Maciej Szczęsny przez wiele lat grał w Legii Warszawa. W 1996 roku jednak postanowił odejść do Widzewa Łódź. To wywołało burzę, a bramkarz stał się wrogiem kiboli z Łazienkowskiej. Nie byli w stanie mu wybaczyć, że odszedł do znienawidzonego rywala.
Historia tak się potoczyła, że rok później Szczęsny zdobył z Widzewem mistrzostwo Polski. Mało tego, tytuł dało mu zwycięstwo nad Legią przy ul. Łazienkowskiej. Mało brakowało, a ten mecz skończyłby się dla niego tragicznie. Zdradził to w sport.pl.
- Tuż po nim dowiedziałem się, że kibole Legii od dawna byli umówieni, że jeśli Widzew wygra, to pójdą mi spalić chatę. Siadłem więc sobie w ustronnym miejscu w szatni i zadzwoniłem do prezesa Pawelca, tłumacząc, że z jednej strony chcę pojechać do Łodzi z chłopakami świętować, a z drugiej strony bardzo bym nie chciał, żeby mi bandyci spalili chatę, a w chacie kobietę - wspomina w rozmowie z portalem sport.pl.
ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"
Andrzej Pawelec uspokoił swojego bramkarza, że nie musi się martwić. Po chwili przekazał telefon człowiekowi, który wtedy miał wielkie możliwości. To był Leszek Miller, który wtedy był ministrem spraw wewnętrznych. Jak rozwiązał problem?
- Miller obiecał, że będzie pilnowane i chuligani szybko zostaną zniechęceni. Słowa dotrzymał. Przyjechali trzej panowie trzema tajnymi autami, ale tak ustawionymi, że jak grupki przychodziły, to widziały, jak z aut wychodzą postawni ludzie i się ze sobą komunikują. Chłopcy z szalikami po półtorej doby odpuścili - opowiada.
Szczęsny w Widzewie spędził tylko dwa sezony. Potem jeszcze grał w Polonii Warszawa i Wiśle Kraków.
Serie A. Wojciech Szczęsny zdradził, dlaczego został bramkarzem. "Zrobiłem to dla ojca" >>
Widzew - Legia. Maciej Szczęsny wspomina grę dla obu klubów. Negatywnie ocenia działaczy >>