Kilka dni temu Marek Koźmiński ogłosił swój start w październikowych wyborach na prezesa PZPN. Ogłosił go na eleganckiej konferencji zorganizowanej w "Loży Białej" PGE Stadionu Narodowego w Warszawie. Od razu pojawiły się zarzuty, że zapłacił za to związek. - Proszę przekazać kolegom, że zapłaciłem za siebie sam i mam na to faktury. Na takich numerach Koźmińskiego nie przyłapiecie - rzucił mi na przywitanie. Z uśmiechem. Ten opanowany, bardzo inteligentny i niezwykle kulturalny były piłkarz włoskich klubów uchodzi za faworyta wyborów. Ale nie będzie łatwo, bo jego rywal, Cezary Kulesza, prowadzi w terenie mocną kampanię wyborczą. Tymczasem były reprezentant Polski jest gwarantem zachowania ciągłości pracy związku. Tyle tylko że Koźmiński był wiceprezesem związku odpowiedzialnym za szkolenie, a przecież jako redakcja przez wiele lat krytykowaliśmy bardzo ostro związek za programy szkoleniowe. Wybory są więc świetną okazją, by skonfrontować nasze racje z racjami kandydata na następcę Zbigniewa Bońka. Rozmawialiśmy więc o stanie polskiej piłki, szkoleniu, piłce zawodowej, wojnie podjazdowej związku z PKO Ekstraklasą.
WP SportoweFakty: Można nazwać pana kandydatem PZPN?
Marek Koźmiński: A co to znaczy kandydat PZPN?
Podczas ogłoszenia pana startu w tle przewijały się obrazy z ludźmi związku, widać, że dobrze ze sobą się czujecie, na konferencję przyszli ludzie ze związku, rzecznik Jakub Kwiatkowski, dyrektor ds. komunikacji Janusz Basałaj czy też Andrzej Person, który jest kojarzony jako człowiek Bońka. Mówił pan o kontynuacji polityki związku…
Mówię o kroczeniu drogą, która została obrana w 2012 roku, bo uważam ją za skuteczną i dobrą. Są rzeczy, które należy skorygować, poprawić. Jeśli chodzi o ludzi ze związku, to przyszli ci, z którymi się dobrze znam. Na pewno nie użyłbym sformułowania "kandydat PZPN", ale można powiedzieć "kandydat, który będzie kontynuował dotychczasową linię PZPN".
ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii
Gdyby w piłce były partie polityczne, można by było powiedzieć, że jesteście z tego samego ugrupowania.
Jednak i w samym PZPN jest wiele różnych frakcji, Ekstraklasa, 1. Liga, nie wszyscy mają tam zbieżne interesy. Wiem, że jest odwieczna rywalizacja, podział jeśli chodzi o dystrybucję pieniędzy. Piłki zawodowej nie interesuje jakiś klubik na wsi, a PZPN się nim interesuje.
Czy panu się podoba obecny stan polskiej piłki?
Nie da się go określić jednym zdaniem, bo polska piłka dzieli się na fragmenty. Są to: reprezentacja narodowa, piłka zawodowa, zabawa z piłką i szkolenie oraz infrastruktura.
Zacznijmy od reprezentacji.
Absolutnie jest na dobrym poziomie. Na arenie międzynarodowej wygląda to przyzwoicie, polscy zawodnicy kupowani są do coraz poważniejszych klubów, jest tendencja wzrostowa.
Poważnie? Poza jednym Lewandowskim, który trafił się nam może raz na 30 lat, nie mamy z zawodników z pola kadrowiczów w klubach ze światowego topu.
Pytanie jest takie, z kim pan się chce porównywać. My musimy porównywać się do Czechów, Szwajcarów, Chorwatów, generalnie krajów bałkańskich.
Pan wymienia małe kraje, a my mamy prawie 40 milionów mieszkańców. Mamy prawo mierzyć wyżej.
Ale z kim mamy się porównywać? Z Niemcami, Anglikami, Francją? Musimy mieć jakieś odniesienie. Porównajmy się z Ukrainą, z Rosją.
No dobrze, ale przynajmniej ciągnijmy w stronę Zachodu, zamiast napawać się, że jesteśmy wyżej od słabeuszy.
Potęgi piłkarskie nie mogą być dla nas punktem odniesienia, na ich podstawie nie można oceniać piłki. Niech pan spojrzy na Grecję, która zawsze była dosyć mocna piłkarsko. Czy jesteśmy słabsi od Grecji? Porównajmy się z takimi krajami ze środka i okaże się, że nie jest źle.
Z tych, które pan wymieniał - Szwajcaria czy Chorwacja są wyżej od nas w hierarchii.
Ale proszę zobaczyć, kto gra w reprezentacji Szwajcarii, 70-80 procent to są imigranci.
Ale przecież oni pochodzą w większości z Kosowa czy Albanii, a to nie są żadne potęgi piłkarskie, nie możemy się tym usprawiedliwiać, Szwajcaria nie kupiła sobie 20 ogranych Brazylijczyków.
No dobrze, ale siłą niektórych krajów są imigranci, szwajcarskiej, niemieckiej, angielskiej, bo przecież Brytyjczycy mieli kolonie. Ostatnio na jednym z turniejów młodzieżowych grali Belgowie i poza linią obrony miał pan cały zespół złożony z imigrantów bądź ich potomków. To jest pewna prawidłowość.
No ale przecież ci wszyscy imigranci nie są kupowani, oni po prostu w krajach zaawansowanych piłkarsko dostają świetne warunki do rozwoju i to jest podstawa sukcesu.
Tak, nie ma dyskusji. Proszę mi jednak powiedzieć, kto osiąga najlepsze wyniki w sporcie - czy ci, którzy mają najlepsze ośrodki i warunki? To przychodzi dopiero z czasem. Piłkarze rodzą się często tam, gdzie jest bieda, gdzie są łąki, piaszczyste boiska.
Mówiąc w skrócie: tam gdzie jest determinacja.
Tak można powiedzieć.
Czy mam rozumieć, że jest pan zwolennikiem teorii mówiącej o tym, że sukces w futbolu mogą osiągać tylko najbiedniejsi albo najbogatsi, a kraje na dorobku mają trudniej?
Mieliśmy trudniej, bo po roku 1989, gdy padł komunizm, sport został pozostawiony sam sobie. Teraz kraj pod względem infrastruktury, organizacji ma się bardzo dobrze. Gdyby ktoś narzekał, że pod względem infrastruktury jesteśmy słabi, to kłamie. Obraża samorządy, prezydentów miast, burmistrzów i tak dalej. Naprawdę bardzo dużo się dzieje. Jest dużo do poprawy, jeśli chodzi o infrastrukturę treningową, ale jeśli chodzi o stadiony poszliśmy bardzo do przodu.
Zgadzam się z panem, że nie tyle idziemy, ile gnamy do przodu. Ale pytanie czy również piłkarsko. Poza całą serią transferów do Włoch, nie przybywa nam piłkarzy w dużych ligach. Gdy graliście wy, jako ostatnie pokolenie szkolone w czasach komunizmu, mieliśmy porównywalną liczbę piłkarzy na zachodzie.
Wtedy była szeroka grupa dobrych zawodników, która nie stworzyła reprezentacji, teraz z kolei mamy dobrą kadrę.
Wtedy to była kwestia losowań?
Pewnie też, ale i zbyt mało sportowego podejścia. Inna sprawa, że dziś znaczenie pieniądza w piłce niesamowicie wzrosło. Jedyną rzeczą, którą przegrywamy, jest kasa. My nie jesteśmy w stanie się wybronić przed tym, że 20-latek jedzie do Celticu za 4,5 mln euro.
Jednak to problem piłki klubowej.
Tak, z kolei jak dziesięciu pojedzie na zachód, to jest dobrze dla piłki reprezentacyjnej, bo arytmetycznie dwóch, trzech da radę. Oczywiście zostawmy na boku Roberta Lewandowskiego, bo on zakłamuje rzeczywistość. Ale będziemy mieli takich jak Piszczek, Glik, Krychowiak.
Jasne, ale musimy mieć więcej Lewandowskich. Trener Lars Lagerback powiedział, że kraje z miejsc 8-30 są dziś na podobnym poziomie, jeśli chodzi o piłkę nożną, tyle, że…
My mamy Lewandowskiego! Zgadzam się z tym.
No właśnie i co dalej? Lewandowski zbliża się do końca. Mówiąc wprost, może zdarzyć się, że pan będąc prezesem PZPN trafi na najtrudniejszy moment piłki w najnowszej historii naszego kraju.
Może się tak zdarzyć, bo dzień, gdy Robert skończy karierę, przecież nastąpi. Oczywiście, jesteśmy beneficjentem tego, że mamy Roberta. Z drugiej strony mamy krótką ławkę, gdy w pierwszych meczach mundialu w Rosji wypadł Kamil Glik, widzieliśmy, co się działo. Ale jest też dużo zawodników na dobrym europejskim poziomie. Jest wielu młodych aspirujących, z których coś powinno być.
Jasne, pewnie ktoś wystrzeli, ale z drugiej strony proszę pamiętać, że nie tylko Lewandowski ma dziś 32 lata, również Kamil Glik, Kamil Grosicki. Skoro już tu jesteśmy, to przypomina mi się skład Polski na mistrzostwa świata do lat 20, w Kanadzie. Tych trzech zawodników, a także Artura Jędrzejczyka, nie było tam. Dlatego właśnie neguję te elitarne programy szkoleniowe PZPN. Jeśli nie jesteśmy w stanie realnie ocenić potencjału takich piłkarzy…
Ale w ocenie Lewandowskiego pomylili się trenerzy kadry, Legia Warszawa, wszyscy.
Oczywiście, ale to nie jest polska przypadłość, pomylono się w kwestii Kane’a, Van Dijka, Griezmanna, De Jonga i wielu innych wspaniałych piłkarzy.
Jasne, ostatnio trener Dorna pokazywał mi zdjęcie kadry młodzieżowej, gdzie jest 10 rosłych chłopców i jeden taki malutki chłopaczek. I to Piotr Zieliński. To kwestia rozwoju zawodnika.
Belgowie mają cały program dostosowany pod tzw. „late developerów”, zawodników później dojrzewających.
No tak, Belgowie są pod tym względem najlepsi.
Ok, ale my też możemy. Moje pytanie brzmi: skoro nie jesteśmy w stanie dobrze ocenić najlepszych piłkarzy świata w wieku kilkunastu lat, to po co tworzycie te wszystkie elitarne programy typu LAMO, Talent Pro, przeznaczone dla bardzo wąskiej grupy.
Ale my robimy naprawdę dużo, jeśli chodzi o selekcję. Ona ma na celu, żeby takich błędów nie popełniać. Jest wieloetapowa. Na niższym, wyższym i najwyższym etapie. Jeśli zawodnik oceniany jest na kilku etapach, ryzyko błędu jest zminimalizowane. Ale zawsze może się zdarzyć. My wyłapujemy na wstępnym etapie dzieci uzdolnione ruchowo. Jeśli ktoś się zna na futbolu, przyjdzie na boisko i ze stu dzieci wyłapie 10, a resztę odrzuci. Zależy nam, żeby kluby, akademie pracowały z jednostką.
Teraz jest nowy trend, który idzie ze Skandynawii. Mówi on, iż wczesna selekcja jest błędem. Przykładem jest choćby klub, który wychował Erlinga Haalanda.
Ale Haaland miał dodatkowe treningi, poza tym jest geniuszem.
Jednak tenże klub dostarczył też wielu innych zawodników do kadr młodzieżowych Norwegii. Z podobnego założenia wychodzi AIK Solna, ten trend rozwija się też w klubach holenderskich. Selekcja – tak, ale nie na wstępnym etapie.
Mamy pewien pomysł, nie mówimy, że on jest najlepszy na świecie, ale jest dobry. Modyfikujemy go.
Ok, ale cały czas są to programy elitarne. Robicie obóz dla 50 zawodników z 3 roczników, czyli dla siedemnastu z rocznika, a być może żaden z nich nie dojdzie do poziomu profesjonalnego. Tymczasem niewiele jest robione w podstawie, dla mas, brakuje szerokiego programu dla dołów.
Ale co robi PZPN? Daje informacje, materiały, uczy trenerów, dostarcza wiedzę, daje wzorce. Wiemy, że to jest fragment, pokazujemy, "jak to zrobić", uczymy chłopaków, jak się mają zachować. Nasza misja to sama góra i sam top. A czym jest sam dół? Jeździmy po okręgach, białych plamach, dokształcamy, pokazujemy, jak trening ma wyglądać. Jedziemy do ludzi.
Jest to fajny projekt, ale w moim powiecie byliście trzy razy w ciągu roku, z całym szacunkiem, trudno nazwać to poważnym programem szkolenia.
Ok., można zwiększać częstotliwość, ale to naprawdę kosztuje ogromne pieniądze. A i tak pojawiają się zarzuty, że pompujemy w małą piłkę a nie dajemy na dużą.
Ale ode mnie pan tego zarzutu nie usłyszy, bo ja się tu z panem zgadzam.
Mamy fajne programy, choćby Puchar Tymbarku, największy taki turniej w Europie.
Ale to nie jest program szkoleniowy, udział większości dzieci nie trwa nawet godziny, to super turniej, ale ze szkoleniowego punktu widzenia ma znaczenie mniej niż marginalne.
Tak, to nie jest program szkoleniowy ale popularyzacja. PZPN szkoli poprzez przekazywanie wiedzy. To, co musimy zmienić, to infrastruktura w małych miejscowościach, a druga rzecz to ekonomiczne wynagrodzenie trenera. Jeśli ma pan klub w 3. lidze i budżet na poziomie miliona złotych, to pierwsze rozdanie będzie takie: pierwsza drużyna ile trzeba, a reszta podzieli się tym, co zostanie.
Zgadza się, dzieci dla większości prezesów są tylko po to, żeby rodzice płacili składki. Ale to nie jest coś co pan, jako przyszły prezes PZPN, może zmienić. Chyba że edukując.
Jeśli nauczyciel dostaje 500 złotych, to wpada na 5 minut przed treningiem i wypada 5 po. On ma żyć, ma rodzinę, pracę. A jeśli dostanie 800?
No właśnie, ale my tu rozmawiamy z panem nie tylko jako wiceprezesem PZPN ale i kandydatem na prezesa. Co zamierza pan poprawić, zmienić w kwestii masowego szkolenia?
Robimy teraz program certyfikacji szkółek. A więc będziemy dawali pieniądze na masowy program, nie elitarny.
No fajnie i już mamy poważną wpadkę, gwiazdki zostały szkółkom przyznane bez weryfikacji.
Nie zgodzę się. A kto dawał dokumenty? Klub! Klub dawał dokumenty, a jak myśmy mieli sprawdzić, czy w tej szkółce jest prowadzona nauka piłki, jak jest prowadzony trening, skoro program dopiero się zaczął.
A proszę sobie wyobrazić, że człowiek, który przyznaje gwiazdki Michelin, nie próbuje dań, tylko ocenia na podstawie wysłanych dokumentów i zapewnień, że jedzenie jest pyszne a toalety czyste. Przecież to niedorzeczne.
Ale widzi pan, jak klubik naciągnie przepisy, to nie może potem powiedzieć, że to wina PZPN. O nie, na to się nie zgadzam.
Ale to jest wina PZPN. To PZPN przyznał gwiazdki bez weryfikacji.
Czasowo dał. Po roku będzie weryfikacja.
A myśli pan, że lokalny klub, który zorganizował wielką galę z okazji przyznania gwiazdki, zorganizuje podobną galę z okazji jej odebrania? Związek stworzył nieuczciwą konkurencję.
Zrobiliśmy coś, co jest wielkim wyzwaniem logistycznym i teraz mamy zarzut, że będziemy weryfikować?
Tak, bo weryfikujecie po fakcie.
Nie dało się inaczej tego zrobić. Pieniądze od ministerstwa były gotowe teraz. A takiego programu nie da się zrobić w dwa miesiące.
Dzwoni do mnie prezes lokalnego klubu i mówi: "My nie spełniamy jednego wymogu i nie złożyliśmy papierów, a szkółka obok nie spełniała większości kluczowych wymogów, ale złożyła papiery i ma złoto". Nie opłaca się być uczciwym.
Ale to wasza ocena. My byliśmy w stanie zweryfikować rzeczy namacalne, szatnie , sprzęt. Ale ilości dzieci na trenera już nie. To była autodeklaracja.
A przecież ilość dzieci i program szkoleniowy są najważniejsze.
Teraz to weryfikujemy. Jeśli się okaże, że ktoś oszukał, nie dostanie pieniędzy.
Co pan zmieni?
Chcę wzmocnić te programy, które są. Choćby Mobilną Akademię Młodych Orłów.
Ok., to jest fajny program, ale mały.
Brakuje nam ludzi. Dobrze płacimy a i tak mamy problem z ludźmi, którzy chcieliby to robić. Naprawdę szukamy trenerów. Będziemy też rozwijali certyfikację akademii. Polska potrzebuje środków, ekonomicznie, mądrze ukierunkowanych. Do tego dochodzi ekonomia płatności dla trenerów. Do tego dochodzi czynnik ludzki.
No ale to już zadanie dla PZPN.
Tu jest problem z mentalnością. Jak pan w Niemczech powie: "Tak robimy", to większość tak robi, jak pan to powie w Polsce, to każdy mówi: "Co on mi będzie gadał, ja wiem lepiej". To jest problem, choć jest coraz lepiej z tym. To młode pokolenie trenerów traktuje to jako zawód, nie tylko jako pasję. I to też jest dobre. Inna rzecz to elitarność zawodu. Na Zachodzie jest znacznie wyższy status społeczny, u nas tego nie ma, praca jest każda inna. Ale poziom i jakość szkolenia absolutnie wzrasta.
Ok., ale musimy mieć punkt odniesienia. Jak wzrasta u nas, a jak na Zachodzie, nie działamy w próżni.
Wystartowaliśmy z bardzo niskiego poziomu, zrobiliśmy skok i zwolniliśmy, to naturalny proces. Beneficjentami tego będziemy jak roczniki, z którymi zaczęliśmy pracę wiele lat temu, będą wchodzić do seniorów. Musimy poczekać jeszcze 5, 6 lat, wtedy będzie weryfikacja. Musimy podpatrywać lepszych, ale tych lepszych, którzy mają podobne warunki. Ktoś mówi: „Jadę podpatrywać Hiszpanów i tak będę trenował”. A ja pytam: „Co ty mówisz człowieku, przecież oni działają w innej rzeczywistości, mają inne uwarunkowania”. Podpatrujmy Belgów, Niemców.
Od każdego można coś wziąć.
Żadna federacja nie zrobiła tyle co my. Wystartowaliśmy z lasu, jesteśmy na łące, idziemy w stronę miasta. Czasem pretensje są słuszne, ale idziemy do przodu.
Pan nazwał się człowiekiem dialogu. Tymczasem nieco siłą przeforsowaliście zmianę systemu rozgrywek Ekstraklasy. Dziewiątą zmianę systemu rozgrywek w ciągu 20 lat. To nie brzmi poważnie.
To zdecydowanie za dużo, jestem za stabilizacją, przewidywalnością.
I dlatego zrobiliście zmianę…
Bo to dobre rozwiązanie. Będąc właścicielem w polskim klubie musi pan sobie robić pewien plan działania na rok, dwa, pięć. A jak ma pan dziś planować cokolwiek, jeśli za chwilę nie załapie się pan do ósemki i będzie walczył o przetrwanie? Jak spokojnie planować?
Zwolennicy odchodzącego już w niepamięć kształtu ligi z 37. kolejkami wspominali, że był on korzystniejszy pod względem ekonomicznym.
Skąd taki pomysł?
Zwolennicy powoływali się na dane, badania.
Ale jakie badania? Chodźmy na zewnątrz, podejdziemy do biurowca a potem do metra i zapytamy o preferencje polityczne. Zapewniam pana, że uzyskamy inne wyniki. Zyski ekonomiczne są pozorne. Przecież jeśli ma pan rundę finałową, gdzie gra pan o życie, musi mieć pan znacznie szerszą ławkę. A to oznacza dodatkowe, bardzo duże, koszta. Rozmawialiśmy z klubami, przekonaliśmy je do zmiany, to był dialog. Nie słyszałem głosu stacji telewizyjnych, czyli płatników, którzy mówią, że są przeciwnikiem tej zmiany.
Osiemnaście zamiast szesnastu to też wprowadzanie do ligi kolejnych nieprzygotowanych drużyn.
A oglądał pan mecz Rakowa z Legią?
Tak, ale chciałbym zaznaczyć, że odbył się on w Bełchatowie, a nie Częstochowie.
Można powiedzieć, że infrastruktura nieprzygotowana, niech będzie, ale sportowo? Dlaczego Legia nie pojechała do Bełchatowa i nie zlała Rakowa 5:0?
Jasne, ale klub to wiele aspektów, pierwsza drużyna, szkolenie, kibice i stadion. I każda z tych czterech kończyn jest równie ważna dla funkcjonowania zdrowego organizmu.
Niech pan zobaczy stadion Atalanty Bergamo…
Z tego, co kojarzę, znajduje się on w Bergamo, nie w Brescii. Nie ma sytuacji, że ktoś we Włoszech gra w tamtejszym Bełchatowie.
Jasne, ale nie porównujmy się z Włochami. Ja się nie zgadzam absolutnie z mówieniem, że mamy problem z infrastrukturą stadionową.
No ok, ale pojawia się zarzut, że mamy 12-14 dobrych i rozwiniętych klubów, ale rozszerzając ligę dorzucamy tych "ubogich" do bogatych, to nie zwiększa poziomu całości.
Są fajne stadiony w Lublinie, Widzewa w Łodzi, w Mielcu, Bydgoszczy, rozwija się stadion ŁKS. Tych obiektów jest coraz więcej, a mówimy o dwóch, trzech przypadkach jak o jakiejś normie. Co innego gdyby, była ogromna różnica jakościowa między pierwszą a ostatnią drużyną. A tego nie ma.
Skoro jednak jesteśmy przy tym temacie. Dyrektor sportowy federacji szwajcarskiej Laurent Prince powiedział, że liga i związek to symbioza, dobra liga to silny związek i odwrotnie. U was jest ciągła wojna podjazdowa, spór kompetencyjny. Nie współpracujecie, a rywalizujecie. I to nie jest zdrowe.
Nie mówię, że się nie zgadzam. Ale liga szwajcarska nie jest jakaś tam...
Jest znacznie lepsza od naszej. Ale chodzi mi bardziej o brak współpracy.
Wie pan, proszę spojrzeć na to z innej perspektywy. W Europie jest taki trend, że najlepsi chcą grać z najlepszymi, Real z Barceloną, z Bayernem. A nasi najlepsi patrzą się w tamtym kierunku i chcieliby, żeby nas dopuszczono do stołu. Próbują się przedrzeć, ale jednocześnie tych mniejszych na rynku lokalnym nie chcą dopuścić do swojej elitarnej grupy. Jak to nazwać? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W polskiej Ekstraklasie mamy na dziś dwa najsilniejsze ekonomicznie kluby, które nadają pewien trend, to Legia i Lech. Jakby dzisiejsza Wisła była tak silna jak kilkanaście lat temu, to by miała taką samą narrację, ale ma inną sytuację, więc ma taki jak my. A my musimy patrzeć obiektywnie na piłkę, nie z punktu widzenia bogatych czy biedniejszych. Musimy patrzeć, jak jest dobrze dla rozwoju piłki. 80 procent tabeli to środek tabeli, dół tabeli albo drużyny „środek-dół”. Jagiellonia dopiero co walczyła o mistrza a zaraz może walczyć o przetrwanie. Warszawa inaczej myśli, bo jest najbogatszym miastem, wygrywa ekonomicznie. I zapewniam pana, że ja nie mam z tym najmniejszego problemu. Ale tego nie widać na boisku, nie ma takiej dominacji Legii czy Lecha.
Czy pan jako kandydat na prezesa PZPN ma jakiś pomysł na poprawę sytuacji polskiej piłki klubowej? Bo ja osobiście jako kibic, dziennikarz, nie przyjmuję wyjaśnień, że PZPN nie dotyczy piłka klubowa.
Ok, ale z jednej strony kluby mówią "nie wchodźcie na nasze podwórko", a z drugiej strony mamy być za nich odpowiedzialni? Nie mamy formalnie możliwości.
Oczywiście ostatecznie odpowiedzialność biorą oni, prezesi, ale pytanie, co pan jako prezes mógłby zrobić, by podnieść ogólny poziom.
Ja panu powiem, czego nie możemy zrobić. Nie możemy dawać im pieniędzy.
Nie namawiam do tego, to byłby absurd.
Możemy za to robić programy ukierunkowanego na polskiego piłkarza. I to robimy. Choćby Pro Junior System. Trudno wymyślić sposób, żeby pomóc Legii czy Lechowi. My za to możemy zmienić terminarz, ułożyć tak rozgrywki, żeby w kluczowym momencie wchodząc do Europy oni byli jak najlepiej przygotowani. I to właśnie robimy. Piłkarz musi grać i musi wypocząć. Mamy dość krótką przerwę zimową w stosunku do tego, co było. Mamy kumulację meczów kwiecień-maj. A potem krótka przerwa i zaczynamy treningi. Piłkarze nie mają czasu na regenerację, a zapewniam pana, że na tym trochę się znam i ten czas jest potrzebny. Myśmy za nisko spadli w rankingu i musimy powoli budować pozycję. Jak skończymy o 5-7 dni wcześniej, to jest dużo, zapewniam pana. A teraz wchodzimy zmęczeni w okres przygotowawczy. A mamy też obcokrajowców, którzy tracą dzień na dojazd do domu, powrót. Nie ma czasu dla nich. I ta reforma, za którą idzie zmniejszenie ilości meczów, daje szansę na zoptymalizowanie. Nie możemy patrzeć tylko na zasadzie "pieniądze, excel, słupki". Musi być zrozumienie realiów sportu. I ten okres między końcem sezonu a początkiem rozgrywek to jest właśnie rzeczywistość.
Ok, ale zostawmy reformę, bo ona jest przyklepana, co więcej?
Dokładamy kasę do Pucharu Polski i tak dalej, ale nie damy bezpośrednio pieniędzy. Inna sprawa. Dlaczego taki Dziczek nie mógł iść do Legii czy Lecha?
To jest to, co Dariusz Mioduski mówi: "Przyjdź do nas, wypromuj się i idź w świat jako poważny piłkarz".
No dobrze, ale ile pan Mioduski chciał zapłacić?
Pewnie najlepiej bezkosztowo, jak znam życie.
No właśnie, sam pan widzi. My musimy zrobić krok do przodu. Jeśli mamy wyróżniającego się zawodnika w lidze, to dlaczego nie ma transferu za milion euro na rynku wewnętrznym? Kiedyś były takie transfery, Wisła kupowała Żurawskiego. I potem on i jego koledzy tak podciągnęli Wisłę, że poszli za cztery razy większe pieniądze na Zachód.
Ale dziś przyjeżdża włoski klub i wykłada 4 miliony euro na Arkadiusza Recę, wyróżniającego się ligowca. Naszych na to nie stać.
Oczywiście, na tym poziomie nie stać. Ale jeśli ja sprzedaję za 4 miliony, to dlaczego nie mogę wydać na rynku wewnętrznym miliona? To jest krótkowzroczne myślenie. Dziś Jacek Góralski idzie do Kajratu Ałmaty za duże pieniądze, a dlaczego nie wzmocnił któregoś z topowych polskich klubów, które sprzedają drogo zawodników? Myśli pan, że jeśli on tam dostał 800 tysięcy euro, to by nie przyszedł do topowego polskiego klubu za 500 tysięcy?
Nie wiem.
Przyszedłby. A czy ten piłkarz nie podniósłby jakości topowego zespołu? Moim zdaniem by podniósł. Brakuje tego bardzo, transferu ogranego zawodnika. On podnosi jakość drużyny tu i teraz. Legia, którą lubię i szanuję, ściąga zawodnika Bereszyńskiego, Bielika i szybko sprzedaje. Wykorzystuje swoją pozycję ekonomicznego lidera, żeby być pośrednikiem w sprzedaży zawodników.
Zobaczymy, teraz zaczynają wpuszczać chłopców sprowadzanych w wieku 13-14 lat, z czasem mają być ci wychowani od podstawy.
Zobaczymy z czasem. Brakuje mi czegoś takiego, że biorę zawodnika i on gra u mnie dwa, trzy lata. A teraz czytam, że mają sprzedać Kante, który dopiero co zaczął grać.
To może pokazuje problem ekonomiczny, to są wszystko biedne klubiki pospinane na agrafki.
Nie wiem tego, ale wiem, że jak będziemy w ten sposób funkcjonować, to nigdy nie będziemy mieli sukcesów w Europie. Możemy sprzedać jednego, dwóch, ale nie pięciu. Rozumiem, że sprzedajemy Niezgodę za 4,5 mln euro, bo trzeba to zrobić. Ale wtedy weźmy kolejnego najlepszego z Polski za 1,5 mln. A takiego transferu nie ma. A zawodnik ma dużo do powiedzenia, jak nie będzie chciał, to nie pójdzie. Ten Dziczek trafił do Salernitany i gdzieś się tuła. Pewnie jeszcze będzie grał na solidnym poziomie, ale on pewnie wolałby pograć w europejskich pucharach. To jest problem. Może są jakieś okoliczności, których nie znam, ale idea jest słuszna. 3-4 miliony są dla nas nieosiągalne, ale milion już tak. To najlepsza droga, żeby zaistnieć w pucharach. U nas działamy na zasadzie "kupię 2-3 z zewnątrz, jeden się sprawdzi". A zawodnik na rynku wewnętrznym zna mentalność, zna klimat. U nas też często się mówi: "Nie kupię go, bo potem go nie sprzedam" a przecież taki sprawdzony zawodnik będzie pracownikiem, który zwiększy jakość.
Tak, widzieliśmy to w Ajaksie.
Właśnie. Kolejna sprawa to brak wykorzystywania byłych zawodników.
Proszę rozwinąć temat.
Choćby Wisła Kraków ma możliwość wykorzystania Clebera albo Mauro Cantoro do skautingu w Ameryce Południowej. Za bezcen mają dwóch świetnych specjalistów, którzy może nie wyłowią tych najlepszych zawodników, bo po nich sięga Europa Zachodnia, ale dostarczą zawodników na dobrym poziomie, na moją skalę. Takie okazje trzeba wykorzystywać. Z niczego mam mini-skauting. To są czasem proste rzeczy. Kiedyś się "bawiłem" w Ekstraklasę i też tak funkcjonowałem. Tu kolega, tam kolega.
Sam pan jednak wspominał, że nie wyszło tak, jak mogło.
Sportowo się obroniliśmy, przez dwa lata klub zarabiał, ale z czasem nie było mnie wtedy stać na prowadzenie klubu. Do tego środowisko lokalne mnie nie zaakceptowało. Prawda taka, że dostałem za darmo i oddałem za darmo. W dobrym stanie. Traktuję to jako genialną naukę, której nigdzie indziej bym nie dostał. Byłem młodszy, byłem idealistą, teraz jestem bardzo doświadczony, pragmatyczny, silniejszy pod każdym względem.
Zastanawiał się pan kiedyś czemu nie mamy wybitnych polskich trenerów?
Dobre pytanie.
Czy nie szwankuje edukacja?
Nie. Była szansa z Adamem Nawałką, ale nie wyszło. Mam nadzieję, że wyjdzie Jurkowi Brzęczkowi, również z racji wieku. O ile kadra osiągnie sukces, a tego jestem pewien.
Ok, ale albo się uda albo nie, jednak nie można dziś powiedzieć, że mamy 7-8 trenerów, którzy poradziliby sobie w średnim klubie na Zachodzie.
Myślę, że to szerszy problem. Byli zawodnicy nie garną się do tej roboty. We Włoszech każdy chce być trenerem, u nas nie.
Każdy chce być ekspertem albo agentem.
Wygoda życia. Którzy z moich kolegów są trenerami? Raz, dwa, trzy… u nas nie ma elitarności.
A jak związek zachęca?
Po zakończeniu kariery zawodnik ma dwa lata, by zostać trenerem z licencją UEFA Pro, wiele więcej w tej kwestii nie zrobimy. A jeszcze się nam zarzuca, że to robimy.
No tak, bo jest to kosztem "zwykłych" trenerów, którzy nie dostają się na UEFA Pro.
Czasem wielki piłkarz ma bezcenne doświadczenia. Ale skończmy tamten wątek. Np. taki Andrea Pirlo chce być trenerem i wielu innych fantastycznych włoskich piłkarzy. U nas się nie pchają…
No pan też trenerem nie został, powinien ich pan rozumieć.
No bo ja nie chciałem, ale to jednostkowy przykład.
No dobrze, jakie ma pan ambicje, po co panu ta prezesura?
Jestem od ośmiu lat wiceprezesem, uczestniczę w budowaniu jakiegoś projektu, chciałbym to kontynuować, usprawnić, rozszerzyć. Mam 49 lat i jestem w doskonałym wieku, żeby taką działalność rozpocząć. Kocham piłkę i myślę, że mogę się jeszcze przydać, a w innej formie będzie ciężko, tym bardziej, że nie myślę o powrocie do piłki zawodowej.
Polska piłka przyciąga.
Tak. W życiu człowiek ma trzy sfery. Prywatną, zawodową i sferę marzeń. U mnie druga i trzecia się mieszają, łączą. Jestem obiektywny, nie można mi przykleić łatki, ż jestem z Krakowa albo Śląska, znam bardzo dobrze środowisko, środowisko zna mnie.
Konkurent, Cezary Kulesza, jest mocny?
Wolę się skupić na sobie. Jestem silny i będę bronił swoich pomysłów i racji, ale jestem otwarty na dialog. Nie jestem gościem, który mówi, że ma zawsze rację, ale przyjmuję argumenty. Merytoryczne. Nie przyjmuję głosów "nie, bo nie". Jestem twardy, ale lubię rozmawiać. To się przecież nie wyklucza. I co ważne, jestem przewidywalny. Wybierając mnie, ludzie będą wiedzieli, czego się spodziewać.
Ma pan już jakiś zespół ludzi?
Oprę się na sprawdzonych ludziach, bo w moim odczuciu to dobrze funkcjonuje, ale nie wykluczam, że dołożę kilku swoich dobrych ludzi.