- Był to dziwny mecz, z dość sprzecznymi uczuciami wychodziliśmy po nim ze stadionu wrocławskiego. Wygraliśmy 7:2 (...), a więc wydawałoby się, że publiczność i spece piłkarscy powinni być zadowoleni. Ale przecież trzeba pamiętać o tym, że nasz niedzielny przeciwnik to drużyna jeszcze nisko notowana na międzynarodowym rynku piłkarskim. A tymczasem, mimo porażki, obnażyła ona poważne luki w polskim zespole - pisał na łamach "Trybuny Ludu", redaktor Stanisław Zaranek.
Polscy piłkarze wygrali 7:2, po bramkach Hachorka (dwie), Liberdy (dwie), Szarzyńskiego (dwie) i Baszkiewicza. Spotkanie z Izraelem obejrzało na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu aż 60 tysięcy widzów. Podczas meczu doszło do kilku incydentów, które odnotowała Milicja Obywatelska. Chodziło o wznoszenie antysemickich okrzyków. - Obywatel Komarski (zmienione nazwisko - przyp. red.), wedle świadków, krzyczał "Żydzi do gazu" - można przeczytać w jednym z milicyjnych protokołów.
51 tysięcy Żydów wyjechało z Polski
Lata 1956-59 to nie był dobry czas dla ludności pochodzenia żydowskiego. W Polsce nasiliły się nastroje antysemickie. - Z chwilą dojścia Władysława Gomułki (październik 1956 - przyp. red.) do władzy "kwestia żydowska" zaczęła odgrywać coraz większą rolę w wewnątrzpartyjnych intrygach, co powodowało równocześnie rozkwit antysemityzmu. Walka o władzę w kierowniczych gremiach wykorzystywała ludzką niechęć i fobie, mity i przesądy. Uderzono w Żydów, zarzucając im zbiorową odpowiedzialność za "wypaczenia socjalizmu" i stalinizację Polski - twierdzi Ewa Węgrzyn z Instytutu Judaistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
ZOBACZ WIDEO: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu"
W artykule "Emigracja ludności żydowskiej z Polski do Izraela w latach 1956-1959" oszacowała, że w ciągu tych trzech lat z Polski wyjechało ponad 50 tysięcy Żydów.
"Wyjeżdżali żydowscy działacze partyjni, pracownicy Urzędu Bezpieczeństwa, milicji, dyrektorzy przedsiębiorstw, których wraz z rosnącą falą antysemityzmu obarczano winą za zły stan polskiej gospodarki. Ogromną stratą dla nauki i kultury polskiej były wyjazdy osób zasłużonych w tych dziedzinach, jak np. profesora polonistyki Uniwersytetu Wrocławskiego Romana Bertisza czy kierownika Katedry Politechniki Warszawskiej Alexa Berlera, a także wielu lekarzy, inżynierów i dziennikarzy" - można przeczytać w artykule Węgrzyn.
Największa fala emigracji pochodziła z Dolnego Śląska. Tam nastroje antysemickie były najmocniejsze.
Wieczorne wyjście do opery
I właśnie tam - we Wrocławiu - Polska Zjednoczona Partia Robotnicza postanowiła zorganizować pierwsze w historii spotkanie z reprezentacją Izraela. Wymowne.
Mimo kilku incydentów, spotkanie odbyło się w pokojowej atmosferze. Pokojowo było także i przed meczem. Katowicki "Sport" donosił przed spotkaniem: "we Wrocławiu panuje szalony upał, co jednak w najmniejszym stopniu martwi piłkarzy izraelskich, przyzwyczajonych do znacznie wyższej temperatury. Program ich pobytu przewiduje przyjęcie u przewodniczącego Miejskiej Rady Narodowej, a wieczorem część graczy idzie na operę Madama Butterfly, a część wybiera się do domu modlitwy, by wziąć udział w piątkowym nabożeństwie".
Redaktor Tomasz Sobański z "Trybunu Ludu" dodawał: "Zawodnicy gości nie trenowali w przededniu meczu, nasi natomiast mieli przed obiadem lekki rozruch, a później, korzystając z ładnej pogody, wypoczywali przy pływalni Stadionu Olimpijskiego".
Sielanka. Choć polscy piłkarze mieli z tyłu głowy, że towarzyskie spotkanie z Izraelem jest tylko przygotowaniem do o wiele ważniejszego meczu z mocną Hiszpanią.
Szofer, pracownik fizyczny, rolnik, urzędnik
Ta atmosfera rozluźnienia nie podobała się francuskiemu trenerowi (był nim Jean Prouff) współpracującemu z naszą kadrą. Na łamach "Trybuny Ludu" mówił: "poważnym mankamentem jest zbyt duża ilość ludzi towarzyszących piłkarzom i za mały spokój niezbędny w ośrodku przygotowawczym".
Ówcześni piłkarze z Izraela nie byli znani polskim kibicom. Nie grali w zagranicznych klubach, nie byli gwiazdami światowej piłki. Dlatego katowicki "Sport" przeprowadził rozmowę z Benem Avrahamem z "Głosu Izraela". - Piłkarze nasi są amatorami "czystej wody" - mówił izraelski dziennikarz. - Wszyscy ciężko pracują. Jest wśród nich wielu szoferów, pracowników fizycznych i rolnych oraz urzędników.
Redakcja "Sportu" dodała w komentarzu: "Należałoby podkreślić, że historia piłkarska zna wielką ilość znakomitych zawodników pochodzenia żydowskiego. Przypominamy choćby wiedeński Hakoah, który był w swoim czasie rewelacją kontynentalną i w szeregach swych miał graczy najwyższej klasy, jak Nemes czy Gutman.".
I dalej: "Nie mamy jednak potrzeby szukać przykładów za granicą, gdyż i u nas wielokrotny reprezentant Sperling (Cracovia) był jednym z najlepszych skrzydłowych, podobnie jak Gintel (Cracovia) w obronie. Przypomnijmy, że Klotz z Jutrzenki Kraków był tym, który zdobył pierwszą reprezentacyjną bramkę w historii polskiego futbolu - ze Szwecją w Sztokholmie (...) Jeśli piłkarze Izraela dysponują podobnymi walorami, wówczas liczyć się należy z grą, która zadowolić powinna widownię wrocławską.".
Bez poprawności politycznej
Po meczu największe polskie gazety nie ukrywały, że Izrael to outsider. - Izrael prezentował co prawda niewielkie umiejętności, ale dużą ambicję i serce do gry - pisał Sobański z "Trybuny Ludu".
- Przeciwnik był bardzo, ale to bardzo słaby (...) Już sam suchy wynik mówi chyba wszystko. Z kim to jeszcze na świecie moglibyśmy wygrać tak wysoko - komu jeszcze strzelić siedem bramek? - pytała retorycznie "Trybuna Robotnicza".
W 1959 roku nie dbano o poprawność polityczną. Dzisiaj Krzysztof Piątek nie celebruje bramek z Izraelem swoją firmową cieszynką, w której imituje strzały z pistoletu. - Mojej cieszynki na pewno nie będzie. W Warszawie jej nie robiłem, bo uznałem, że za dużo dzieje się w Izraelu i mogliby to źle odebrać. Mam szacunek do każdego kraju i jak raz nie zrobię tej cieszynki, to się nic nie stanie - przyznał polski napastnik w rozmowie z TVP Sport (TUTAJ więcej >>).
Czytaj także: Eliminacje Euro 2020. Izrael - Polska: Piątek bez swoich rewolwerów. "To nie był dobry moment na wypuszczenie takiego komunikatu" >>
A 60 lat temu? "Polacy oddali blisko pięćdziesiąt bomb na bramkę Izraela - czytamy w relacji "Sportu". Choć już wtedy trwała wojna izraelsko-arabska i ginęli ludzie.
Gomułka ważniejszy
W "Trybunie Robotniczej" relacja z meczu z Wrocławia była, i owszem. Ale gdzieś tam daleko w środku. Wydarzenie sportowe przegrało z referatem towarzysza Władysława Gomułki wygłoszonym podczas II Plenum Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.
"Spożycie mięsa i tłuszczów zwierzęcych w latach 1933-37 wyniosło przeciętnie 19,6 kg rocznie na głowę ludności, w 1949 - 28,7 kg, a w 1958 już 48,1 kg" i że to jest "efekt naczelnego zadania polityki rolnej partii", a "masowe i powszechne kółka rolnicze muszą być społecznym organizatorem inwestycyjnego i produkcyjnego wysiłku chłopów".
Te wszystkie fragmenty z przemówienia Gomułki okazały się ważniejsze od relacji meczowej autorstwa Zbigniewa Dutkowskiego, który pisał m.in., że "stoper Korynt nadal jest silnym punktem drużyny, jednak niepotrzebnie bawił się w kiwanie, grał momentami miękko, co widzieli partnerzy i nie czuli dla gdańszczanina niezbędnego respektu".
Przeczytaj inne teksty autora:
Czarnobyl: tej historii nie znaliście. Polscy sportowcy pojechali w "wyścigu śmierci" >>
Zadbany, bogaty 40-latek idzie w krzaki. Zaraz wstrzyknie sobie świństwo >>
Jako jedyna kobieta na świecie 9 razy weszła na Everest. Pracuje na zmywaku, za płacę minimalną >>