w przypływie szczerości mówi, że prawdopodobnie wróci do Białegostoku, da sobie spokój z piłką i zostanie taksówkarzem jak tata. Był załamany, ale przekonałem go, żeby skorzystał z mojej oferty - mówi Kaczmarek.

Maszyna pracuje

Sobolewski dopiero co uwolnił się od mobbingu w Płocku, a w Groclinie poczuł się niechciany, jeszcze zanim podpisał umowę. - Poszedł na rozmowy kontraktowe i wyszedł z nich lekko wzburzony. Jest szczery w okazywaniu uczuć i mówi do mnie: "panie trenerze, wy mnie chcecie, czy nie chcecie? Bo powiedzieli mi, że mnie nie znają, ale jeśli trener chce, żebym został, to zostanę". Jego ambicja została podrażniona, ale udało się to załagodzić - opowiada Kaczmarek.

Jesienią 2002 roku Sobolewski błąkał się po boiskach mazowieckiej IV ligi, a kilka miesięcy później był liderem wicemistrza Polski, by w sierpniu 2003 roku zadebiutować w reprezentacji Polski i od razu strzelić gola uderzeniem z dystansu.

Radosław Sobolewski podczas jednego z 32 występów w reprezentacji Polski
Radosław Sobolewski podczas jednego z 32 występów w reprezentacji Polski

- To był strzał nie w "10", a w "200"! - ekscytuje się Kaczmarek, dodając: - Radek dawał drużynie wiele w różnych aspektach. Dodawał agresję, wnosił pressing na wyższy poziom, sam potrafił utrzymać się przy piłce i miał potężne uderzenie z obu nóg. Znakomicie przyswajał taktykę. Graliśmy z wielką Wisłą Kasperczaka, w której na prawej stronie grał Kalu Uche - dla mnie jeden z najlepszych, o ile nie najlepszy cudzoziemiec w historii ekstraklasy. A Radek, w fazie obrony ustawiony na boku na Uche, "zaprzyjaźnił się" z Kalu i nie dał mu zrobić sztycha.

- Umiejętności piłkarskie to jedno, a drugie to cechy charakteru. Ma wspaniałą mentalność, wysokie morale, olbrzymią charyzmę. Był świetnym przewodnikiem po boisku dla młodego Sebastiana Mili. Przy nim i Tomku Wieszczyckim Sebek miał w Grodzisku piłkarski uniwersytet - podkreśla Kaczmarek.

Sam Mila jeden z wykładów pamięta tak: - "Nie wp*** się, jak maszyna pracuje!" - usłyszałem od "Sobola" w trakcie meczu z Herthą Berlin.

- Spróbowałem powalczyć o górną piłkę. Skoczyłem do główki, ale on zrobił to samo. Zdemolował nas obu: mnie i rywala. Nigdy nie zapomnę tej sceny, gdy obaj z tym Niemcem leżeliśmy na murawie, a "Sobol" upominał mnie, bym następnym razem zostawił mu robotę w środku pola - opowiadał Mila "Przeglądowi Sportowemu".

Pieniądze to nie wszystko

Dziś wyróżniający się ligowcy wyjeżdżają z Polski nawet po rozegraniu ledwie jednej dobrej rundy. Dlaczego Sobolewski, jedna z najlepszych "6" w historii najnowszej polskiej ligi, spędził całą karierę w kraju? W 2003 roku odrzucił ofertę 1.FC Nuernberg. Był po kilku urazach i nie czuł się na siłach, by podjąć wyzwanie w Bundeslidze.

Rok później zgłosiła się do niego Wisła Kraków, która przeżywała najlepszy okres w "erze Bogusława Cupiała". Białej Gwieździe wtedy się nie odmawiało. Na Reymonta 22 przeniósł się w tym samym "okienku" co Jakub Błaszczykowski, i stał się legendą klubu. W latach 2005-2013 rozegrał dla Wisły 246 spotkań, w których zdobył 17 bramek. Sięgnął z Białą Gwiazdą po cztery mistrzostwa Polski i Puchar Polski, był kapitanem zespołu (2010-2013).

Radosław Sobolewski jako kapitan Wisły Kraków
Radosław Sobolewski jako kapitan Wisły Kraków

Jako wiślak miał kolejne oferty. W 2005 roku Southampton dawał za niego dwa miliony funtów, ale szykujący się do kolejnego szturmu na Ligę Mistrzów Cupiał nie chciał słyszeć o stracie lidera. Potem Sobolewski mógł odejść do Trabzonsporu, ale Turcja nie była jego wymarzonym kierunkiem. Chciał awansować z Wisłą do Champions League.

- Dziś, jako starszy zawodnik, czystej motywacji mam nawet więcej niż w przeszłości. Kiedyś dochodziła do niej chęć zarabiania coraz większych pieniędzy. Teraz one odgrywają już mniejszą rolę niż to, że mogę się zrealizować. Celem jest Liga Mistrzów, to ona mnie nakręca. Jesteśmy tego bardzo blisko - mówił "Przeglądowi Sportowemu" w 2011 roku, w przededniu rewanżowego meczu z APOEL-em Nikozja, kiedy do awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów Wiśle zabrakło kilku minut.

To było jedno z ostatnich publicznych wystąpień Sobolewskiego-piłkarza. Unika mediów po konflikcie z Wisłą Płock, kiedy za rzuceie w wywiadzie, że "w klubie byli ludzie, którzy chcieli go zniszczyć", został pozwany do sądu. Sprawa ciągnęła się latami, Sobolewski przegrał i musiał publicznie przeprosić swoich byłych przełożonych.

Przez nieobecność w mediach Sobolewski jest odbierany jako gbur i odludek, ale to krzywdząca opinia. - Jego obraz jest mocno skrzywiony. To jest niesamowicie ciepły, serdeczny i otwarty człowiek. Radek jest kochany. Kiedy miałem benefis, przyjechał na imprezę z Krakowa, żeby po niej, w środku nocy wsiąść w auto i jechać na sesję do szkoły trenerów w Białej Podlaskiej. Komu innemu by się chciało? - pyta retorycznie Kaczmarek.

Buntownik z wyboru

Ale to, że Sobolewski nie udziela się w mediach, nie oznacza, że nie ma nic do powiedzenia. Kiedy wchodzi do szatni, stężenie charyzmy w powietrzu ekstremalnie wzrasta. Stawał też w obronie drużyny. Nawet przed kimś takim jak Dan Petrescu. Gorącokrwisty Rumun pomiatał wiślakami, ale ci długo zagryzali zęby. Petrescu dopiero pod koniec pracy przy Reymonta 22 postanowił wsłuchać się w głos szatni. Wyjaśnienie tego, że zbudowana niemal z samych reprezentantów Polski drużyna gra poniżej oczekiwań, było trywialne, ale Petrescu nie potrafił przyjąć go do wiadomości.

Czytaj również -> Jest życie po PKO Ekstraklasie

"Niedługo przed zwolnieniem Petrescu zebrał drużynę na boisku treningowym. Chodził od piłkarza do piłkarza z pytaniem, co jest nie tak. Niby liczył na szczerość, ale był jak bomba zegarowa, czekał na dobry moment, by wybuchnąć.

Podniósł się Sobolewski: - Trenerze, my po prostu nie wiemy, co mamy grać, jak biegać, jak się poruszać.

Rumun eksplodował gniewem, dopiero po chwili ruszył dalej i wciąż stawiał to samo pytanie" - czytamy w "Śnie o potędze" Mateusza Migi.

Kilka lat później, gdy w podobny sposób piłkarzy Wisły próbował traktować Michał Probierz, szatnia się zbuntowała, a na czele rebelii stanął właśnie Sobolewski. W tym przypadku czas nie uleczył ran. Probierz wciąż nosi w sercu zadrę i pielęgnuje w sobie urazę zarówno do Wisły, jak i do Sobolewskiego.

Gdy wiosną 2017 roku Sobolewski w zastępstwie Kiko Ramireza prowadził Wisłę w meczu z Jagiellonią Probierza, doszło do niemiłego zgrzytu - Probierz ostentacyjnie nie podał Sobolewskiemu ręki przy tradycyjnym przywitaniu. Kilka miesięcy później, przed derbami Krakowa, w których Wisłę znów miał prowadzić Sobolewski, temat odżył. Na pytanie o tamten gest, Probierz odwołał się do... "Ojca chrzestnego": - Jest taka książka Mario Puzo, która uczy, że najważniejsza w życiu jest lojalność. To są normalne koleje rzeczy. Trenerzy też się muszą szanować.

Sobolewski nie pozostał dłużny: - Proszę mi wierzyć, że to bardzo dobrze o mnie świadczy, że pan Probierz nie podał mi ręki. Co między nami zaszło? Proszę pozwolić, żeby to pozostało moją tajemnicą. Nie chcę wypowiadać się na ten temat.

Przed meczem panowie wymienili spojrzenia, ale nie podali sobie ręki, a po końcowym gwizdku Sobolewski triumfował, bo Wisła rozbiła Cracovię na jej terenie 4:1 - to było najwyższe zwycięstwo Białej Gwiazdy przy Kałuży 1 od 1931 roku.

Prosto w serce
 
Na boisku był maszyną, której lepiej się nie wtrącać, a poza boiskiem też sprawia wrażenie twardziela, ale łatwo ulega emocjom. Nim zaistniał w ekstraklasie, dwukrotnie chciał kończyć karierę. Najpierw jako 20-latek w Jagiellonii, ale nie pozwolił mu na to Ryszard Karalus, i potem jako banita w Płocku, do czego nie dopuścił Kaczmarek.

Także z drużyną narodową żegnał się dwukrotnie. Po nieudanym występie na MŚ 2006 w Niemczech chciał zakończyć reprezentacyjną karierę, ale wtedy Leo Beenhakkerowi udało się namówić go do zmiany zdania. Półtora roku później Sobolewski pozostał już nieugięty. Gdy w el. Euro 2008 zmazał plamę z mundialu, postanowił pożegnać się jako zwycięzca.

Ogłosił to dosłownie tuż po wywalczeniu historycznego awansu na mistrzostwa Europy - na płycie Stadionu Śląskiego po wygranym meczu z Belgią. - To był cios w serce. Cieszyłem się z piłkarzami na płycie boiska, a Radek położył mi dłoń na karku i powiedział: "panie trenerze, dziękuję za wszystko, to był mój ostatni mecz w kadrze". Nie dowierzałem, myślałem, że żartuje. Ale potem poprosił o rozmowę z Leo Beenhakkerem - mówi Kaczmarek, ówczesny asystent selekcjonera.

- Z Janem de Zeuwem, team managerem, odwlekaliśmy ten moment, myśląc, że Radek zmieni zdanie, ale przed treningiem w Belgradzie, przed kolejnym meczem, Radek się przypomniał i nie było odwrotu. Leo przyjął jego decyzję ze zrozumieniem i powiedział, że jeśli zmieni zdanie, to drzwi do drużyny będą przed nim otwarte. Nie chciał wrócić. Dla nas to było jak wyrwanie jednego z trzonowców. Radek był wtedy w wielkiej formie, a z Mariuszem Lewandowskim tworzył świetny duet środkowych pomocników - wspomina Kaczmarek.

Szkoła dla elity

Sobolewski jest legendą Wisły, ale w 2013 roku uznano, że nie ma już dla niego miejsca w drużynie. Podczas pożegnania z klubem rozryczał się jak bóbr. Choć miał 37 lat, chciał dalej grać w piłkę. Karierę kontynuował w Górniku Zabrze, do którego ściągnął go sam Adam Nawałka.

Maszyna była dobrze naoliwiona, bo weteran był wyróżniającym się pomocnikiem ekstraklasy przez blisko trzy sezony. Ostatni mecz w niej rozegrał 19 marca 2016 roku - mając 39 lat i 97 dni. Licznik jego występów zatrzymał się na 374, ale pewnie biłby dalej, gdyby nie uraz, którego Sobolewski doznał... podczas zajęć na kursie trenerskim w szkole PZPN.

Radosław Sobolewski podczas pożegnania z Wisłą Kraków w 2013 roku
Radosław Sobolewski podczas pożegnania z Wisłą Kraków w 2013 roku

Uczestniczył w nim jako czynny piłkarz, ponieważ PZPN umożliwił wybitnym zawodnikom nabycie trenerskich kwalifikacji w trybie przyspieszonym. Sobolewski był pierwszym rocznikiem tego kursu dla elity. Oprócz niego przystąpili do niego m.in. Arkadiusz Głowacki, Marek Saganowski, Aleksandar Vuković czy Marcin Żewłakow. Kontuzja przyspieszyła jego decyzję o przejściu na emeryturę.

Maszyna musiała przejść na inny tryb pracy. Przed sezonem 2016/2017 Sobolewski wrócił do Wisły, gdzie był asystentem kolejno Dariusza Wdowczyka, Kiko RamirezaJoan Carrillo i Macieja Stolarczyka. Dwukrotnie, po dymisji Wdowczyka (listopad-grudzień 2016) i zwolnieniu Ramireza (listopad-grudzień 2017), prowadził pierwszy zespół. Pod koniec lipca, na konferencji trenerów w Łodzi, odebrał uprawniającą do prowadzenia drużyn w ekstraklasie licencję UEFA Pro, a dwa tygodnie później został zatrudniony przez Wisłę Płock.

Czytaj również -> Prezes Wisły tłumaczy zatrudnienie Sobolewskiego

- Pracę trenerską zacznie w klubie, przez który dwadzieścia lat temu chciał kończyć grę w piłkę. Wiadomo, ludzie tam są inni, ale mógłby żywić uraz, prawda? A tego nie robi. Lubi wyzwania. To jest w ogóle nietypowy gość: manualnie jest mańkutem, ale wiodącą nogę miał prawą. Zawsze pod prąd. Podjął ważną, ale trudną decyzję, bo Wisła grała obok Arki najgorzej w lidze - mówi Kaczmarek.

Charakter Sobolewskiego idealnie oddaje to, że dzień po po tym, jak klub z Płocka przedstawił go jako swojego trenera, ten pomógł jeszcze Stolarczykowi poprowadzić Białą Gwiazdę w meczu ligowym z Górnikiem. Więcej o tym TUTAJ. Kaczmarek wierzy, że Sobolewski poradzi sobie na nowej drodze.

- Ma wszystkie atrybuty, które powinien mieć trener. Poza kwalifikacjami i bogatym piłkarskim CV to przede wszystkim bardzo inteligentny, uczciwy i dojrzały do pewnych rzeczy człowiek. Ma praktykę, bo przez trzy lata pracował jako trener w klubie ekstraklasy i do tego miał dwa epizody w roli trenera tymczasowego. Ma bardzo szeroki horyzont myślowy. Wie, czego chce, ale nie zachowuje się, jakby miał patent na mądrość, a takich ludzi w polskiej piłce jest mnóstwo - kończy mentor trenera Wisły Płock.

Źródło artykułu: