Pod koniec października piłkarskim środowiskiem w Polsce wstrząsnęła wiadomość o zatrzymaniu Cezarego Kucharskiego. Były reprezentant Polski, a także niegdysiejszy menadżer Roberta Lewandowskiego, został zatrzymany w związku z rzekomym szantażowaniem napastnika Bayernu. W nagraniach, które wyciekły do mediów, słychać m.in. jak Kucharski żąda od "Lewego" 20 milionów euro za "jego spokój".
Sam menadżer całą sprawę widzi jednak zupełnie inaczej. W obszernym wywiadzie udzielonym Arturowi Brzozowskiemu z "Gazety Wyborczej" tłumaczy, że to Lewandowski od początku ich współpracy był niechętny do wypłacania mu jakichkolwiek pieniędzy.
- Roberta zawsze bolało, że musiał się ze mną podzielić zyskiem, coś zapłacić. Tak zdarzyło się choćby przy kontrakcie z Nike - stwierdził Kucharski. - Wynegocjowaliśmy dla Roberta super umowę, najwyższą, jaką miał wtedy sportowiec z tej części Europy. Współpracowałem wówczas z Mariuszem Siewierskim, ale chciałem, aby prowizję otrzymał też Maik Barthel. On wcześniej ustalił świetne warunki z konkurencyjnym Adidasem, dlatego z Nike mogliśmy windować kwotę. Lewandowski kręcił nosem na wysokość naszej prowizji, zamiast skupić się na wysokości kontraktu - opisał sytuację agent.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piękna bramka w Dębicy. Tak strzelają w III lidze
To jednak wyłącznie jeden z przykładów, jakie przytacza Kucharski. Jego zdaniem zgrzyty pojawiły się już przy transferze do Lecha Poznań, w którym to, dzięki udanym negocjacjom menadżera, "Lewy" miał zarabiać o wiele większe pieniądze, niż początkowo zakładał. - Nie oczekiwałem wdzięczności, gdyż wykonywałem swoje obowiązki. Jednak pytania w stylu: "A ty jaką z tego wziąłeś prowizję?", bolały. Przecież prowizję ustaliliśmy między sobą już wcześniej - żalił się 48-latek.
Co ciekawe jednak, Kucharski przyznał, że swego czasu zapłacił Lewandowskiemu 14 tysięcy euro za... wyłączność do jego praw wizerunkowych do 2030 roku. Jak jednak podkreślił, wówczas "Lewy" był anonimowym graczem II-ligowego Znicza. Na podobny krok mógł zdecydować się każdy agent. Wspomniane prawa do wizerunku Kucharski wniósł później do spółki RL Managment.
Kluczowym momentem w historii konfliktu obu panów miał być jednak rok 2016 i moment podpisania nowej umowy Lewandowskiego z Bayernem. Wówczas, zdaniem piłkarza, Kucharski dopuścił się oszustwa, a umowa była dłuższa i gorzej płatna, niż początkowo zakładał sam zawodnik (więcej TUTAJ). Jak jednak zarzeka się Kucharski, "Lewy" doskonale znał wszystkie ustalenia i warunki kontraktu. Olbrzymim zaskoczeniem miał być moment, w którym zamiast złożyć parafkę pod umową, Lewandowski wyraził swoje wątpliwości.
- Byliśmy zdezorientowani. Rummenigge, Barthel, prawnicy i ja patrzyliśmy na siebie zszokowani. Pomyślałem: co on za głupoty wygaduje? Nikt nie rozumiał tego zachowania - powiedział Kucharski. - Zapytałem więc Lewego: "Co robisz? Co chcesz tym osiągnąć?". Odpowiedział: - "Co, jeśli nie podpiszę, to nie będziecie mieli prowizji?". Brnął w te karteczki, jakie niby miał w domu, z których niby wynikało, że powinien zarobić przez cztery lata po milion euro rocznie więcej niż w przygotowanym kontrakcie - dodał agent.
- W lutym 2017 roku Robert zadzwonił i powiedział, że jego prawnik przygotuje umowę na dwa miliony euro i że mam ją podpisać w ciągu tygodnia. Powtórzyłem, że nie zapłacę, ponieważ to wszystko sobie zmyślił, iż kontrakt zawierał kwotę niższą od ustalonej. Wtedy "Lewy" powiedział: "W takim razie kończymy współpracę". Ja na to: "OK, kończymy". I skończyliśmy - podsumował Kucharski.
Czytaj także:
- Liga Mistrzów. Barcelona - Dynamo. Mircea Lucescu: Nie wydaje mi się, by Barcelona mogła wygrać Ligę Mistrzów
- Tak Robert Lewandowski relaksował się po meczu. Korzystał z uroków jesieni