Powrót kibiców na stadiony przez władze polskiej piłki upatrywany jest za wielki sukces. PZPN przedstawił rządowi specjalny plan, który muszą zrealizować kluby. Chodzi o wytyczne reżimu sanitarnego, ograniczenie pojemności stadionu do 25 proc. i usadzenie widzów co cztery miejsca i co drugi rząd. To ma sprawić, że na polskich stadionach będzie bezpiecznie, a epidemia koronawirusa nie będzie się rozprzestrzeniać.
Tylko jak upilnować kibiców? W rządowym rozporządzeniu naiwnie założono, że wystarczy rozsadzić fanów po całym stadionie, a ci będą zachowywać dystans społeczny. Jednak jak pokazuje sytuacja z Zabrza, fani nawet wtedy, gdy nie są na stadionach, grupują się i prowadzą doping tak, jak przed wybuchem pandemii. O koronawirusie nikt nie pamięta.
- Na razie sytuacja na Śląsku wygląda średnio - nie ma tragedii, ale nie wiemy, jaki będzie ciąg dalszy. Tego typu zachowania świadczą, że zaczęliśmy bagatelizować zagrożenie. Patrząc na to, co się dzieje w niektórych krajach, np. w Brazylii, nie jest to za mądre zachowanie. Chociaż istnieje scenariusz, w którym w okresie letnim łatwość, z jaką wirus się przenosi, może być nieco mniejsza. Nie ma na to jednak dowodów. Konsekwencje błędu mogą być bardzo poważne - powiedział nam wirusolog prof. dr hab. Krzysztof Pyrć.
ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Czy kibice powinni wrócić na stadiony? Profesor Simon stawia warunki, przy których to bezpieczne
Górny Śląsk to polskie epicentrum koronawirusa. Wykryto tam ponad 11 tysięcy przypadków zakażenia. W całej Polsce to ponad 29 tysięcy. Blisko połowa z zakażonych w województwie śląskim to górnicy. Zdecydowana większość z nich nie miała objawów i nieświadomie zakażała swoje rodziny. Dlatego wpuszczenie kibiców na stadiony - nie tylko na Górnym Śląsku - jest zdaniem wirusologów niepotrzebnym ryzykiem.
- Jestem przeciwnikiem zgromadzeń publicznych. Moim zdaniem niosą one za sobą bardzo duże ryzyko, a korzyści z nich wynikające są zbyt małe. Trzeba pamiętać, że mimo wszystko bez zgromadzeń publicznych chwilę damy radę wytrzymać, a bez pracy, turystyki i przemysłu będzie nam ciężko - dodał Pyrć.
W niedzielę kilkudziesięciu kibiców Górnika Zabrze zebrało się pod stadionem. W trakcie meczu z Legią Warszawa (2:0) dopingowali swój ukochany klub. Na zdjęciach nie widać, by mieli na twarzach maseczki. Nie zachowują też dystansu społecznego. Tak samo może być na trybunach. Wystarczy jeden gol, by uwolnić emocje, radość. Wtedy dystans społeczny może odejść w zapomnienie.
- Moim zdaniem nie da się nikogo upilnować na stadionach, to są emocje. Co tu zresztą wymagać od innych - sam bym się nie upilnował. Dlatego na stadion nie pójdę - zadeklarował Pyrć.
W to, że kibice będą zachowywać dystans społeczny wątpi ekspert ds. bezpieczeństwa, Marcin Samsel. - Śmiem w to wątpić. Gdyby to była impreza na 150 osób to co innego, kilkunastu ludzi z ochrony i można próbować. Ale mówimy o tysiącach. Jest tu wiele pytań: jak pracownicy ochrony mają sprawdzać kibiców, czy w ogóle mają ich sprawdzać, co z zakrywaniem twarzy w miejscach publicznych. Niby wydaje się mało istotne, ale musi dojść do zmiany prawa - powiedział nam Samsel.
Decyzja o tym, czy wpuścić kibiców na stadiony, zależeć ma od wojewody. Póki co gliwicka policja nie zgodziła się na organizację imprez masowych z udziałem fanów.
Czytaj także:
Transfery. Oficjalnie: Sławomir Peszko w Wieczystej Kraków. Czegoś takiego jeszcze nie było
Skandal w meczu PKO Ekstraklasy. W ten sposób kibic wtargnął na murawę