Bundesliga. Kulisy pracy operatora kamery. "Bez publiczności pracuje się lepiej. Wiem, że nikt nie obleje mnie piwem"

Getty Images / Christof Koepsel/Bongarts / Na zdjęciu: Paweł Rybak
Getty Images / Christof Koepsel/Bongarts / Na zdjęciu: Paweł Rybak

- Od liczby zakażeń zależy, w jakim stopniu będą otwarte stadiony na meczach Bundesligi. Sytuacja jest dynamiczna, może się zmienić w każdej chwili - mówi Paweł Rybak. To Polak, który pracuje jako operator kamery na meczach ligi niemieckiej.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=75904]

Paweł Rybak[/tag] wyliczył, że w pracy obejrzał blisko pięć tysięcy meczów. Od Bundesligi, przez Puchar Niemiec po Ligę Mistrzów i mistrzostwa świata. Jeden z jego najważniejszych odbył się w 2013 roku, kiedy Polak Robert Lewandowski strzelił cztery gole dla Borussii Dortmund w starciu Ligi Mistrzów z Realem Madryt.

- Pracowałem wtedy na kamerze, która obserwowała sytuacje spalone, była ustawiona przy linii 16. metra - opowiada i dodaje: - Miałem szczęście, że większość goli padała na mojej stronie. Były emocje, szczególnie gdy rodak zdobywa bramki. Dzięki doświadczeniu i rutynie mogłem jednym okiem patrzeć przez kamerę, a drugim bezpośrednio na mecz. Po strzelonym golu akcja mojej kamery kończyła się. Mogłem podnosić ręce z radości.

Mały wóz transmisyjny

Wcześniej był jako jedyny operator kamery przy fecie Borussii Dortmund po zdobyciu mistrzostwa Niemiec w 1995 roku oraz dwa lata później gdy BVB wygrała Ligę Mistrzów w Monachium. - Trochę się naoglądałem - śmieje się.

ZOBACZ WIDEO: Bundesliga. Robert Lewandowski z nowym celem na kolejny sezon. "Ma coś do udowodnienia"

Od 1991 roku pracuje jako operator kamery na meczach piłkarskich. Pięć lat wcześniej wyjechał z Polski, pracował w krakowskiej telewizji. W Niemczech szybko znalazł pracę w zawodzie, ale na początku były to programy rozrywkowe.

- Zrezygnowałem z tamtej pracy, rozmawiałem z innymi firmami, jedna z nich miała wóz transmisyjny - mówi Rybak. I dodaje: - I ta firma z małym wozem była pierwszą prywatną stacją, która kupiła prawa do transmitowania Bundesligi. Od prawie 30 lat pracuję przy piłce.

Jednak pandemia i dwumiesięczna przerwa w rozgrywkach mocno odbiła się na ich pracy. - Nie jesteśmy na etatach, współpracujemy z producentem sygnału - tłumaczy Rybak. - Na początku pandemii udzieliła się nam panika. Dla wszystkich zawodów to była nowa sytuacja. Na szczęście rząd od razu zorganizował pomoc dla współpracowników. Dostaliśmy pieniądze na pokrycie kosztów naszej działalności - wynajem, raty za sprzęt itd. - tylko na to mogliśmy je wydać. To uratowało wiele osób.

Gdy w połowie maja odmrożono sport w Niemczech, Bundesliga wróciła pod wieloma restrykcjami. Trybuny zamknięto dla kibiców, pozwolono wejść ograniczonej liczbie dziennikarzy. W nowym sezonie rząd pozwolił na stopniowe otwieranie trybun, może wejść też więcej dziennikarzy. Ale zależy to od liczby zakażeń w regionie.

Trzy strefy: zielona, żółta i czerwona

- Są trzy strefy. Region jest "zielony", kiedy jest w nim poniżej dziewięciu chorych na 100 tys. mieszkańców w ciągu ostatnich siedmiu dni. "Żółty" jest między 9-35 zachorowaniami na 100 tys. mieszkańców. A "czerwony" kiedy liczba zakażonych na 100 tys. osób jest powyżej 35. W zależności od regionu federacja piłkarska decyduje, ilu dziennikarzy może wpuścić na trybuny. W strefie "czerwonej" organizacja meczu jest najbardziej restrykcyjna. Wygląda tak jak podczas restartu. Sytuacja jest dynamiczna i może zmienić się w każdej chwili - opowiada Rybak.

Choć pierwsi kibice na stadionach nie muszą już nosić maseczek po zajęciu miejsca, to nie obowiązuje to operatorów przy murawie.

Oblewali piwem, rzucali kubkami

- Jesteśmy kontrolowani przez człowieka wyznaczonego przez sanepid - mówi polski operator. - Chodzi między wozem transmisyjnym a trybunami i sprawdza, czy m.in. mamy założone maski. Jesteśmy oddzieleni od reszty o ok. 50 metrów, dookoła nas nie ma nikogo, a i tak musimy zakrywać usta i nos. To są paradoksy, do których niestety musimy się przyzwyczaić. I musimy się tego pilnować. Po takiej przerwie jesteśmy głodni pracy.

A w takich warunkach, jakie były po restarcie Bundesligi, niemieccy operatorzy nie pracowali jeszcze nigdy. Puste trybuny dotąd były dla wszystkich w Niemczech rzadkością.

- Bez publiczności pracuje się przyjemniej - zaskakuje Rybak. - Wiem, że nikt nie obleje mnie piwem, nie rzuci kubkiem i nie opluje. Takie sytuacje zdarzały się niemal na każdym meczu. Najczęściej zdarzało się to, gdy padła bramka. Ludzie robili to w emocjach i przy okazji obrywaliśmy. Ale jeśli chodzi o atmosferę to duża strata. Jesteś w pustym, betonowym klocku. Słychać każdą rozmowę piłkarzy na murawie. Jak na sparingu w okresie przygotowawczym. To przykre i straszne - dodaje operator kamery.

Nowy sezon Bundesligi rusza już w piątek. Pierwszy mecz odbędzie się o godzinie 20:30. Bayern Monachium zagra z Schalke 04 Gelsenkirchen.

Martin Kobylański: Przypomniałem o sobie

Paweł Stolarski miał kolizję w stolicy. Piłkarz dostał mandat

Komentarze (1)
avatar
Katon el Gordo
17.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"...nikt nie obleje mnie piwem, nie rzuci kubkiem i nie opluje..." - za to w Polsce są stadiony, na których rzucają nożem (np. w Dino Baggio - 30.07.2000 r.).